środa, 16 maja 2018

JANUSZ GŁOWACKI - PRZYSZŁEM, CZYLI JAK PISAŁEM SCENARIUSZ O LECHU WAŁĘSIE DLA ANDRZEJA WAJDY

Gdy wkładałem tę książkę do biedronkowego koszyka, trzej bohaterowie z okładki żyli, tworzyli i mieli się zupełnie dobrze. Gdy zabrałem się do czytania, z tegoż panteonu pozostał tylko Lech Wałęsa. Autor scenariusza zmarł na wakacjach w Egipcie, a reżyser tworzył swój kolejny film pt. Powidoki. Obaj odeszli w pełni sił witalnych. Gdy zobaczyłem w koszu pełnym książek tytuł Przyszłem..., nie mogłem książki przewertować, ponieważ była zafoliowana. Zafoliowana, nowa książka za 5 zł! Zajawka z tylnej okładki mi wystarczyła: 

Czarny humor miesza się w tej opowieści z czarną rzeczywistością, tragedia z groteską, prawda z fikcją, a PRL z wolną Polską. Mieszanka piorunująca. Warto porównać z filmem.

Zrobiłem na odwrót: film porównałem z książką.


Jako, że film Wałęsa. Człowiek z nadziei znam niemal na pamięć, świetnie czytało mi się kolejne dialogowe fragmenty scenariusza. Sceny wycięte mieszają się w tym eseju z bardzo niekiedy mocnymi scenami z filmu. Czytając przemówienie Wałęsy/Więckiewicza z roku 1979 o kamiennym pomniku, miałem przed oczami Roberta Więckiewicza krzyczącego ja pójdę po was! Eseistyczno-felietonistyczna forma Przyszłem... przypadła mi do gustu z dwóch powodów: po pierwsze owy styl uprawia Jerzy Pilch (którego pisarstwo poznałem dzięki Pod Mocnym Aniołem) wplatając niekiedy znakomite spostrzeżenia na temat kościoła ewangelickiego, o którym tak naprawdę (oprócz religijnego wyznania Orła z Wisły) niewiele w przestrzeni publicznej słychać. Po drugie: Janusz Głowacki naprawdę zachęcająco wplata w swoje opowieści życie towarzyskie typu SPATiF - głównie literackie. Sporo w Przyszłem... odwołań do kultury - głównie literackiej.

Scenarzysta otrzymał propozycję napisania znanej historii o elektryku, który nam kapitalizm do każdej chałupy podłączył *, w marcu 2010 roku; kończył w roku wypuszczenia filmu (2013), gdzie autor ciągle udoskonalał scenariusz, a reżyser w nieskończoność robił dokrętki. Jakoś poszło... Historia i obyczaje w naszym kraju pokazały, że z filmem (trzeba dodać, że fabularnym, w który tylko wplecione są niektóre fakty historyczne) stało się to, co dzieje się z meblami i dziećmi po rozwodzie starych - wszystko zostało przerżnięte dokładnie na pół. Jedni chwalą, drudzy lżą. A to wszystko przez zbyt dowolnie i osobiście traktowany patriotyzm narodu. Od dłuższego czasu wiadomo, że polski patriotyzm to poglądy, a nie definicja.

U nas patriotyzm jest jak dupa - każdy ma swój. Głowacki kapitalnie ustami abpa Józefa Życińskiego scharakteryzował badaczy z Instytutu Pamięci Narodowej. Owi badacze, to co chcieli zrobić z Lechem Wałęsą, zrobiliby w równie idiotyczny sposób z cudem przemienienia wody w wino:

(...) gdyby IPN prowadził dochodzenie w sprawie Kany Galilejskiej, to niektórzy badacze by się koncentrowali nie tyle na samym cudzie, co na tym, dlaczego zabrakło wina, kto był odpowiedzialny za jego dostawę, który z Apostołów pił najwięcej i czy może coś chlapnął po pijanemu. Zbędne wątki na pierwszym miejscu, meritum nietknięte.

Autor znalazł znakomity sposób na impas poglądowy obydwu stron. Owy sposób jest idealny do stasowania w każdej dziedzinie niedogadania:

- Czy pan wie, że Andrzej Wajda to monstrualna postać i niewątpliwie postsowiecki agent wpływu? 
- Oczywiście. To wie każde dziecko.
- A o sobie pan czytał, że manipuluje faktami historycznymi, by podtrzymać nieskazitelny mit Wałęsy?
- Oczywiście, że czytałem, zaprzyjaźniony ksiądz robi mi research.

Dostępność takich książek w koszach Biedronki i w ogóle ostatnimi latami coraz szersza gama artykułów w narodowym polskim dyskoncie, każe mi wyłącznie przyklasnąć takiej inicjatywie, nawet pomimo tego, że portugalski właściciel przekazał kierownictwo aparatowi kolumbijskiemu, który to aparat ludzki pompuje w kropkowaną sieć kapitał wiadomego pochodzenia.


(...) nieważne przyszłem czy przyszedłem, ważne że doszłem... albo doszedłem. I naprawdę szkoda, że nogi nie weszły - a przecież praktycznie nogi służą do wchodzenia... Ale, cholera, do schodzenia zresztą też.. Może dlatego nie weszły?


Stolarz: Szerokość stołu jest (mierzy stół) dokładnie siedem metrów.
Majster: Siedem, bo rekord świata w pluciu jest na sześć i pół.


* tekst: Krzysztof Deszczyński / wykonanie: Bohdan Smoleń


  .

OCENA: 7/10 (bardzo dobra)  

TYTUŁ:   Przyszłem, czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy
AUTOR:   Janusz Głowacki
WYDAWNICTWO:   Świat Książki
ILOŚĆ STRON:   240
 ROK:   2013
cena: 5 zł.
 
egzemplarz kupiony w Biedronce


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

APOCALYPTICA - "Ekscytacja kreatora połączeń" [METAL HAMMER 9/2024]

Apocalyptica zaskoczyła mnie w tym roku swoją płytą po trzykroć - wypuścili drugą część z materiałem Metalliki, który znów postanowili zagra...