Leopold Tyrmand – entuzjasta jazzu; nie tylko (gdy jeszcze mógł) otwierał każdą edycję festiwalu Jazz Jamboree, ale sam tę nazwę wymyślił. Propagował i animował środowiska polskiego jazzu już przed, ale głównie po II Wojnie Światowej. I gdyby nie jeden mały szczegół, że oprócz zainteresowania muzyką czarnych Amerykanów, był także pisarzem, to wspominalibyśmy go dziś co najwyżej z okazji każdego kolejnego jesiennego sezonu, bo nie tylko mimozami, ale i właśnie jazzem pachnie polska jesień. Jednak dzięki literaturze, wspominamy dziś Tyrmanda głównie jako pisarza, a rok 2020, który został ogłoszony przez Sejm RP rokiem Leopolda Tyrmanda, wzmaga tylko chęć zapoznania się z dziełami literackimi autora. Dualizm pisarski Tyrmanda po dziesiątkach lat od jego śmierci, nadal zaskakuje i jest elementem kulturowo-społecznego sporu. Znamienny jest fakt, że po emigracji do Stanów Zjednoczonych autor dość szybko nauczył się języka angielskiego i pisał dla popularnych amerykańskich dzienników. Po latach życia w USA i tam w końcu nie pozwalano Tyrmandowi pisać wszystkiego, co chciał. Z biegiem czasu nawet w „kolebce demokracji” autor nie miał łatwo z wydawaniem własnych sądów.
W Polsce Ludowej epoki stalinizmu Tyrmand kombinował jak mógł. Nie był zainteresowany socrealizmem we własnej literaturze, toteż do 1954 roku pisał do szuflady. Największe jego „szufladowe” dzieło to oczywiście Dziennik 1954. A skoro ten urągający wielu pisarzom mebel już został przywołany, to wypadałoby wspomnieć, co szuflada oznaczała dla Tyrmanda. A oznaczała krajany cieniutko chlebek, bimberek z obierek* i najtańszy zestaw obiadowy w miejscowym SPATIFIE. W każdym razie literat nie babrał się w zastanym systemie i nie walczył w konkursie, w którym główną nagrodą była wycieczka do Republiki Bułgarii. Nie pisał od ósmej do szesnastej o pogłowiu rogacizny wg. wytycznych warszawskiego biura politycznego.
----------------------------------------------------------------------------------------
- Teraz stawiamy na coś bardziej dla ludzi. Takie są wytyczne biura politycznego i społeczne oczekiwania.
- Kapitalnie! Właśnie myślę o czymś takim.
- Naprawdę?
- Powieść sensacyjno-kryminalna o walce z terrorystami w odradzającej się z ruin Warszawie.
- Terroryści… W Polsce ludowej? Ponosi pana wyobraźnia.
- A to źle??
- To nie jest temat. A co oni robią, ci terroryści?
- Planują przejęcie władzy.
- U nas?
- I planują zamach. Chcą wysadzić Pałac.
- Pałac… A jaki Pałac? … Pan oszalał…
- Nie.
- Chce pan wysadzić nasz Pałac?
- Tak.
- A pomyślał pan, co na to towarzysz Bierut?
- Mogłoby mu się spodobać.
Powiedzmy, że tak brzmiała rozmowa autora w wydawnictwie Czytelnik, gdy wiosną 1954 roku Tyrmand w końcu dostaje zlecenie na napisanie Złego. Porzuca więc pisanie Dziennika i lepi sensacyjno-kryminalny obraz obyczajów powojennej Warszawy.
To jest zupełnie nieprawdopodobna historia, i gdyby nie fakt, że stałem wtedy za drzwiami, nigdy bym w to nie uwierzył. Taki początek brzmi obiecująco, a obietnica to ważna część romansu pisarza z czytelnikiem – zachęca Filaka Pan T., gdy recenzuje na gorąco pierwsze próby młodego literata.
Po pierwsze – nie lubię kryminałów. Nie, że nie przepadam. Zwyczajnie nie lubię. Obyczajowość Warszawy lat 50. również do mnie nie chciała przemówić. Chyba trzeba być Warszawiakiem z pokolenia, żeby docenić kunszt autora w nakreśleniu słowem portretu stołecznego miasta, bo co jak co, ale opisy czynione przez Tyrmanda robią (na mnie) wrażenie. Nie zmienia to faktu, że w mojej głowie powieść rozkręcała się bardzo długo, troszkę nazbyt ociężale, ale koniec końców jest w miarę wartko, a ostatnia (siódma) część to moment, w którym trzy, cztery razy walnąłem pięścią w ścianę za sprytnie poprowadzone plot twisty - jak to mówią dzisiaj nie tylko Amerykanie, ale i Polacy. Mnogość wątków i bohaterów to zdecydowany plus Złego. Zawsze mam tak, że jeśli bohaterów jest mnogo, to czytam taką książkę długo, nie dlatego, że jest opasła, ale po to, by jakoś zżyć się z postaciami.
O fabule nie napiszę ani słowa. Mnogość postaci pojawiających się na kartach powieści niech będzie wystarczającą zachętą do tego, by poświęcić czas na czytanie:
Akcja powieści: luty-czerwiec 1954 roku. W Warszawie toczy się głucha, zaciekła, bezpardonowa wojna o spokój tego miasta. Jest to wojna nocna, podziemna ukryta, której bitwy – krótkie i spazmatyczne – toną w wielkomiejskich cieniach i mgle ulicznej. Panie, kup pan cegłę! – oto maksyma rodzącego się ze zgliszczy przestępczego półświatka Warszawy. Postaci niektóre:
- Antoni Karol „Mefistofeles” Dziura;
- Filip Merynos – ponad metr osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt kilo wagi i doskonała forma fizyczna przy trzydziestu sześciu latach, mimo wypitych w tym czasie hektolitrów alkoholu.
- Edwin Kolanko – redaktor dziennika "Express Wieczorny" – Właściwie… Dokąd ja idę? Przecież i tak nie mam nic do roboty. Przed siebie? – Chciał zawrócić i pójść do domu. Do domu? Przecież ja nie mam domu. Mam tylko gdzie spać, przestrzeń, w której stoi moje łóżko, leżą moje książki, urządzenie, w którym mogę się umyć i ogolić. To wszystko. Osobiście opowieść Kolanki o Szwedach w rozmowie z Zofią Chwałą polecam serdecznie tym, którzy nadal triggerują się „informacjami” podszytymi niechęcią, czy też nienawiścią kulturowo-rasową, którą jesteśmy aktualnie bombardowani ze wszech stron. W gruncie rzeczy niewiele się, kurwa, po prawie siedemdziesięciu latach zmieniło…
Klusiński – milicjant. O dwunastej jest kiermasz nowalijek wiosennych na Koszykach. Warzywa, włoszczyzna, te rzeczy. Pójdziesz tam, porozglądasz się trochę. – Tak jest, panie poruczniku – rzekł Klusiński służbiście. - Co ty tam widzisz na tym suficie? – zainteresował się Dziarski. – Nic – rzekł melancholijnie Klusiński – wcale tam nie patrzę. Patrzę na pana porucznika. Dziarski westchnął z zakłopotaniem. – Z takim zezem – mruknął - jesteś najniebezpieczniejszym wywiadowcą na świecie.
Albert Wilga – „Jak wiele czasu traci się w życiu na niepicie wódki”…
* Ogwiazdkowany fragment zaczerpnąłem z dygresyjnego poematu Chamstwo w Państwie, autorstwa M.M. Maleńczuka, który niniejszym w całości polecam zgłębić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz