Album ten stoi w mojej domowej bibliotece już od przeszło dwóch lat. To kolejny z tytułów, które ocaliłem przed biblioteczną utylizacją. Postać Gałczyńskiego zaintrygowała mnie na szerszą skalę jakiś czas temu za sprawą audycji programu Polskiego Radia pt. Ludzie niepodległości. 17 minut programu to dla mnie zdecydowanie za krótko, więc z chęci poznania szerszej perspektywy wyciągnąłem z półki ów album ze wstępem córki, Kiry Gałczyńskiej. Jakże ten Zielony Konstanty znakomicie trwa w polskiej przestrzeni sztuki 65 lat po śmierci. Ileż to tekstów Ildefonsa zna mimowolnie taki choćby korposzczur spieszący do mordoru. Ileż ja tych tekstów mimowolnie podłapałem i nawet nucę od czasu do czasu.
Kiedy słyszę personalia - Konstanty Ildefons Gałczyński, wcale nie staje mi przed oczami twórczość typu Teatrzyk Zielona Gęś (drukowany w Przekroju w latach 1946 - 1950) albo Zaczarowana dorożka. Od razu zaczynam nucić niedoszły hymn Polski śpiewany przez Zespół Pieśni i Tańca Mazowsze. Gdy w tle rozbrzmiewa Ukochany kraj, mimowolnie rysują się przede mną sceny z ostatniego filmu Andrzeja Wajdy - Powidoków. W Powidokach mamy parszywy los artysty-malarza Władysława Strzemińskiego, którego wymogi socrealizmu sztuki najcięższego okresu polskiego stalinizmu zepchnęły w ubóstwo. Odwilży października '56 Strzemiński nie doczekał.
Niemal identyczny los, taki z serii "Scurvysynus Maximus" spotkał Gałczyńskiego. Lata II wojny światowej i sześcioletnia tułaczka po świecie z przerwą na niemiecki stalag Altengrabow, na tyle nadwątliły jego siły witalne, że osiem lat po wojnie czterdziestotrzyletni pisarz dostaje trzeciego zawału serca i umiera. Ze zdjęć zawartych w albumie Kiry Gałczyńskiej bije smutek. Smutek w oczach zmęczonego człowieka, który na zdjęciu z córką z roku 1939, mając lat 34, wygląda na gościa pod pięćdziesiątkę. Zupełnym przeciwieństwem na tych fotkach jest żona - Natalia. Zawsze piękna, młoda i uśmiechnięta.
O, zielony Konstanty, o, srebrna Natalio! Cała wasza wieczerza dzbanuszek z konwalią; wokół dzbanuszka skrzacik chodzi z halabardą, broda siwa, lecz dobrze splamiona musztardą, widać podjadł, a wyście przejedli i fanty - o, Natalio zielona, o, srebrny Konstanty!
A ja tobie bajki opowiadam, szeptów moich słuchasz bardzo rada. Lśnień dodaję twym oczom i włosom, jesteś cała jak srebrny posąg, a ja biję przed tobą pokłony, zakochany, zazdrosny, spragniony, i nazywam ciebie srebrną nocą, srebrną różą z ręki zwisającą.
Rok 1950 zabiera Gałczyńskiemu możliwość tworzenia Zielonej Gęsi. Adam Ważyk występuje przeciw twórczości Gałczyńskiego na Zjeździe Związku Literatów Polskich w Warszawie. Tym samym przedwojenny slogan mistrza K.I. zostaje wcielony w życie:
Piszę, by zarobić ździebełko na bułeczkę i masełko - od tego czasu wydaje się, że dla pisarza ważniejsza staje się sytuacja ekonomiczna, niż przywiązywanie wagi do swojej twórczości. Lata '50 odznaczają się u Gałczyńskiego tym, że nie ważne kto zapłaci i gdzie mój wiersz zostanie opublikowany, najważniejsze aby zapłacili. Traktuję twórczość jak rzemiosło:klient zamówił, to musi być zrobione. Poezja jest przecież także rodzajem pracy. Już Norwid o tym mówił.
Mazowsze - Ukochany kraj
Grzegorz Turnau - Liryka, liryka
Marek Jackowski & Anna Maria Jopek - Deszcz
.
OCENA: 7/10 (bardzo dobra)
TYTUŁ: K.I. Gałczyński
AUTOR: Kira Gałczyńska
WYDAWNICTWO: Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe
ILOŚĆ STRON: 128
ROK: 1981
Egzemplarz ocalony przed biblioteczną utylizacją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz