sobota, 14 grudnia 2024

KONRAD OPRZĘDEK - ŁASKOCI [wrażenia]

Kolejna książka, której wideo-recenzja wylądowała swego czasu u Kingi na kanale Esa czyta. Sprawdziłem, że było to w 2018 roku. Gdzieś właśnie od tego czasu w miarę na bieżąco staram się śledzić Jej polecajki. To Kinga swoimi naprawdę celnymi zachętkami jest sprawczynią kilku wpisów, jakie poczyniłem na blogu na przestrzeni lat: Duma i uprzedzenie, Wampir z Ropraz, Chłopi... Teraz Łaskoci, a i pewnie w przyszłości Świerszcz za kominem, czyli kolejna - po Kolędzie prozą i Dzwonach... - świąteczna opowiastka pióra Karola Dickensa. 
Powieść Oprzędka jest pierwszą książką w mojej bibliotece w stu procentach "odzyskaną z recyklingu" - nie dość, że wyciągnąłem ją z kosza w Carrefourze, to zapłaciłem e-bonem, który uzyskałem ze zwrotu butelek po piwie w tym hipermarkecie. Samolotami nie latam, samochodem nie jeżdżę, do asfaltu nie mam powodu się przyklejać, więc to jest właśnie moja "walka" z ociepleniem klimatu. Klimatu i w tej książce nie brakuje, ale jest on skrajnie przeciwstawny.


Ależ to jest inny, intrygujący i niespotykany sposób na pisanie. Klimat miażdży, wyobraźnia pracuje, skupienie czytelnika wskakuje na zdecydowanie wyższy poziom niż przy zwyczajnej obyczajówce. A opisywane jest "zwyczajne" życie wsi. Wystarczy, że do tej wsi publiczny transport dociera raz dziennie i już wiemy, że taka wieś jest w gruncie rzeczy odcięta od "normalnego" życia. "Normalnego", czyli miejskiego - bo światowe raczej nie ma szans tu dotrzeć. Społeczność takiej wsi czuje się (i bardzo, bardzo często po prostu jest) wyobcowana, zostawiona sama sobie, zapomniana, z jednej strony sfrustrowana brakiem pomocy, z drugiej - mieszkańcy podejrzliwie patrzą na "wielkomiejskich" przybyszów - nawet, gdy są to ich własne dzieci.
Wyobcowani ludzie dodatkowo nakręcają się tą postępującą beznadzieją. Wszystkie niepowodzenia, rodzinne dramaty, ten grymas od życia, który co poniektórzy nazywają uśmiechem losu, spychają na karb "onych". 
 
Konrad Oprzędek owo zwykłe życie opisuje w sposób fantastycznie poetycko-niepokojący. Mroczno, straszno, zimno, często przejmująco do kości mroźnie, a przecież jest czerwiec. Albo lipiec - ukrop, duszno, niemożebnie gorąco, do żniw jeszcze daleko... Taki to trochę Lovecraft i jego Widmo nad Innsmouth, gdzie czytelnik co kilka stron upewnia się, że akcja nadal dzieje się w tym samym czasie, że żadnych przeskoków pór roku nie ma.

Ludzie dzień po dniu, konsekwentnie, nieubłaganie starzeją się, choć jeszcze wczoraj biła z nich młodość, chęć do życia. Mimo wszystko nawet wtedy nie mieli wielkich planów na życie. Hierarchia funkcjonowania w wiejskiej społeczności od wieków jest ustalona. Rządzi wójt. Albo pleban. Chcesz zmian? Musisz się wyrwać z tej pipidówy, bo tu i tak nic się dzieje, nic się nigdy nie zmieni. Młodych takie miejsce zasysa i wypluwa dopiero wówczas, gdy na nic nie zostaje czasu, bo kostucha raz dwa posypuje kłaki popiołem. A chodzi wyłącznie o to, by mieć na kogo zwalić winę za wszelkie niepowodzenia i żeby miał kto (oni) dbać i zaspakajać podstawowe potrzeby z piramidy Maslova - naprawdę te najbardziej podstawowe. W polityce takie zarządzanie ludźmi nazywa się "rządami silnej ręki". Ponoć ze czterdzieści procent ankietowanych Polaków twierdzi, że rządy silnej ręki są o wiele skuteczniejsze od typowej demokracji. 
Z kolei (to aż nie do wiary jest) blisko siedemdziesiąt procent respondentów nie potrafi wymienić nazw trzech podatków, które miesiąc w miesiąc uiszcza do wspólnego budżetu. Syndrom wyuczonej bezradności aż bije po oczach (nie tylko z tej książki). Bo przecież choćbyś się głowił, drogi czytelniku, choćbyś snuł w myślach wielkie plany zmian, to przecież dobrze wiesz, że twoje kompetencje społeczne (o ile je w ogóle masz) nie są na poziomie zdolnym do podejmowania działań. Jakichkolwiek działań. Jakichkolwiek, zmieniających cokolwiek choćby ociupinkę, działań. Jednak wbrew postępowaniu masz nadzieję, oczekujesz tego, rozmyślasz, chcesz, pragniesz tego, by życie Cię jeszcze połaskociło. Jak za dawnych, młodych lat, albo w ogóle pierwszy raz.

W powieści Oprzędka jednym z bohaterów jest Jasiek - nie dość, że stracił synów w zamachu terrorystycznym, to wcześniej przy porodzie umarła jego żona - Agnieszka. W szczęśliwych czasach żyli z tego, co dawał im sad. Wraz ze śmiercią żony, nie mogąc sobie poradzić ze stratą, wytrzebił siekierą ów sad do imentu. A to i tak nie zakończyło złego, które cały czas czyhało w pobliżu... Niemalże jak w wierszu Stary sad Iwaszkiewicza, tylko u Oprzędka zamiast chrząszczy, chrabąszcze. No i tym oczekiwanym spokojem, tą wyczekiwaną zmianą będzie dopiero śmierć. Śmierć od zawsze tuli umęczone życiem ciała:
 
 
Już tylko kilka drzew zostało
z przepychu dawnych pióropuszy,
żeby twą obojętność wzruszyć,
to może jest to i za mało.

Lecz gdy przywołam przypomnienie,
te gąszcze liści, kwiatów gąszcze
i chmury pszczół, i ćmy, i chrząszcze,
zatęsknisz za zniknionym cieniem.

Poczekaj trochę, bądź cierpliwy,
gdy słońce trochę się obniży,
las drzew zamieni się w las krzyży
i w cień, gdzie będziesz spać szczęśliwy.
 
 
 
.
.
.
OCENA: 7/10 (bardzo dobra)

TYTUŁŁaskoci
AUTORKonrad Oprzędek
WYDAWNICTWOŚwiat Książki
MIASTO: Warszawa
ILOŚĆ STRON:  208
 ROK WYDANIA: 2018
CENA: 10 zł.

Egzemplarz kupiony w Carrefour


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

przegląd nieświeżej prasy: Odznaczony medalem "Chwała Sztuce" (Maleńczuk w PRZEKROJU)

Dawno temu, w maju roku pańskiego 2011 Maciej Maleńczuk oficjalnie zasłużył się kulturze, otrzymując z rąk ministra kultury Bogdana Zdrojews...