Jest rok 1986. Rynek w Krakowie. Rzecz dzieje się w cieniu Sukiennic. Maciej Maleńczuk gra jeden ze swoich ulicznych setów. Syn Edwarda gra, tłum gęstnieje. A jak tłum gęstnieje, zanaczy, że ciepło musi być. Lato '86 chyba jakoś. M. gra i się wydziera. To jedyny sposób, żeby słowa dotarły do uszu setek zebranych, wszak nagłośnienia, choćby mikro skali, ni ma. MM daje czadu, mimo tego, że bez papierka od władzy grać na streecie nie wolno. (A że tego papierka chyba nikomu w Krakowie nie wystawili, było granie całkowicie zakazane).
Wtedy z tego tłumu pół tysiaka ludu wychodzi gość ubrany jak absolutna gwiazda rocka. To Andrzej Bieniasz zwany Pudlem. Daje się słyszeć dialog mniej więcej w te słowa:
Pudel: Sie masz. Jestem Pudel. Gram w Pudelsach.
MM: Wiem. Znam. Chujowo gracie...
Pudel: No chujowo gramy, bo nie mamy dobrego wokalisty, kurwa. Wpadniesz na próbę?
MM: Wpaść mogę.