wtorek, 31 grudnia 2024

(teraz czytam): Maria Konopnicka i jej warszawskie skandale obyczajowe

Ta, która pisała piękne książki dla dzieci, miała z wychowaniem własnych pociech poważny kłopot. A miała nad kim się kłopotać. Pierwsze osiem lat małżeństwa Marii i Jarosława to permanentna ciąża przyszłej ikony pozytywizmu. Ośmioro dzieci - pięciu synów i trzy córki. Wieku dojrzałego dożyje sześcioro - trzech synów i trzy córki. Jest rok 1894, czyli moment jeszcze przed napisaniem dwóch ikonicznych utworów uznanej już wówczas pisarki (O krasnoludkach i sierotce Marysi [1896], Rota [1908]) która z powodzeniem ewoluowała z poetki w nowelistkę, radząc sobie lepiej i gorzej bez męża u boku, którego opuściła w 1878 roku przenosząc się do Warszawy. Mamy więc 1894 rok. Tego dnia, gdy Kurier Poranny poinformował, że poprzedniego ranka w domu nr 37 przy ulicy Nowogródzkiej w Warszawie 25-letnia Helena Konopnicka w zamiarze samobójstwa zażyła jakieś trucizny, co jednak zaraz dostrzeżono i odwieziono ją do szpitala, Maria Konopnicka na dobre wyrzuciła średnią córkę ze swojego serca.
 
 
Z życia i pamięci wyrzucić jej nie mogła, bo "ta potwora", jak nazywała Helenę, nie dawała jej o sobie zapomnieć. Wywoływała coraz to nowe awantury i skandale, jakby rewanżując się matce za to, że ta nigdy jej nie kochała i , co gorsza, wcale się z tym nie kryła.
 

CZYJE TO DZIECKO?
 
Helena - siódme dziecko Jarosława i Marii Konopnickich - urodziła się w 1869 roku w Bronowie w niskim śród drzew stojącym domku, raczej wieśniaczą chatę niż dwór pański przypominającym. Najmłodszą pociechą była zaledwie rok, zanim rodzina powiększyła się o Laurę, z którą będzie najlepiej się rozumiała. Dziewczynki wychowywały się pod okiem Marii. Słynna już wtedy poetka w jednej ze swych książek tak pisze o maleńkiej Helence: A Helenka tym czasem spała. Ani jej to w głowie, że już słonko weszło, że jaskółki dzieciom śniadanie przyniosły. Helenka cała różowa, na czółku aż rosa stoi, tak śpi maleństwo. Czemu nie ma spać, albo jej to źle? Sielanka trwała jednak krótko. Konopnicka co prawda bardzo chciał uchodzić za troskliwą mateczkę, ale wychodziło jej to co najmniej średnio. Helena i Laura od najmłodszych lat czuły, że rodzicielka nigdy nie pokocha ich tak mocno jak pierworodnego Tadeusza i najstarszą córkę Zofię, a nawet Jana czy Stanisława, choć ten ostatni też do ulubieńców poetki nie należał.
 
Ze wszystkich swych dzieci Maria zdecydowanie najmniej, jeśli w ogóle, kochała Helenę. Niedługo po przeprowadzce do Warszawy odesłała ją do mieszkającego już wówczas w Gusinie ojca, tłumacząc, że nie ma wystarczających środków, by zapewnić jej odpowiednie wykształcenie, przynajmniej dopóki jej starsze rodzeństwo z domu nie ustąpi. - Jedna tylko córka Konopnickiej się nie udała, ale ta została przy ojcu, dlatego żeby jej złe usposobienie nie oddziaływało na młodszą siostrę - pisał o prawdziwym powodzie odprawienia Heleny na wieś bliski znajomy Marii, literat Antoni Pietkiewicz, bardziej kojarzony dziś pod pseudonimem Adam Pług. Odtrącona przez matkę dziewczyna szukała miłości poza domem, a że była wyjątkowej urody, znalazła ją bez problemu. Miała niespełna 19 lat, gdy zaszła w ciążę. Niestety, nie była pewna, z kim...
 
Maria Konopnicka wytropiła "sprawcę" błogosławionego stanu córki w osobie niejakiego Ostrowskiego, ale ten - przyparty do muru - oświadczył, że został przez Helenę otumaniony, oszukany i zwiedziony, nie widzi możliwości ułożenia sobie z nią życia i wcale nie ma pewności, czy to jego dziecko. Ostatecznie Ostrowski zniknął, a dziecko oddano pod opiekę mamki gdzieś pod Grójec. Konopnicka (46-letnia wówczas babcia) pisała o nim "to dziecko", nie wymieniając ani płci, ani imienia wnuczęcia, i narzekała, że jeszcze kilka lat płacić na nie wypadnie.
 

TELEGRAM GROZY

Przebywająca u ojca Helena, pozbawiona kontaktu z matką i rodzeństwem, znów zszokowała otoczenie. Wysłała do Warszawy telegram: Ojciec umierający, konie czekają w Sieradzu. Choć między Konopnicką (z d. Wasiłowską) a jej mężem od dawna nie działo się dobrze, poetka wraz z Zosią i Jankiem wyruszyła pośpiesznie w drogę, by pożegnać małżonka. Gdy dotarła na miejsce, zastała go jak najbardziej żywego, przy śniadaniu z proboszczem. Jak łatwo się domyślić, historia ta nie poprawiła stosunków między Heleną i Marią...
 
Wkrótce Jarosław Jan Konopnicki stracił dzierżawiony majątek (na rzecz wierzycieli permanentnie zadłużonego ziemianina) i poetka była zmuszona zabrać córkę do siebie. Zrobiła to niechętnie, obawiając się, że diabeł, który w nią wstąpił, dopiero się rozkręca. Umieściła Helenę na słynnej pensji Platerówny w Warszawie, gdzie córka przygotowywała się do egzaminu nauczycielskiego. Panna Konopniczanka zdała go zadziwiająco dobrze. Poetka załatwiła jej posadę guwernantki w bardzo porządnym domu. Dziewczyna nie zagrzała tam jednak miejsca, bo przyłapano ją na wynoszeniu cennych drobiazgów, a gdy gospodarze zażądali wyjaśnień, obraziła się u rzuciła pracę.
 
Zdarzyło się też, że Helena wynajęła dorożkę, woziła się nią przez kilka godzin po całym mieście, poczym - jak relacjonowała Konopnicka w liście do najstarszej córki - po dotarciu pod dom Frascati wysiadła i obszedłszy pałac dolną furtką, uciekła. Musiałam dorożkarzowi zapłacić trzy ruble, bo stróż widział, kto jechał - pisała w liście do Zofii. - Miałamże pozwolić, żeby nas po cyrkułach szargano?
 
Maria była przekonana, o czym poinformowała męża, że ta potwora jest dotknięta ciężką formą histerii, graniczącą z obłędem. Tymczasem Helena odwiedzała znajomych rodzicielki, skarżyła się im, że matka ją głodzi, i błagała o finansowe wsparcie, a przy okazji... okradała ich. Kradła albo spod ręki, albo jak to było u Lewentalów, gdzie przyszedłszy rzuciła się Lewentalowej do nóg, prosząc o ratunek, a kiedy owa wyszła do męża, Helena chwyciła kosztowną lornetę - skarżyła się poetka mężowi.
 
Co gorsza, Helena urządzała publiczne sceny - przed drzwiami mieszkania matki regularnie dostawała ataków przypominających epilepsję, wywołując przy okazji niemały skandal i zbiegowisko lokatorów. Doszło do tego, że Maria kazała Helenie opuścić jej dom i znaleźć jakiś pokój do wynajęcia, ale szybko tego pożałowała, bo córka okradała tych, co ją przyjęli, a także notorycznie nie płaciła za mieszkanie, nie mówiąc już o tym, że miała ciągle męskie wizyty, tudzież wybiegała wieczorami na miasto.



PLAMA NA NAZWISKU
 
Jakiś czas po tym, jak Konopnicka pokazała Helenie drzwi, ta włamała się do jej mieszkania i oświadczyła, że się stąd nie ruszy, bo tu mieszka matka, więc i ona być powinna. Gdy poetka wezwała stróża, by wyprowadził dziewczynę, ta, kierując w stronę matki rewolwer, zagroziła, że ją zastrzeli. Rewolwer, na szczęście, nie był naładowany... Miarka przebrała się 24 listopada 1889 roku, gdy Helena sfingowała samobójstwo, a w zostawionym policji liście napisała, że zażyła strychninę na żądanie matki. Wybuchł skandal na całą Warszawę, więc Konopnicka, by chronić swą reputację i pozycję narodowej poetki, oficjalnie wyrzekła się córki. Należy się to godności nazwiska, jakie noszę, by zrzucić tę plamę - tłumaczyła pozostałym dzieciom i ich ojcu, z którym była już wtedy rozwiedziona.
 
Pisarka użyła swoich wpływów, aby skandal zatuszować, i pięć dni później redakcja gazety zamieściła sprostowanie, w którym donosiła, iż cała sprawa była pomyłką, a plotka o rzekomej próbie samobójczej powstała na zasadzie własnego listu Heleny Konopnickiej. W styczniu 1890 roku Helena stanęła przed sądem, by odpowiedzieć za kradzieże, których dokonała z takim rozmysłem i zręcznością, że niepodobna pomyśleć, ażeby to czyniła osoba mająca jakiekolwiek zboczenia umysłowe. Groziła jej zsyłka na Sybir, jeśli lekarze orzekliby, że jest zdrowa, albo ubezwłasnowolnienie i zamknięcie w zakładzie psychiatrycznym, gdyby okazało się, że jest niepoczytalna. Sąd uznał, że Helena ma upośledzenie na umyśle i nakazał umieszczenie jej w przytułku dla nieuleczalnie chorych w Górze Kalwarii. Córka "narodowej wieszczki" spędziła w nim co najmniej rok, potem trafiła do Tworek, a w 1903 roku rodzina oddała ją do szpitala w Drewnicy, gdzie najprawdopodobniej zmarła kilka miesięcy później.
 
Po umieszczeniu Heleny w zakładzie Maria odetchnęła z ulgą, że najcięższy ciężar spadł jej z serca. Nie spodziewała się, że kilka lat później potężny cios zada jej Laura, rozchodząc się z szanowanym prawnikiem Stanisławem Pytlińskim i zostając - o zgrozo - aktorką. Lura aktorką była na tyle rozpoznawalną, że dziś ma skromny biogram w Wikipedii.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

przegląd nieświeżej prasy: Odznaczony medalem "Chwała Sztuce" (Maleńczuk w PRZEKROJU)

Dawno temu, w maju roku pańskiego 2011 Maciej Maleńczuk oficjalnie zasłużył się kulturze, otrzymując z rąk ministra kultury Bogdana Zdrojews...