Gdy wkładałem tę książkę do biedronkowego koszyka, trzej bohaterowie z okładki żyli, tworzyli i mieli się zupełnie dobrze. Gdy zabrałem się do czytania, z tegoż panteonu pozostał tylko Lech Wałęsa. Autor scenariusza zmarł na wakacjach w Egipcie, a reżyser tworzył swój kolejny film pt. Powidoki. Obaj odeszli w pełni sił witalnych. Gdy zobaczyłem w koszu pełnym książek tytuł Przyszłem..., nie mogłem książki przewertować, ponieważ była zafoliowana. Zafoliowana, nowa książka za 5 zł! Zajawka z tylnej okładki mi wystarczyła:
Czarny humor miesza się w tej opowieści z czarną rzeczywistością, tragedia z groteską, prawda z fikcją, a PRL z wolną Polską. Mieszanka piorunująca. Warto porównać z filmem.
Zrobiłem na odwrót: film porównałem z książką.
Jako, że film Wałęsa. Człowiek z nadziei znam niemal na pamięć, świetnie czytało mi się kolejne dialogowe fragmenty scenariusza. Sceny wycięte mieszają się w tym eseju z bardzo niekiedy mocnymi scenami z filmu. Czytając przemówienie Wałęsy/Więckiewicza z roku 1979 o kamiennym pomniku, miałem przed oczami Roberta Więckiewicza krzyczącego ja pójdę po was! Eseistyczno-felietonistyczna forma Przyszłem... przypadła mi do gustu z dwóch powodów: po pierwsze owy styl uprawia Jerzy Pilch (którego pisarstwo poznałem dzięki Pod Mocnym Aniołem) wplatając niekiedy znakomite spostrzeżenia na temat kościoła ewangelickiego, o którym tak naprawdę (oprócz religijnego wyznania Orła z Wisły) niewiele w przestrzeni publicznej słychać. Po drugie: Janusz Głowacki naprawdę zachęcająco wplata w swoje opowieści życie towarzyskie typu SPATiF - głównie literackie. Sporo w Przyszłem... odwołań do kultury - głównie literackiej.
Scenarzysta otrzymał propozycję napisania znanej historii o elektryku, który nam kapitalizm do każdej chałupy podłączył *, w marcu 2010 roku; kończył w roku wypuszczenia filmu (2013), gdzie autor ciągle udoskonalał scenariusz, a reżyser w nieskończoność robił dokrętki. Jakoś poszło... Historia i obyczaje w naszym kraju pokazały, że z filmem (trzeba dodać, że fabularnym, w który tylko wplecione są niektóre fakty historyczne) stało się to, co dzieje się z meblami i dziećmi po rozwodzie starych - wszystko zostało przerżnięte dokładnie na pół. Jedni chwalą, drudzy lżą. A to wszystko przez zbyt dowolnie i osobiście traktowany patriotyzm narodu. Od dłuższego czasu wiadomo, że polski patriotyzm to poglądy, a nie definicja.
U nas patriotyzm jest jak dupa - każdy ma swój. Głowacki kapitalnie ustami abpa Józefa Życińskiego scharakteryzował badaczy z Instytutu Pamięci Narodowej. Owi badacze, to co chcieli zrobić z Lechem Wałęsą, zrobiliby w równie idiotyczny sposób z cudem przemienienia wody w wino:
U nas patriotyzm jest jak dupa - każdy ma swój. Głowacki kapitalnie ustami abpa Józefa Życińskiego scharakteryzował badaczy z Instytutu Pamięci Narodowej. Owi badacze, to co chcieli zrobić z Lechem Wałęsą, zrobiliby w równie idiotyczny sposób z cudem przemienienia wody w wino:
(...) gdyby IPN prowadził dochodzenie w sprawie Kany Galilejskiej, to niektórzy badacze by się koncentrowali nie tyle na samym cudzie, co na tym, dlaczego zabrakło wina, kto był odpowiedzialny za jego dostawę, który z Apostołów pił najwięcej i czy może coś chlapnął po pijanemu. Zbędne wątki na pierwszym miejscu, meritum nietknięte.
Autor znalazł znakomity sposób na impas poglądowy obydwu stron. Owy sposób jest idealny do stasowania w każdej dziedzinie niedogadania:
- Czy pan wie, że Andrzej Wajda to monstrualna postać i niewątpliwie postsowiecki agent wpływu?
- Oczywiście. To wie każde dziecko.
- A o sobie pan czytał, że manipuluje faktami historycznymi, by podtrzymać nieskazitelny mit Wałęsy?
- Oczywiście, że czytałem, zaprzyjaźniony ksiądz robi mi research.
Dostępność takich książek w koszach Biedronki i w ogóle ostatnimi latami coraz szersza gama artykułów w narodowym polskim dyskoncie, każe mi wyłącznie przyklasnąć takiej inicjatywie, nawet pomimo tego, że portugalski właściciel przekazał kierownictwo aparatowi kolumbijskiemu, który to aparat ludzki pompuje w kropkowaną sieć kapitał wiadomego pochodzenia.
(...) nieważne przyszłem czy przyszedłem, ważne że doszłem... albo doszedłem. I naprawdę szkoda, że nogi nie weszły - a przecież praktycznie nogi służą do wchodzenia... Ale, cholera, do schodzenia zresztą też.. Może dlatego nie weszły?
Stolarz: Szerokość stołu jest (mierzy stół) dokładnie siedem metrów.
Majster: Siedem, bo rekord świata w pluciu jest na sześć i pół.
* tekst: Krzysztof Deszczyński / wykonanie: Bohdan Smoleń
.
* tekst: Krzysztof Deszczyński / wykonanie: Bohdan Smoleń
.
OCENA: 7/10 (bardzo dobra)
TYTUŁ: Przyszłem, czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy
AUTOR: Janusz Głowacki
WYDAWNICTWO: Świat Książki
ILOŚĆ STRON: 240
ROK: 2013
cena: 5 zł.
egzemplarz kupiony w Biedronce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz