Leopold Tyrmand – entuzjasta jazzu; nie tylko (gdy jeszcze mógł) otwierał każdą edycję festiwalu Jazz Jamboree, ale sam tę nazwę wymyślił. Propagował i animował środowiska polskiego jazzu już przed, ale głównie po II Wojnie Światowej. I gdyby nie jeden mały szczegół, że oprócz zainteresowania muzyką czarnych Amerykanów, był także pisarzem, to wspominalibyśmy go dziś co najwyżej z okazji każdego kolejnego jesiennego sezonu, bo nie tylko mimozami, ale i właśnie jazzem pachnie polska jesień. Jednak dzięki literaturze, wspominamy dziś Tyrmanda głównie jako pisarza, a rok 2020, który został ogłoszony przez Sejm RP rokiem Leopolda Tyrmanda, wzmaga tylko chęć zapoznania się z dziełami literackimi autora. Dualizm pisarski Tyrmanda po dziesiątkach lat od jego śmierci, nadal zaskakuje i jest elementem kulturowo-społecznego sporu. Znamienny jest fakt, że po emigracji do Stanów Zjednoczonych autor dość szybko nauczył się języka angielskiego i pisał dla popularnych amerykańskich dzienników. Po latach życia w USA i tam w końcu nie pozwalano Tyrmandowi pisać wszystkiego, co chciał. Z biegiem czasu nawet w „kolebce demokracji” autor nie miał łatwo z wydawaniem własnych sądów.