wtorek, 19 września 2017

CZESŁAW MADAJCZYK - DRAMAT KATYŃSKI [RECENZJA]


Stricte naukowa publikacja prof. Czesława Madajczyka dziś wydawać się może jako dość mocno zdewaluowana, jeśli chodzi o materiały w niej przedstawione. Dramat katyński był 13003 tytułem wydawnictwa „Książka i Wiedza”. Książkę wydano w drugiej połowie 1989 roku. Tematyka dopuszczonej do druku publikacji wskazuje, że odwilż polityczna w naszym kraju postępuje znacznie (do zamknięcia urzędu cenzury dojdzie w roku 1991).
Sam autor we wstępie informuje, że problematyka losu polskich oficerów po przegranej kampanii wrześniowej jest (w 1989 roku) jest jeszcze we wczesnej fazie badań. Warto napisać, że Dramat katyński dotyczy wyłącznie mordu polskich oficerów więzionych w Kozielsku i straconych w lesie katyńskim, a cała dokumentacja pracy pochodzi z prac ekshumacyjnych przeprowadzonych w 1943 roku, oraz zeznań świadków, które sięgają drugiej połowy lat 50. XX wieku.




Publikacja prof. Madajczyka ujrzała światło dzienne w drugiej połowie roku 1989, a więc na dwa lata przed odnalezieniem mogił polskich ofiar z obozów w Starobielsku i Ostaszkowie. Autor jednak ma nadzieję, że dzięki jego publikacji, być może nowo powstała komisja polsko – sowiecka do znalezienia i zbadania brakujących mogił, wypełni zadanie i odszuka ciała ofiar z dwóch brakujących obozów. Jak pokazała historia, groby zostały zidentyfikowane dość szybko w roku 1991. Ale wróćmy do tematu pracy prof. Madajczyka, tj do ofiar Katynia.

Pierwsze, co może zastanawiać czytelnika, to czy informacje zawarte w Dramacie katyńskim są miarodajne, skoro książka została wydana w czasach cenzury? Ja zabierając się za czytanie, także miałem tę wątpliwość. Po lekturze zapoznałem się z komentarzami historycznymi Krzysztofa Persaka z Instytutu Pamięci Narodowej, gdzie podejmuje on temat ekshumacji polskich oficerów z Katynia, Charkowa i Kalinina. Informacje katyńskie są w stu procentach tożsame z publikacją Czesława Madajczyka. O rzetelność Dramatu... nie musimy się więc martwić.

Kapitalnym fragmentem tej książki jest opis tego, jak w prasie polskiej postrzegani byli polscy oficerowie, którzy wyruszali wraz z rodzinami na wschód. Opisywano ich jako uciekinierów:
Byli tam i tacy, o których napisano w Polskich Siłach Zbrojnych z wyraźnym krytycyzmem: „Największe zgorszenie wzbudzał widok jadących na wschód oficerów, i tych było bardzo dużo”. Byli oficerowie Ministerstwa Spraw Wojskowych i innych instytucji centralnych, oficerowie dowództw Okręgów Korpusów i rezerw personalnych, rejonowych komend uzupełnień i rejonowych insperktoratów koni, personel służb ewakuowanych lub opuszczonych magazynów i zakładów, personel szefostwa komunikacji z części sieci kolejowej, nieczynnej już z powodu działań wojennych itp. Do tego dołączyła bardzo duża liczba oficerów stanu spoczynku, rezerwy, pospolitego ruszenia, którzy nie otrzymawszy powołania nałożyli mundury i jechali na wschód, szukając władz, u których mogliby się zgłosić i otrzymać w końcu przydział. Szczególnie krytykowano podróżowanie rodzin wraz z ewakuowanymi oficerami i urzędnikami oraz ilość i jakość ewakuowanego bagażu

Prof. Madajczyk pisze: „Ci, którzy uchodzili na wschód, wyobrażali sobie wojnę w dawnych jej wymiarach, według starych schematów. Ta – błyskawiczna – była im nieznana, nie byli do niej przygotowani. Ale w odczuciu społeczeństwa obserwującego niepomyślny przebieg wojny była to ucieczka”.

Stanisław Swianiewicz – Jeśli chodzi o temat zbrodni katyńskiej, Swianiewicz jest kimś w rodzaju Seweryny Szmaglewskiej. Powieść Szmaglewskiej „Dymy nad Birkenau” na procesie norymberskim została uznana za dokument historyczny. Przeżycia, które opisał po zwolnieniu z Łubianki Stanisław Swianiewicz, także mają wartość dokumentu. Niemal 400 stronicowa publikacja pt. W cieniu Katynia.

Historia kołem się toczy, a mentalność polityka od dziesiątek lat nie chce się zmienić ani o jotę:

[Dramat katyński] miał akt drugi, kiedy to ekshumując zwłoki, identyfikując je, czyniono to nie z intencją humanitarną, lecz propagandową. (...) Pierwszy akt dramatu dokonał się w leśnej ciszy, przerywanej strzałami, drugi przy wrzasku Berlina. Ból osób bliskich ofiarom zbrodni katyńskiej, gdy w ferworze międzynarodowych polemik i wewnętrznego zamieszania dowiadywały się o stratach, jakie poniosły, zepchnięty został na plan dalszy.

Czy wydarzenia w polskiej polityce po Smoleńsku 2010 nam czegoś nie przypominają???

 

10 kwietnia 1943 – wylot polskiej delegacji do Katynia w celu identyfikacji zwłok polskich oficerów. Prace ekipy Polskiego Czerwonego Krzyża trwały 5 tygodni – do 3 czerwca 1943 roku.


10 kwietnia 2010 – wylot polskich polityków do Katynia w celu upamiętnienia 70. rocznicy zbrodni w Katyniu.


Niemiecki kręgosłup moralny przypominał w roku 1943 raczej ruchy fantomowe, niż cokolwiek, co miałoby choćby szkicować zaniepokojenie strony niemieckiej zbrodnią sowiecką. I rząd polski daje temu wyraz w oświadczeniu z kwietnia 1943 roku, którego fragment poniżej:
Pełne hipokryzji oburzenie propagandy niemieckiej nie zakryje przed światem okrutnych, ponawianych i trwających wciąż zbrodni dokonywanych na Narodzie Polskim.


To doprawdy żałosne działanie, upominać się o polskie ofiary i w tym samym czasie niszczyć ludzi w obozach śmierci. Jeśli jeszcze do tego dodamy, że 16 miesięcy później Warszawa będzie gruzowiskiem, to mamy pełny obraz niemieckiej troski o Naród Polski.  



Mam także głębokie przekonanie, że historia prędzej, czy później będzie weryfikować takie ludzkie kurwy, jak Wanda Wasilewska, która na forum komentowała zerwanie stosunków sowietów z rządem polskim: który to rząd skompromitował się ostatecznie, biorąc udział w zorganizowanej przez hitlerowców antyradzieckiej propagandowej hecy w sprawie lasu katyńskiego, rzekomego zastrzelenia przez organy radzieckie polskich oficerów, w rzeczywistości wymordowanych przez samych Niemców.


Drugą ludzką kurwą w publikacji prof. Madajczyka jest (znowu baba), córka ambasadora amerykańskiego w Moskwie -  Kathleen Harriman (miły ten konik, prawda?). Wyleciała ona w styczniu 1944 roku wraz z komisją sowiecką, by „badać” przyczyny śmierci oficerów polskich. To ludzkie ścierwo napisało raport zawierający obserwacje i wnioski, który stał się głośny w Waszyngtonie, a w którym odpowiedzialnością za zamordowanie polskich oficerów obciążyła Niemców.



Dziejopis stwierdza fakt historyczny, jakim była zbrodnia katyńska, jej rozmiar, okoliczności, jej oblicze.
Moralista osądzi wolę takiego rodzaju odwetu wedle sumienia.

Brunon Olbrycht, Aleksander Boruszczak, Karol S. Schubert.

Roman Alexander Bethge – mimo dyplomatycznej walki strony niemieckiej, ten Polak niemieckiego pochodzenia znalazł się wśród zamordowanych oficerów z obozu w Starobielsku. Mam wrażenie, że w polskich dokumentach próbuje się zatuszować jego niemieckie pochodzenie, rezygnując z podawania imienia Alexander. Na listach polskich figuruje on jako Polak Roman Bethge. Skoro strona niemiecka o niego zabiegała, oznacza to, że był Niemcem. 

Pawliszczew Bór – z 432 oficerów przebywających w obozie, 30 z nich wystąpiło do niemieckiej ambasady w Moskwie z oświadczeniem, że czują się Niemcami i pragną być przekazani do Rzeszy.

Griazowiec – 28 oficerów wyjechało do Moskwy, w tym 12 uznało się za Niemców. 18 z nich ambasada niemiecka nie zakwalifikowała do Niemców.

Wiele dokumentów dotyczy polskich oficerów pochodzenia niemieckiego, którzy znaleźli się wśród internowanych w ZSRR. Część z nich złożyła podania o uznanie ich za Niemców do ambasady niemieckiej w Moskwie, lub na ręce władz obozowych. Tadeusz Badzyński nie znalazł uznania u władz niemieckich, ponieważ stwierdzono, że jest on bezsprzecznie narodowości polskiej.

Rzesza próbowała dyplomatycznych sposobów, by takie osoby oswobodzić z rąk sowieckich. Niejaki C. Karutz 11 października 1940 roku pisał:

Jest w Łodzi pewna rodzina Niemców etnicznych, których synowie służyli w byłej armii polskiej jako oficerowie rezerwy. Część tych polskich oficerów rezerwy pochodzenia niemieckiego nie chciała w momencie wybuchu wojny walczyć przeciwko niemieckiemu Wehrmachtowi idlatego wolała uciec na wschód. Tutaj niektórzy z nich dostali się do niewoli rosyjskiej i byli najpierw internowani w obozie jenieckim w Kozielsku. Należy zauważyć, że ludzie ci pozwolili się Rosjanom dobrowolnie wziąć do niewoli, w całkiem uzasadnionej nadziei, że spotkali się z władzą, która jest przyjaźnie nastawiona na Niemców i Rzeszy Niemieckiej.

Jak podaje prof. Madajczyk: Do chwili obecnej (1988 rok) ambasada (niemiecka) wnioskowała w notach werbalnych albo przez listy zbiorcze o powrót ogółem około 1200 byłych wojskowych armii polskiej. Powróciło jedynie 90 osób. 570 nie zostało uznanych za Niemców (choć się o to upominali).

Tak, moralista nazwie tych oficerów ludzkimi kurwami, zdrajcami narodu polskiego. Ja uważam, że była to po prostu walka o życie. Znajdując się w podobnej sytuacji i mieć do wyboru tylko dwie drogi: wolność jako Niemiec albo porcja ołowiu w polski kark, wybrałbym zdecydowanie życie. Każdy ma przecież własną hierarchię wartości we własnym życiu. Żadna nie jest ani lepsza ani gorsza. Moralność jest po prostu jak dziura w dupie: każdy ma własną.

Szkoda bardzo, że polskie stacje informacyjne od momentu transformacji kierują się tylko moralnością. Szkoda, że nie przedstawiają faktów jak dziejopis. Rok w rok w czasie kolejnego kwietnia słucham o tysiącach pomordowanych w Katyniu i naprawdę nie słyszałem choćby pół zdania na temat tych polskich oficerów, którzy przeżyli. Przy Powstaniu Warszawskim co roku widzę reportaże i rozmowy z tymi, którzy przeżyli piekło, a w kwietniu słyszę tylko o trupach. Żadna stacja nie zrobi wywiadu z ocalałymi (o ile jeszcze żyją). I te przebitki ekshumacji wyłącznie z 1943 roku... A przecież w roku 1991 polska ekipa pojechała do Katynia raz jeszcze.


Przy dwóch paniach sam użyłem określenia ludzkie kurwy. Tylko, że te panie miały możliwość po prostu milczeć. Nie musiały obciążać wrogiego narodu. Miały możliwość milczeć i z tego nie skorzystały.

Do zapamiętania przy Zbrodni Katyńskiej:

KATYŃ – zamordowani oficerowie z obozu w Kozielsku. W roku 1943 4400 ofiar i osiem grobów. W latach 1994/95 przeprowadzono wyłącznie badania archeologiczne. Zwłoki z grobu nr 8 wyparowały.

CHARKÓW – zamordowani oficerowie z obozu w Starobielsku. 3800 ofiar. Ekshumacje pobieżne prowadzone w dniach 25 lipca – 7 sierpnia 1991. Oficerowie dość mocno wymieszani z ludnością cywilną.

KALININ (MIEDNOJE) – zamordowani głównie policjanci i służby mundurowe z obozu w Ostaszkowie. 6300 ofiar. W latach 1991 oraz 1994/95 ekshumowano tylko 680 osób (z 23 grobów tylko 3).


OCENA: 6/10 (dobra)  


TYTUŁ:   Dramat katyński
AUTOR:   Czesław Madajczyk
WYDAWNICTWO:   Książka i Wiedza
ILOŚĆ STRON:   210
 ROK:   1989
Książka ocalona przed biblioteczną utylizacją

 


1 komentarz: