sobota, 1 lipca 2017

SZYMON HOŁOWNIA - BÓG. ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ [RECENZJA]


Na bezludną wyspę zabrałbym dwie książki: Ostatnie kuszenie Chrystusa i Pismo Święte. Pierwszą dlatego, że najzwyczajniej w świecie dzieło wgniotło mnie w fotel (ewentualnie hamak). Drugą wziąłbym, bo jest po prostu gruba. Dużo do czytania jest.

Nie uznaję żadnego systemu religijnego (nie mylić proszę z wiarą), ale jedno działanie wziąłbym od świadków Jehowy (czy bardziej tych z ulic – osób utożsamianych ze Świadkami Jehowy): „Czytaj Pismo Święte”. Tak, z tego od czasu do czasu korzystam. I tylko z tego. Odrzucam coś, co wprowadza u mnie kompletnie zbędny galimatias: ŻADNYCH wyjaśnień jakiejkolwiek maści teologów i znawców Pisma, ŻADNYCH przypisów wyjaśniających to czy to. Tylko czytanie Pisma. Jeśli widzę jakiś przypis/wyjaśnienie teologiczne w tekście Pisma Świętego, od razu czuję się jak ta owca oglądająca wiadomości, informacje, czy tam fakty: „Za nami konferencja prasowa kogoś tam na temat jakiś tam. Za chwilę w studio pojawią się eksperci, którzy powiedzą Państwu, co macie Państwo o tejże przed chwilą zakończonej konferencji myśleć”. Przeczytam, wysłucham tematu i sam dojdę (prędzej, czy później) do wniosków (czy odpowiednich, czy nie – nieważne. Do moich wniosków dojdę!).