Zabija mnie samotność,
którą sam sobie zgotowałem.
Nikt i nic mnie już
nie czeka.
Nie widzę przed sobą przyszłości.
Jestem w proszku, w
rozsypce, wypalony, rozmontowany. Śmiertelnie zmęczony, chociaż niczego w
życiu nie dokonałem. Muszę przystanąć w biegu,
chociaż nigdzie nie
dobiegłem.
I odpocząć... Odpocząć za wszelką cenę.
[monolog Adama Miałczyńskiego w scenie bałtyckiej]
Wokalista zespołu Coma umieścił swój trzeci solowy album pt. J.P. Śliwa w całości do odsłuchu na YouTube. Gdy jakoś zaraz po puszczeniu tej muzyki w eter Internetu włączyłem sobie 40-minutowy odsłuch, nie zrobiła ta muzyka ze mną kompletnie nic.
Ot,
przeskakiwałem co chwila dalej i dalej, słuchając ledwie po kilkanaście
sekund. Wirtualny suwak kontroli czasu się skończył i tak właściwie
skończył się mój kontakt z tym artystycznym uniesieniem artysty. Tym
razem się (na szczęście) okazało, że na YouTube nic nie ginie. Prędzej
czy później film pokaże się na twojej liście proponowanych wideo. I ten
niebieski Roguc co jakiś czas mi wyskakiwał, jako kolejny proponowany
"filmik". Pomyślałem: chuj tam, posłucham tego na spokojnie w skupieniu.
Wyjąłem z tego oficjalnego odsłuchu ścieżkę audio, wgrałem na telefon i
co wieczór kładąc się spać, puszczałem sobie na słuchawkach ten album. O żeż jasna kurwa jego w dupę mać!!! - myślałem. Co to jest za przezajebista konceptualna historia!!!
Poszperałem oczywiście troszkę w Internetach i znalazłem oryginalny produkt. Czytam: "J.P. Śliwa" to próba podejścia do albumu muzycznego, z zakresu muzyki rozrywkowej,
jako do dzieła artystycznego porównywalnego z instalacjami, rzeźbami lub kolażami współczesnych twórców, gdzie piosenka przestaje być
jednorodnym i niewymagającym umilaczem czasu, a staje się wezwaniem do
współudziału w akcie twórczym.
Okazało się, że tak naprawdę płyta z muzyką jest uzupełnieniem dramatu, który w formie książki został wydany przez Agorę. Autorem tegoż dramatu jest Piotr Rogucki. Szukam. Szukam intensywnie. Przeczesuję na szybko aukcje allegro. Jest! Używany egzemplarz w ludzkiej jak dla mnie cenie (w ludzkiej cenie, tzn. koszt książki z płytą plus przesyłka jest nadal o 50% tańszy, niż egzemplarze z Empiku).
Po przeczytaniu dramatu, na gorąco się zastanawiałem, dlaczego ta próba literacka Piotra Roguckiego nie została maksymalnie zhejtowana przez - powiedzmy - prawą stronę poglądową naszego społeczeństwa. Jak to możliwe, że na "Golgotę piknik" drzwi teatrów były blokowane przez protestujących, jak to możliwe, że na "Kler" czarne towarzystwo chyba głównie pluło jadem, a szkalowanie narodu polskiego za granicą przeszło bez echa... Dziwne, nie? Otóż, kurwa, wcale nic w tym dziwnego. Żeby jakiś łysy, wydresowany prawak mógł tę literacką wypowiedź zhejtować, musiałby najpierw do niej dotrzeć (kupić, wypożyczyć - po prostu zadać sobie trud) i jeszcze dodatkowo dramat przeczytać - i teraz Mount Everest wysiłkowy dla łysego osiłka - musiałby jakoś ogarnąć temat dramatu. (Z tym osiłkiem to jawne uproszczenie oczywiście. Taki Staszek Kogut to ta sama półka zadymiarza, co jak przyszło do weryfikacji, to przez Maleńczuka w sądzie został pan senatorek zajechany. Teraz liże rany na oddziale dla psychicznych).
Kiedy byliśmy młodzi
Nikt nie umierał
I nikt się nie rodził
[autor - Krzysztof Varga]
Cóż mam napisać... Po zapoznaniu się z treścią pisaną "Jana Pawła Śliwy" musiałem pozbierać szczękę z podłogi. Oto 37-letni Jan Paweł Śliwa po papieżu Polaku nazwany, z pokolenia JP2, które było sztucznie wymyślone z racji pogrzebu i w ogóle nie istnieje. Zrodzony z miłości Krystyny i Antoniego, gdzie nałożono na mnie imię po wielkim Polaku, powołując do wielkich czynów, których nigdy nie dokonałem. I ten Polak J.P. Śliwa - zrodzony w czasie, gdy Wojtyła na tron Piotrowy wstępował, zrodzony do rzeczy wielkich - ląduje w roku 2015. Jest blisko czterdziestki, jest niespełnionym teatrologiem, miłośnikiem sztuki i od dłuższego czasu hydraulikiem imigrantem, co wyniósł się na Wyspy. Ja już mam trzydzieści siedem lat, człowieku, i co ja mam teraz ze sobą zrobić, kurwa?
A teraz druga natura/twarz Śliwy: były brat (pedofil? - wątek do interpretacji) 12-letniej siostry, z którą po piwnicy uskuteczniał kazirodcze zabawy. Polak, który ruszył na emigrację, bo go pierdolony "demokratyczny kapitalizm" złapał za mordę i pokazuje mu miejsce w szeregu. I Jan Paweł pęka, kiśnie, nie wytrzymuje. Nie będzie już o nim głośno dzięki sztuce teatru, którą pasjami uprawia. Ale będzie o nim głośno na całą Polskę - wykona zamach. W londyńskim metrze, a może w przedszkolu, coby dopierdolić maksymalnie do osobistego pieca sławy - ten sam Śliwa, co ma imiona po wielkim (największym?) Polaku.
Zamach z rąk "pokolenia nic" - akt dekonstrukcji; wartość naddana; istota jestestwa; wyraz najwyższej artystycznej kreacji poprzez unicestwienie - i ja w tym jako winowajca, ale i ofiara, wyrafinowany koszmar. Dla ofiar: destrukcja; wata; pusta forma.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ta muzyka, w połączeniu z tekstem dramatu, zostawiła mi w umyśle wielką wyrwę. Wyrwę nie do zasypania, a tym bardziej zapomnienia. Jeśli będzie komuś mało doznań z historią opowiedzianą w tych dwunastu scenach, z całego serca polecam pierwszy solowy album Piotra Roguckiego. Loki - wizja dźwięku został wydany w 2011 roku i sporo na nim pre-odniesień do życia Jana Pawła Śliwy.
.
OCENA: 8/10 (rewelacyjna) - tekst
4.5/5 - muzyka
TYTUŁ: J.P. Śliwa
AUTOR: Piotr Rogucki
WYDAWNICTWO: Agora
ILOŚĆ STRON: 68
ROK: 2015
CENA: 20 zł.
Egzemplarz kupiony na allegro
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz