To było przeznaczenie. Inaczej
sobie tego nie wytłumaczę. Kompletnie nie lubię fantastyki. Nie przeczytałem
nigdy żadnej fantastycznej książki, chodź kilka fantastycznych i wspaniałych
tytułów mi się trafiło. Lód zdobyłem za darmo. Cała sytuacja jawi mi jako coś
magicznego. Oto zostałem któregoś październikowego dnia dwa lata nazad wydelegowany do
posegregowania książek, które należałoby zutylizować, ponieważ albo od dekady
nikt ich nie wypożycza, albo są bardzo zniszczone. Wchodzę do komórki: ciemno,
chłodno... Przy latarce ze smartfona zabieram się za przeglądanie setek
książek. Jedna leży na piwnicznej półce samotnie. Biorę do ręki i widzę, że
twarda oprawa odkleiła się od stron. Ot książka w dwóch częściach. Wszystkie
strony trzymają się normalnie, jak to w klejonej książce. Jedynie gruba okładka
w całości „odeszła” od reszty. Wystarczyłoby po prostu troszkę kleju do papieru
by okładkę scalić na powrót z treścią.
Patrzę na tytuł: Dukaj. Lód.
Patrzę na tytuł: Dukaj. Lód.
Kobyła niesamowita! Kto w ogóle wpadł na pomysł
wyrzucać tę książkę z biblioteki? Sklejamy i układamy z powrotem na półce. Tej
sklejki czytelnik nawet nie dostrzeże! Porządkowałem pomieszczenie kilka dni i
każdego ranka witał mnie Lód Dukaja leżący nadal samotnie na półce. Iskrą do
głębszego zainteresowania się Lodem był opis z tyłu książki. Niby fantastyka,
niby alternatywna rzeczywistość, ale jednak coś z historii Polski wpadło mi w
oczy. Piłsudski, Kotarbiński... Nie cierpię fantastyki, ale najnowszą historię
Polski lubię. Z każdym kolejnym dniem prac, zapoznawałem się z coraz obszerniejszymi
fragmentami powieści. Tak! To nie jest jakaś tam książka. To jest powieść! I to
jaka!
Mam swoją teorię na to, dlaczego
Lód został wyrzucony z biblioteki. Albo pani bibliotekarka, przeglądając
fragmentarycznie strony, dostrzegła dziwne błędy w pisowni: szyji, tłómaczenie
itd. Teoretycznie to przecież najgorsze błędy pisania w języku polskim.
Wyobraziłem sobie, że pani bibliotekarka widząc takie błędy i nie zagłębiając
się w styl autora, a co najważniejsze w fabułę powieści, po prostu oderwała samodzielnie
okładkę od kartek i przeznaczyła owy egzemplarz na straty. Teoria nr 2: po
prostu od kilku dobrych lat nikt Lodu nie wypożyczył. 1050 stron! Nawet po
przedłużeniu wypożyczenia o miesiąc, nadal mamy tylko 60 dni na przeczytanie.
Jeśli o mnie chodzi, żeby przeczytać 1000 stron naprawdę drobnego druku,
musiałbym przez dwa miesiące nie robić nic, tylko czytać. A powieść Jacka
Dukaja jest taka, że wiele razy wracałem do początku zdania, by zrozumieć sens.
Lód nie jest powieścią lekką do czytania. Trzeba siedzieć w fotelu, czytać i
nic innego nie robić. Potrzeba skupienia... przez 1050 stron. Jeśli będzie
inaczej, gwarantuję, że zgubicie wątek!
Zabrałem Lód do domu i ocaliłem
egzemplarz przed utylizacją. Skleiłem i tak już został. Jest poobdzierany, wyklejka
podniszczona, ale tekst mam w całości. Mój egzemplarz jest dodrukiem z roku
2009. Treści powieści nawet szkicował tutaj nie będę. Jest długa i zbyt
szczegółowa. Broda ty zrobił to już na YouTube i zrobił to naprawdę
przystępnie. Wg mnie wystarczy zapoznać się z zajawką w postaci kilku zdań z
tylnej okładki. Tak, wiem. Po przeczytaniu owej zajawki tak naprawdę nie
wiadomo, o co chodzi. Z każdym przeczytanym rozdziałem wracałem do tylnego
opisu. Z każdym przeczytanym rozdziałem wydawał mi się owy opis bardziej jasny.
Po przeczytaniu powieści nie wyobrażam sobie innych zdań na tylnej okładce.
Mnogość bohaterów i cytatów z nich, jest w Lodzie
całe mrowie. Mnogość spostrzeżeń na życie także robi wrażenie. W Lodzie na
Syberii, gdzie mróz siarczysty przez cały rok, wszystko jest zamarznięte i albo
jest czarne, albo białe. Nie ma niedomówień. Charakter człowieka w Lodzie się
nie zmienia. W Lecie pojawia się niekonieczność: coś tak fantastycznego, że
człowiek w realnym naszym świecie naprawdę w tym codziennym pędzie (ja nie
pędzę) zapomina, że istnieje coś takiego jak niekonieczność.
Kilka stron przygody z Józefem
Piłsudskim i jego manią jest jednym z najlepszych elementów tej powieści Jacka
Dukaja. Muszę przyznać, że autor znakomicie dawkuje szybkość akcji. Jeśli
dwudziestotrzyletni student - Benedykt Gierosławski – wsiada do pociągu kolei
transsyberyjskiej, to możemy sobie wyobrazić, jak długa i powolna jest podróż
ową koleją. W powieści ten dłużący się czas jest idenycznie dłużąco się
przedstawiony. Nie jest to oczywiście zarzut do Dukaja. Tak ma być. Podróż
transsibem jest męcząco długa, to i akcja dziejąca się w trassibie jest
wydłużona na maxa. Wydłużona jest mnogością akcji przeprowadzanych przez
Benedykta i Jelenę Muklanowicz.
Zarys, wokół którego toczy się akcja powieści
bardzo mnie zasmucił, gdy czytałem. Meteoryt pieprznął w Syberię i zalodził ten
kawałek świata. Dotąd były normalne pory roku z ciepłym lipcem i sierpniem i
nagle uderza coś z nieba i mrozi wszystko lodem. Ludziom w takich warunkach żyje
się ciężko i wydaje się jasnym, że jeśli pojawia się możliwość dokonania
odwilży, mieszkańcom spadnie kamień z serca. A tu zonk. Jeśli tylko na takim
zamrożeniu da się zarobić hajs, zaraz pojawi się spora grupa przeciwników
rozmrażania, bo mają z tego szmal. Smutne to. Dla papierków, którym ktoś kiedyś
nadał jakąś umowną „wartość”, ludzie są w stanie porzucić wygodę życia. Ba, są
w stanie zabijać drugiego człowieka...
No i jest jeszcze język, jakim napisana jest ta powieść!
Język zjawiskowy! Polski język bajecznie zrusyczony, podrusyfikowany, czy jak
go tam nazwać. Polska pod zaborem Rosji Samodzierżawnej jak się patrzy! No i
ten Piłsudski. Oszalały do tego stopnia, by zamrażać i odwilżać Polskę. A
wszystko w imię władzy i wolności. Wolności, jaką Józef Piłsudski w swoim śnie
szaleńca sobie wymarzył.
Bohaterowie prawdziwi w powieści
Lód:
Powieść czytałem od kwietnia do grudnia 2017. Osiem miesięcy. Bardzo długo, ale to dlatego, że sam dawkowałem sobie tę fabułę. Z każdym następnym rozdziałem lubiłem ten styl coraz bardziej i z każdym następnym rozdziałem wiedziałem, że zbliżam się do końca i więcej już nie będzie. Mój spokojny rytm czytelniczy wiąże się także z piekielnie fenomenalnymi rozmowami bohaterów. Setkami rozmów, setkami znakomitych spostrzeżeń, których nie sposób przeczytać tylko jeden raz. Poniżej kilka znakomitych cytatów, a jest ich całe mnóstwo w powieści Dukaja:
Czy Bóg zakazał zabijać, bo zabijanie jest złe, czy też zabijanie jest złe, bo Bóg zakazał zabijać?
Czy Bóg zakazał zabijać, bo zabijanie jest złe, czy też zabijanie jest złe, bo Bóg zakazał zabijać?
Może i ostaną się parlamenty jako rozrywka ludu, będą tam dla osobowości
swojej wybierani kolorowi krzykacze, a przedstawienia ich pseudopolityczne
zabawią gawiedź skandalami alkowy, nienawiścią jednego charakteru do drugiego,
albo kłótniami patetycznemi o barwy narodowe czy melodię hymnu, zupełnie
wyzbytemi znaczenia dla spraw pieniądza i nauki, dla szczęśliwości obywateli
zwykłych.
Aj, bo widzi pan, panie
Gierosławski. Wszelka mądrość od Boga pochodzi. Ale wiedza – nie wszystka już
od Niego jest. Drzewo wiadomości dobrego i złego, z którego jedli Rodzice nie
dlatego Bóg opowiedział niebezpiecznem, że kłamstwo ono w owocach swoich
wydaje, lecz że wydaje prawdę.
Zarządca, ongi wybitny metalurg, stał przede mną w
łachmanach cuchnących, trzęsącemi się dłońmi ściskając czapkę, wyniszczony
przez nędzę i nieszczęścia niczem Cygan wiekowy, sto zmarszczek czerstwo
spieczonych poruszało się na jego obliczu na jedną myśl strachliwą.
Powiedziałem, że owszem, weźmiemy go. Niech mu kto da mydło i ubranie.
Siedziałem wtedy jeszcze przy stole z Fiszensztajnem – złapałem pierwszą lepszą
tacę lakową z przysmakami kitajskiemi i wręczyłem biedakowi. Oczy zaszły mu łzami, zaślinił się
mimowolnie; nie był to ładny widok. Spojrzałem nań z uśmiechem pogodnym.
Ukłonił się. Odszedł już bardziej wyprostowany, lżejszy bez Wstydu na plecach.
Bo zaczyna się od rzeczy niby prostej i oczywistej,
a przecież jak niewielu ludzi się na nią zdobywa. (Żyje się). Otóż należy
naprawdę – do głębi duszy, to jest nie na modłę argumentacyj rozumowych, lecz
prostej, chłopskiej wiedzy zapisanej w mięśniach i kościach – należy uświadomić
sobie niekonieczność każdego naszego czynu i zaniechania, niekonieczność
każdego dnia przeżytego tak, nie inaczej. (Żyje się). Że się wstaje na ósmą do
biura – to niekonieczne. Że się mieszka w mieście, między ludźmi – to
niekonieczne. Że się pracuje dla pieniędzy, pieniądze wydaje – to niekonieczne.
Że się żeni, dzieci chowa – to niekonieczne. Że się postępuje według prawa i
obyczaju, przestrzega konwenansów i uzusów – niekonieczne. Że się chodzi na
dwóch nogach – niekonieczne. Że się żyje – (żyje się) – niekonieczne!
Mogę zrobić wszystko, nie muszę robić niczego.
------------------------------------
OCENA: 8/10 (rewelacyjna)
TYTUŁ: Lód
AUTOR: Jacek Dukaj
WYDAWNICTWO: Literackie
ILOŚĆ STRON: 1056
ROK: 2009
Książka ocalona przed biblioteczną utylizacją
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz