niedziela, 25 marca 2018

NIKOS KAZANTZAKIS - OSTATNIE KUSZENIE CHRYSTUSA [RECENZJA]


- Rabbi, czy Ty byś mnie zdradził?
- Nie, Judaszu. Wybrałem dla siebie łatwiejsze zadanie. Śmierć na krzyżu.

Film Martina Scorsese jest wierną adaptacją powieści Kazantzakisa. Powieść jest arcydziełem, a po obejrzeniu filmu mamy kapitalny, genialny, przefantastyczny obraz całości poruszonego tematu. Tym tematem jest konsekwentna duchowa i fizyczna przemiana Jezusa - cieśli z Nazaretu, zwykłego mieszkańca, przedsiębiorcy - w Boga. W Boga, który uświadamia sobie, że po to przyszedł na świat, by wspiąć się na Krzyż i pokonać śmierć. Jednak pojawia się jeszcze jedna postać, której plan Jezusa jest nie w smak. Jeszcze jedna? To komu jeszcze nie pasuje ów plan? Pierwszą osobą, która ma potężne wątpliwości jest cieśla z Nazaretu we własnej osobie, drugą strącony z Raju anioł.


Jakoś w 2005 roku, w czasach, gdy osiedlowe wypożyczalnie kaset video zmieniły na chwilę asortyment na płyty dvd, wypożyczając któryś kolejny tytuł w celu przetestowania mojego pierwszego odtwarzacza tych plastikowych, śmiesznych krążków, na półce w Alfie kątem oka zobaczyłem głowę ukrzyżowanego Jezusa z jakąś taką ogromną koroną cierniową. Spojrzałem na tytuł: Ostatnie kuszenie Chrystusa. Jakaś pewnie druga Pasja - pomyślałem i  poszedłem odebrać płyty, które chciałem wypożyczyć. Nie miałem zamiaru oglądać kolejnego filmu o Męce Jezusa, gdzie kulminacyjnym punktem jest ukazanie Drogi Krzyżowej. Ileż można patrzeć na coraz to bardziej wymyślne formy poniewierania Boga? A Mel Gibson pod tym kątem tak dojebał do pieca, że klękajcie narody... Jeszcze mi później papież wyjeżdża z komentarzem: Tak było... Wielkie odkrycie - tak było.

Przez lata, gdy w kalendarzu nadchodził marzec i kwiecień, polskie kanały telewizyjne zasypywały widzów albo czteroodcinkowym filmem o życiu Jezusa pt. Jezus z Nazaretu albo właśnie Pasją. Od wielkiego dzwonu trafiałem przypadkiem na Jesus Christ Superstar. I to Jesus Christ Superstar był przez długi czas moją ulubioną ekranizacją ukrzyżowania.


Dobrych parę lat później (może osiem) w korytarzu osiedlowej biblioteki, tam gdzie czytelnicy mogli zostawić prywatne książki, których już nie potrzebowali, zobaczyłem powieść Nikosa Kazntzakisa - Ostatnie kuszenie Chrystusa. Przejrzałem książkę. Była kompletna acz nadgryziona zębem minionych dwudziestu lat. 450 stron tekstu. Ani jednej ilustracji. Zabrałem ją do domu. Zabrałem i od kilku lat mam w domu unikat. Pozycja wydana przez poznański Kantor Wydawniczy SAWW w 1992 roku jest po dziś dzień jedynym polskim wydaniem tej powieści. Być może kościelna propaganda i zmieszanie dzieła greckiego pisarza z błotem jest głównym powodem braku wcześniejszych i późniejszych edycji tego tytułu na polskim rynku wydawniczym.


Przeczytałem to arcydzieło trzykrotnie i za każdym razem uzmysławiam sobie to, z jak bardzo fantastyczną opowieścią mam do czynienia. Jezus - nazaretański cieśla dłubiący w drewnie, werbuje do grupy przywódcę ruchu rebeliantów walczących z plugawymi Rzymianami. Judasz zafascynowany planami Jezusa, po zastanowieniu przystaje do Nazaretańczyka, by jak to przedstawił Jezus - ustanowić nowy porządek. Judasz jest zadowolony z faktu, że zyskał pomocnika do obalenia rzymskich rządów. Nic to, że wziął słowa Jezusa jeden do jednego - nareszcie miał sprzymierzeńca, który swoją budzącą się charyzmą gromadził wokół siebie potencjalne wojsko przeciw Rzymowi. A że byli to głównie kalecy i żebracy? No i co z tego! Siła w liczebności!

Dwa przegenialne momenty powieści:

- wskrzeszenie Łazarza i późniejsza historia wskrzeszonego;
- druga popijawa uczniów Jezusa w barze Szymona z Cyreny.

Precz z moich oczu kundle! - wrzasnął na nich. To tak stoicie u boku swego Wodza?! Uciekacie z pola walki, co? Zawszeni Galilejczycy, zawszeni Samarytanie, zawszone bydlaki! 
- Bóg świadkiem, że nasze dusze są ochocze - zaczął niepewnie Piotr - ale ciała...
- Zamknijcie się, do licha! Kiedy dusza jest ochocza, ciało nie ma nic do gadania. 

(...) Idźcie wszyscy do diabła! Czy nikt z was tego nie uczyni? Natanielu, drągalu? Andrzeju, zabijako? Nikt, nikt? Tfu! Niech was piekło pochłonie! Ach, mój biedny Mesjaszu! Cóż za rzetelnych generałów wybrałeś sobie do pomocy w podboju świata! Lepiej byś uczynił, gdybyś wybrał mnie - mnie! Może i zasługuję na powieszenie i wbicie głowy na pal, ale mam przynajmniej trochę szacunku dla samego siebie, a jak ktoś się szanuje, to bez względu na to, czy jest pijakiem, złodziejem czy kłamcą, i tak pozostaje człowiekiem. Jeżeli ktoś nie ma szacunku dla siebie, to może sobie nawet być niewinną gołębicą, ale tfu!, nie jest wart złamanego grosza!

- Naprawdę nie macie do siebie szacunku? Nie wyjdziecie, żeby go zobaczyć? Nie dacie biedakowi nawet i tej pociechy, żeby mógł ujrzeć swoich uczniów? Dobrze, w takim razie ja wyjdę i do niego pomacham. "To ja powiem - Szymon Cyrenejczyk - obecny!



Po lekturze bardzo mocno polecam film w reżyserii Martina Scorsese. Może się bowiem okazać, że Jezus Chrystus umierał na krzyżu z uśmiechem na ustach. Umęczony, ale nad wyraz szczęśliwy. A obraz uśmiechniętego Chrystusa wiszącego na krzyżu stoi w całości na drugim biegunie tematu, jakim jest Męka i śmierć Jezusa, przedstawiona w filmach typu Pasja, czy Jezus z Nazaretu. O kościele nawet nie wspominam, bo tam tylko ciągły żal za grzechy i nieustająca pokazówka. 

Ktoś kiedyś mądrze scharakteryzował to, co nazywamy dewocją: Dewocja jest drogą do piekła, która wiedzie przez świątynię. I naprawdę w kontekście wiary, zawsze bezpieczniej mówić o bogach, a nie o jednym konkretnym: na przykład:

Bogowie, kolory, ojczyzny w liczbie pojedynczej
wers z ryzykiem blizny...
Liczba mnoga bliżej Boga. Tzn. Bogów.



OCENA: 10/10  (wybitna)

TYTUŁ:   Ostatnie kuszenie Chrystusa
AUTORNikos Kazantzakis
TŁUMACZENIE: Jan Wolff
WYDAWNICTWO:   Kantor Wydawniczy SAWW
ILOŚĆ STRON:   450
 ROK:   1992
Egzemplarz ocalony przed utylizacją 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz