Piątek, piąteczek, piątunio... czyli czas na pogrzeb.
Nie jest to reportaż. Jest to obyczajówka z niemalże reportażowymi opisami świata przedstawionego. Wioska na północy Norwegii - zimno, śnieżno, ciemno, szaro, zimno... Okropnie zimno jest w tej wiosce nad fiordem... Tereny rozłożyste, wszędzie daleko. Do tego trup. Nawet dwa. Dwa żeńskie trupy. Powieść owa nie jest także kryminałem. Znów mi zimno na samą myśl o wiosce na północy Norwegii. Są, a raczej byli jeszcze Lapończycy jakieś 150 lat temu. Przeczytali kawałek Biblii w swoim języku, Biblii dość nieudolnie przetłumaczonej przez norweskich osadników. Zbuntowali się Lapończycy, bo przecież każdy równy jest i jest napisane: Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Saamowie zwani Lapończykami wzięli ten miecz i ruszyli na białych osadników w wiosce na północy Norwegii.