poniedziałek, 2 września 2019

HELMUT NADOLSKI - "MEDYTACJE" z NIEMENEM

Helmut Nadolski - wielki, łysy, brodaty, awangardowy kontrabasista. Na instrumencie gra głównie smyczkiem. W mediach do dziś nazywany jest artystą kontrowersyjnym. W roku 1972 Nadolski pojawił się na radarze Czesława Niemena, zaciągając do jego nowego zespołu trzech chłopaków ze śląska, którzy bawili się w bluesa pod nazwą SBB. Rok później na polskim rynku muzycznym pojawia się album niezwykły - podwójne wydawnictwo zatytułowane Niemen. Całość otwiera kompozycja Helmuta Nadolskiego pt. Requiem dla Van Gogha. Ryszard Jaźmiński - redaktor pracujący w Trójce - swego czasu określił twórczość Czesława Niemena następująco: W trudnych czasach PRL-u potrafił podnieść muzykę rozrywkową do rangi prawdziwej sztuki. Krążek, którego tytuł po czasie został zmieniony przez samego Niemena na Marionetki wydaje się być pierwszym, bardzo poważnym krokiem w kierunku owej sztuki. Drugim krążkiem supergrupy Niemen był pierwszy album nagrany i wydany przez Czesława w Niemczech - Strange Is This World.

Płytowego Nadolskiego z Niemenem słyszymy także w koncertowym utworze Kattorna, który został zaprezentowany na festiwalu Jazz Jamboree w 1972 roku.

Znakomicie scharakteryzował Helmuta Nadolskiego redaktor naczelny czasopisma Jazz Forum - Paweł Brodowski. Charakterystyka opisuje twórczy okres na linii Niemen - Nadolski - SBB: 

To był niezwykły artysta o ogromnej wyobraźni, artysta awangardowy, który nie mieścił się w żadnych schematach i on zaraził Czesława tymi ideami. Zresztą planowali już wcześniej. Ja pamiętam, poznałem Helmuta w Non Stopie w 1967 roku, [Czesław] przedstawił mi tego wielkiego gościa, atletę takiego z długą brodą i mówi: "To jest basista i kiedyś będziemy razem grali". I rzeczywiście to się spełniło, oni razem grali i ten Helmut rozwalał wszystko. Miał taką niszczycielską trochę osobowość, do tego stopnia, że nawet nie mieścił się razem z tymi muzykami z SBB. On ich przytłaczał. Skrzek, Anthimos i Piotrowski - oni się bali i czekali aż Helmut sobie gdzieś pójdzie i wtedy zaczynali grać swoje bluesy. Potem on wracał, słyszał, że oni grają, otwierał drzwi i groził palcem. Wtedy oni milknęli. Zamykał drzwi i oni znowu grali swoje.

Tomasz Jaśkiewicz: Piekielnie dominujący. W tamtym czasie podejście do wykonywania koncertów, czy do tworzenia muzyki było takie, że rzeczywiście można było mieć bardzo mieszane uczucia, bo z jednej strony zaczęły już być te melotrony i takie już bardzo zaawansowane kibordy, a z drugiej strony Helmut używał do tej awangardy bardzo prostych środków. Grał smykiem na tym swoim kontrabasie wzmocnionym przez prosty mikrofon, ale do bardzo wielkiego poziomu, także to było potwornie głośno. Potem odkładał ten kontrabas i atakował pierwsze rzędy jakiegoś tam domu kultury dwoma czynelami, które trzymał w rękach. Także ludzie naprawdę mieli takie momenty grozy. I to tak szło, że dozwolone było naprawdę wszystko jeżeli chodzi o muzykę.


Józef Skrzek na basie oraz Helmut Nadolski walący czynelami

Mamy rok 1974:

Kościół św. Jerzego to neogotycka budowla, dość duża - znajduje się obok sopockiego "Monciaka". Niegdyś świątynia protestancka, od 1945 roku służy jako kościół garnizonowy. Każdy może tam pójść i posłuchać ciszy, w której pulsuje życie Sopotu. Być może nadal słychać tam pogłos niemenowego mooga oraz niknące dźwięki kontrabasu...

Meditation - jest to rejestracja koncertu, jaki odbył się w Sopocie, w Kościele p/w św. Jerzego. Artyście towarzyszyli: Andrzej Nowak na organach i Czesław Niemen na moogu. Improwizacje uzupełniono o fragmenty rozważań Nadolskiego, recytowane przez Olgierda Łukaszewicza. Płyta nie została wznowiona na CD. 




tekst: Helmut Nadolski
recytacja: Olgierd Łukaszewicz

CZĘŚĆ 1  (STRONA A) 
 
Nie mówić
Wyciągając ręce-gałęzie
To bez sensu

Mówić?
Wyciągając ręce-gałęzie
To co?

W połowie drogi z ciałem się niosę
Teraz co uczynię,
to już się nie wzniosę
Tylko z górki, z górki
do Ciebie – Ty wszystko

Nie chcę uwierzyć w życie,
w którym jestem skazany
na zabijanie,
zjadanie,
budowanie i przeżywanie…

I tymi wszystkimi różnorodnymi czynnościami
karmi się moja śmierć

Wystarczy cofnąć się o niewiele lat:
Po prostu nie istniałem,
Nie uczestniczyłem w istnieniu
Wszystko w świecie toczyło się beze mnie

Miłości – nieskończoności:
Muzyką będziesz do końca
Od Wieczności posiadasz twą naturę
Zawsze pełną chwały i tajemniczości
I w tych oceanach czasu
Ty we mnie – żywa…
Muzyko… śpiewaj… śpiewaj... śpiewaj

------------------------------------------------------------------------------
--------------------------------------------------------------------------------




CZĘŚĆ 2  (STRONA B) 

Pełno mi Ciebie
gdy tylko opuszcza mnie strach
Pełno mi Ciebie
gdy duszę i ciało nasycę programem ambicji

Wtedy właśnie Ty
przedłużasz moje sny
Wtedy właśnie Ty
karmisz mnie sobą
Wszystko o Tobie i dla Ciebie
Nie, nie! Nie przerywaj mi!
To mój sen…

Stworzyłem już?
Wiem, to nie Ty
To ja

Nie znajdziesz, Przyjacielu, nut koncertu duszy Twej
wśród stosów nut
Utopisz w nich swój lęk
znajdując szczęścia zwód
Koncert Twój, muzyku mój,
Odnajdziesz w duszy Twej
Nie smuć się… muzyku mój
Samotność to nie zwód – to koncert

Ty! Ty… Ty!!
Ty… Ty! Ty, ty!!
Ty… usiłujesz odzyskać to,
co w Tobie nie ma już prawa się powtórzyć

Jesteś tchórzem swojej wyobraźni!
Lepiej nie próbuj się bronić
Spróbuj popracować
Będziesz miał szansę przebywać tam,
gdzie się otwiera Świadomość - bez przerwy

Boże: uchroń nas od myśli i czynów,
które zadają ból i cierpienie
Daj siłę i odwagę tworzyć,
chronić,
i poznać to, co zwie się Sprawiedliwością,
Miłością i Pięknem
Amen 


Kościół pw św. Jerzego w Sopocie
 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz