sobota, 22 lutego 2025

IWONA KIENZLER - MARIA KONOPNICKA. ROZWYDRZONA BEZBOŻNICA [wrażenia]

Dziś będzie o Marii Stanisławie Wasiłowskiej, która swoją twórczością literacką na dobre rozsławiła nazwisko męża, a od momentu zajęcia się literaturą - przez, bez mała, ćwierć wieku - żyła z Jarosławem niejako w opłacanej separacji - tzn. płaciła mężowi za to, by ten pozwalał jej wieść życie "samotnej matki", bez wywoływania skandalu (a skandali obyczajowych w życiu Konopnickiej było bez liku) związanego z ewentualnym żądaniem rozwodu. Za każdym razem, gdy Jarosław Konopnicki podnosił temat "rozerwanych więzi małżeńskich", jego żona przysyłała mu z Warszawy hajs. Pan ziemianin, otrzymawszy gotówkę, zaprzestawał wówczas swych rozwodowych wywodów, spłacał tą kasą mikroskopijną część swych dzierżawczych długów i na jakiś czas milknął, po czym zaczynał tę karuzelę od nowa. Przez 25 lat Jarosław zrobił sobie z takiej formy szantażu żony źródło bezzwrotnych pożyczek. Trzeba zaznaczyć, że Maria nie miała w tym względzie wielkich obiekcji i akceptowała taki układ.


Maria urodziła Jarosławowi ośmioro dzieci (dwoje nie przeżyło dzieciństwa). W latach 1862-1877 była troskliwą żoną i matką, kiedy to zew wielkiego miasta przyzywał ją do stolicy. W 1890 roku opuściła Warszawę i u boku Marii Dulęby ruszyła w tułacze życie podróżnicze. Dwie ostatnie dekady funkcjonowania pisarki, to nieustanne wojaże między Warszawą, a innymi europejskimi stolicami.

Autorka książki - Iwona Kienzler - nie napisała biografii Marii Konopnickiej. Twórczość autorki Roty jest tutaj tylko uzupełnieniem zjawisk społeczno-obyczajowych, w jakich przyszło żyć "wielkiej poetce pozytywizmu". Jest to opowieść na wskroś publicystyczna: publicystyka XIX-wieczna miesza się z tą z lat 2012-2013. Treść kojarzy mi się z czymś w rodzaju wrzutek z pudelka, kozaczka, jastrzębia i innych plotkarskich witryn internetowych. Z perspektywy owych kilkunastu lat, jakie minęły od pierwszego wydania Rozwydrzonej bezbożnicy, same odwołania pani Kienzler do ówczesnej sytuacji polityczno-społecznej trącą myszką. Publicystyka ma wyjątkowo krótkie nogi; podobnie polityka: Kto dziś pamięta, kim była Anita Błochowiak? - pytał z uśmiechem Kazik Staszewski. A przecież za czasów afery Rywina kolorowe, bikiniarskie, czy wręcz pedalskie skarpetki stały się telewizyjnym wiralem. W podobnym tonie wypowiadał się w kontekście publicystycznych tekstów na swojej płycie Tęczowa swasta - Maciej Maleńczuk: ... to wszystko pójdzie, kurwa, do śmieci, jak wczorajsza gazeta.

Obie rzeczy - i książka o Konopnickiej i Tęczowa swasta powstawały w momencie pierwszego "zamieszania" medialnego związanego ze związkami partnerskimi i środowiskami lesbijek, gejów, biseksów i transów. Po nastu latach temat okazał się być tym samym, czym jest od wielu dekad "spór" aborcyjny - temat zastępczy, kwestia nie do rozwiązania, naczelne hasło wrzutek politycznych, żeby poprzykrywać istotne problemy kraju. Pamiętacie o niejakim Grzegorzu Gaudenie i jego propozycji ustawy o związkach partnerskich, które sam autor nazwał ustawą Konopnickiej-Dulębianki? No właśnie, ja też nie. Wszystko to poszło do śmieci, jak wczorajsza gazeta...
 
Kiedy zabierałem się za czytanie pierwszego wydania (z roku 2014), dostrzegłem, że w 2022 roku pojawiło się wznowienie. Zmianie uległa okładkowa szata graficzna. Jest to bardzo dobry ruch ze strony wydawcy, ponieważ z tylnej okładkowej zapowiedzi na szczęście zniknął "wierszowany", naprawdę żałośnie napisany fragment. To właściwie nie były nawet rymy częstochowskie. Rymowanie bez opamiętania na czasownikach? W wierszowanych książkach dla dzieci rymy składane są subtelniej. Nazwiska wierszoklety niestety, a może i stety, czytelnicy nie poznają. W treści książki nigdzie bowiem nie ma rozwinięcia tej zaskakująco słabej "twórczości". Jeśli komuś od czytania szkliwo na zębach się będzie rysować, pretensje proszę wnosić nie do mnie.
 
 
 
Konopnicka to patriotyzm, rota, chwała
Wierszyków dla dzieci mnóstwo napisała.
Symbolami patriotyzmu obrastała,
w twórczości nierówna, trudne chwile miała.
Z Dulębianką w partnerstwie się zatracała
Jako feministka we znaki się dała.

Brrrr! ... Dreszcze krindżu biegają po plecach, co nie? A co z treścią Rozwydrzonej bezbożnicy? Tytuł książki nie odnosi się wcale do rzekomych harców na blacie kuchennym ze swoją kochanką-malarką, a do zarzutów ciskanych przez władze hierarchii kościoła katolickiego w stronę wyzwolonej spod jarzma męża Marii, która w sferze religijnej uprawiała co prawda miłość do Boga, ale ukochanie sacrum objawiało się poprzez tzw. modernizm katolicki, który i w XXI wieku jest zupełnie nieakceptowalną przez wierchuszkę purpurowego kleru formą wiary. Autorka we wstępie swej książki przypomina: (...) duchowni widzieli w niej "rozwydrzoną bezbożnicę", której utwory są zachętą do rewolucji społecznej. Sama poetka rzeczywiście wielokrotnie odcinała się od ówczesnego Kościoła, czując się związana z tzw. modernizmem katolickim, zwalczanym przez duchowieństwo. Dla niej najważniejszy był bezpośredni kontakt z Bogiem, bez zinstytucjonalizowanych pośredników, bliższe jej było chrześcijaństwo pierwszych chrześcijan, wciąż nieskażone pychą Kościoła. Aż się chce zakrzyknąć za Świętochowskim: Jeżeli zaś koniecznie chcecie kogoś potępiać, jeśli wam to potrzebne dla życia, dla zdrowia, dla dobrej opinii, to już lepiej prześladujcie śmiałe oszustwa niż śmiałe myśli.
 
Dzieło Iwony Kienzler nie daje jasnych odpowiedzi na szereg niewyjaśnionych do dziś kwestii życiorysu Marii Konopnickiej. Autorka przedstawia kilka punktów widzenia na daną sytuację z życia poetki, które pojawiały się wcześniej niezależnie w książkowych pozycjach innych biografek Konopnickiej. Permanentny "amożyzm" zaczął mnie niemożebnie męczyć po kilku rozdziałach. Oto fragment relacji z dużo, dużo młodszym adoratorem/kochankiem(?), który ostatecznie podjął decyzję o (nie do końca skutecznym) samobójstwie. To adorator? Kochanek? Jedno i drugie? Dlaczego targnął się na życie? No, właśnie nie bardzo możemy się dowiedzieć:

Być może i sama Konopnicka nie była "niewiniątkiem", za jakie zapewne chciała uchodzić, być może nawet nieświadomie lubiła jego towarzystwo, które zaspokajało jej tęsknotę za zmarłym synem, bądź też nieuświadomioną tęsknotę za mężczyzną w jej życiu. A może po prostu schlebiało jej zainteresowanie tak jawnie okazywane przez znacznie młodszego Maksymiliana. Tymczasem młody Gumplowicz mógł wziąć te dowody życzliwości za zainteresowanie poetki swoją osobą i pogrążał się w uczuciu.
 
 

Taka właśnie jest cała ta książka - A może tak, a może inaczej; mogłoby być to, ale mogłoby być też tamto... "Napisałam o wszystkich możliwych scenariuszach, a ty, Czytelniku, wybierz sobie ten, który ci najbardziej pasuje". No i wątek lesbijski towarzyszący (a może właśnie nie towarzyszący?) dwudziestu latom wspólnych podróży i mieszkania z malarką Marią Dulębą, przewija się niemal przez całą tę książkę... I oczywiście jakie wnioski? Harce łóżkowe może i były, a może wcale ich nie było...

Po lekturze, jedno mnie w twórczości Marii Konopnickiej zaskoczyło: w szkole podstawowej cały nacisk związany z jej pisarstwem kładziony był na prozatorskie dzieła klasycznej poetki pozytywizmu. Bodaj jedynym wyjątkiem od tej programowej reguły była Rota. Nowelami autorka w polskiej szkole stała: Nasza szkapa, O krasnoludkach i sierotce Marysi, Dym, Mendel gdański, Miłosierdzie gminy... A zaczynała jako poetka. W epoce pozytywizmu, w której przyszło jej tworzyć, romantyczne podejście i w ogóle poezja była mocno strofowana przez ówczesnych entuzjastów pracy u podstaw, którzy określali ów nurt poezji mianem "gorączki wyobraźni":
Poezja w ogólności psuje raczej inteligencję, niżeli ją kształci; zmyślenie jest jej istotą, przesada przedmiotem głównym, zawsze poza obrębem rzeczywistości, ma upodobanie w zboczeniach, postępuje tylko skokami, dowodzi jedynie przez obrazy, jest to gorączka wyobraźni, która staje się najsilniejszą w chwili obłąkania - pisał Józef Supiński w swej Myśli ogólnej fizjologii.
 
Tymczasem Konopnica właśnie z poezją wiązała swoją przyszłość. Jednak najpierw pozytywizm, a później socrealizm zrobiły z poezją wieszczki narodowej, co swoje, skupiając wychowywanie przyszłych pokoleń na jej utworach prozatorskich - nowelach i opowiadaniach. A te poetyckie jej teksty jako żywo nadają się znakomicie do tego, by nawet sobie pośpiewać. Poza Rotą, rzecz jasna, którą dzięki autorowi muzyki - Feliksowi Nowowiejskiemu - zna cała Polska 115 lat po śmierci Marii Konopnickiej.



 
Maria Konopnicka pędzla Marii Dulębianki

.
.
.
OCENA: 6/10 (dobra)

TYTUŁMaria Konopnicka. Rozwydrzona bezbożnica
AUTORIwona Kienzler
WYDAWNICTWOBellona
MIASTO: Warszawa
ILOŚĆ STRON:  255
 ROK WYDANIA: 2014
CENA: 10 zł.

Egzemplarz kupiony w Carrefour

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

przegląd nieświeżej prasy: Odznaczony medalem "Chwała Sztuce" (Maleńczuk w PRZEKROJU)

Dawno temu, w maju roku pańskiego 2011 Maciej Maleńczuk oficjalnie zasłużył się kulturze, otrzymując z rąk ministra kultury Bogdana Zdrojews...