czwartek, 17 września 2020

LEOPOLD TYRMAND - ZŁY [OPINIA]

Leopold Tyrmand – entuzjasta jazzu; nie tylko (gdy jeszcze mógł) otwierał każdą edycję festiwalu Jazz Jamboree, ale sam tę nazwę wymyślił. Propagował i animował środowiska polskiego jazzu już przed, ale głównie po II Wojnie Światowej. I gdyby nie jeden mały szczegół, że oprócz zainteresowania muzyką czarnych Amerykanów, był także pisarzem, to wspominalibyśmy go dziś co najwyżej z okazji każdego kolejnego jesiennego sezonu, bo nie tylko mimozami, ale i właśnie jazzem pachnie polska jesień. Jednak dzięki literaturze, wspominamy dziś Tyrmanda głównie jako pisarza, a rok 2020, który został ogłoszony przez Sejm RP rokiem Leopolda Tyrmanda, wzmaga tylko chęć zapoznania się z dziełami literackimi autora. Dualizm pisarski Tyrmanda po dziesiątkach lat od jego śmierci, nadal zaskakuje i jest elementem kulturowo-społecznego sporu. Znamienny jest fakt, że po emigracji do Stanów Zjednoczonych autor dość szybko nauczył się języka angielskiego i pisał dla popularnych amerykańskich dzienników. Po latach życia w USA i tam w końcu nie pozwalano Tyrmandowi pisać wszystkiego, co chciał. Z biegiem czasu nawet w „kolebce demokracji” autor nie miał łatwo z wydawaniem własnych sądów.

 

W Polsce Ludowej epoki stalinizmu Tyrmand kombinował jak mógł. Nie był zainteresowany socrealizmem we własnej literaturze, toteż do 1954 roku pisał do szuflady. Największe jego „szufladowe” dzieło to oczywiście Dziennik 1954. A skoro ten urągający wielu pisarzom mebel już został przywołany, to wypadałoby wspomnieć, co szuflada oznaczała dla Tyrmanda. A oznaczała krajany cieniutko chlebek, bimberek z obierek* i najtańszy zestaw obiadowy w miejscowym SPATIFIE. W każdym razie literat nie babrał się w zastanym systemie i nie walczył w konkursie, w którym główną nagrodą była wycieczka do Republiki Bułgarii. Nie pisał od ósmej do szesnastej o pogłowiu rogacizny wg. wytycznych warszawskiego biura politycznego.

----------------------------------------------------------------------------------------

 - Teraz stawiamy na coś bardziej dla ludzi. Takie są wytyczne biura politycznego i społeczne oczekiwania. 

- Kapitalnie! Właśnie myślę o czymś takim.

- Naprawdę?

- Powieść sensacyjno-kryminalna o walce z terrorystami w odradzającej się z ruin Warszawie.

- Terroryści… W Polsce ludowej? Ponosi pana wyobraźnia.

- A to źle??

- To nie jest temat. A co oni robią, ci terroryści?

- Planują przejęcie władzy.

- U nas?

- I planują zamach. Chcą wysadzić Pałac.

- Pałac… A jaki Pałac?  … Pan oszalał…

- Nie.

- Chce pan wysadzić nasz Pałac?

- Tak.

- A pomyślał pan, co na to towarzysz Bierut?

- Mogłoby mu się spodobać.

Powiedzmy, że tak brzmiała rozmowa autora w wydawnictwie Czytelnik, gdy wiosną 1954 roku Tyrmand w końcu dostaje zlecenie na napisanie Złego. Porzuca więc pisanie Dziennika i lepi sensacyjno-kryminalny obraz obyczajów powojennej Warszawy.

Szewc - aut. Tadeusz Makowski – jeden z obrazów wiszący w biurze, w którym pracuje Marta Majewska 
 

To jest zupełnie nieprawdopodobna historia, i gdyby nie fakt, że stałem wtedy za drzwiami, nigdy bym w to nie uwierzył. Taki początek brzmi obiecująco, a obietnica to ważna część romansu pisarza z czytelnikiem – zachęca Filaka Pan T., gdy recenzuje na gorąco pierwsze próby młodego literata.

Po pierwsze – nie lubię kryminałów. Nie, że nie przepadam. Zwyczajnie nie lubię. Obyczajowość Warszawy lat 50. również do mnie nie chciała przemówić. Chyba trzeba być Warszawiakiem z pokolenia, żeby docenić kunszt autora w nakreśleniu słowem portretu stołecznego miasta, bo co jak co, ale opisy czynione przez Tyrmanda robią (na mnie) wrażenie. Nie zmienia to faktu, że w mojej głowie powieść rozkręcała się bardzo długo, troszkę nazbyt ociężale, ale koniec końców jest w miarę wartko, a ostatnia (siódma) część to moment, w którym trzy, cztery razy walnąłem pięścią w ścianę za sprytnie poprowadzone plot twisty - jak to mówią dzisiaj nie tylko Amerykanie, ale i Polacy. Mnogość wątków i bohaterów to zdecydowany plus Złego. Zawsze mam tak, że jeśli bohaterów jest mnogo, to czytam taką książkę długo, nie dlatego, że jest opasła, ale po to, by jakoś zżyć się z postaciami.

O fabule nie napiszę ani słowa. Mnogość postaci pojawiających się na kartach powieści niech będzie wystarczającą zachętą do tego, by poświęcić czas na czytanie:

 
 To właśnie Złego czytelnicy poznali jako pierwszą próbę literacką Tyrmanda, mimo tego, że Dziennik 1954 pisany był jako pierwszy. Nieoficjalny zakaz publikowania nałożony na miłośnika „zgniłego zachodu” i „naczelnego krytykanta radzieckości w Polsce Ludowej” nie wróżył Tyrmandowi spokojnego życia w stolicy. Chociaż i dziś, podejrzewam, znaleźliby się ludzie, którzy truliby ciągle Tyrmandowi o tym, że „Co ci szkodzi? Pisz jak chcą, przynajmniej będziesz zarabiał”. Ach, te oczekiwania rodziny i znajomych… Na szczęście są przecież jeszcze jednostki, które daleko bardziej lubią małe, lecz pewne rzeczy, wyzbyte z niepotrzebnego szarpania się nie wiadomo ile i nie wiadomo po co.

Akcja powieści: luty-czerwiec 1954 roku. W Warszawie toczy się głucha, zaciekła, bezpardonowa wojna o spokój tego miasta. Jest to wojna nocna, podziemna ukryta, której bitwy – krótkie i spazmatyczne – toną w wielkomiejskich cieniach i mgle ulicznej. Panie, kup pan cegłę! – oto maksyma rodzącego się ze zgliszczy przestępczego półświatka Warszawy. Postaci niektóre:

 - Antoni Karol „Mefistofeles” Dziura;

- Filip Merynos – ponad metr osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt kilo wagi i doskonała forma fizyczna przy trzydziestu sześciu latach, mimo wypitych w tym czasie hektolitrów alkoholu.

- Edwin Kolanko – redaktor dziennika "Express Wieczorny" – Właściwie… Dokąd ja idę? Przecież i tak nie mam nic do roboty. Przed siebie? – Chciał zawrócić i pójść do domu. Do domu? Przecież ja nie mam domu. Mam tylko gdzie spać, przestrzeń, w której stoi moje łóżko, leżą moje książki, urządzenie, w którym mogę się umyć i ogolić. To wszystko. Osobiście opowieść Kolanki o Szwedach w rozmowie z Zofią Chwałą polecam serdecznie tym, którzy nadal triggerują się „informacjami” podszytymi niechęcią, czy też nienawiścią kulturowo-rasową, którą jesteśmy aktualnie bombardowani ze wszech stron. W gruncie rzeczy niewiele się, kurwa, po prawie siedemdziesięciu latach zmieniło…

Klusiński – milicjant. O dwunastej jest kiermasz nowalijek wiosennych na Koszykach. Warzywa, włoszczyzna, te rzeczy. Pójdziesz tam, porozglądasz się trochę.Tak jest, panie poruczniku – rzekł Klusiński służbiście. - Co ty tam widzisz na tym suficie? – zainteresował się Dziarski. – Nic – rzekł melancholijnie Klusiński – wcale tam nie patrzę. Patrzę na pana porucznika. Dziarski westchnął z zakłopotaniem. – Z takim zezem – mruknął -  jesteś najniebezpieczniejszym wywiadowcą na świecie.

Albert Wilga„Jak wiele czasu traci się w życiu na niepicie wódki”… 

 

* Ogwiazdkowany fragment zaczerpnąłem z dygresyjnego poematu Chamstwo w Państwie, autorstwa M.M. Maleńczuka, który niniejszym w całości polecam zgłębić.



-------------------------------------------------------------------
 
  Człowieku Wargo! Róbże tego Złego, byle Cię Matthew Tyrmand nie dojechał. Tak, Q&A z Olą oglądam regularnie.
 
 
 
 .

OCENA: 6/10 (dobra)
 

TYTUŁ: Zły
AUTOR: Leopold Tyrmand
WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka
ILOŚĆ STRON: 493
 ROK: 2002

Egzemplarz wypożyczony z biblioteki


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz