poniedziałek, 20 sierpnia 2018

MARTA STREMECKA - JERZY URBAN O SWOIM ŻYCIU [RECENZJA]

Owy wywiad-rzeka to druga książka w formie rozmowy z Jerzym Urbanem, która stoi w mojej biblioteczce. Pierwsza z nich to opisywana już na tym blogu publikacja pt. Jajakobyły. Publikacja o przaśnym tytule i podobnie przaśnej zawartości. Jeszcze wówczas bez oglądania się na cenzurę obyczajową, która aktualnie już tak bardzo wygładziła sposób przedstawiania wszelkich informacji, że nie zostaje nic innego, jak z tej łagodności rzygać tęczą. Choć z drugiej strony w "Jajach kobyły" dziennikarskim interlokutorem był Piotr Gadzinowski, a w książce opisywanej, tę rolę pełni kobieta. Dodajmy do tego 22 lata starszego byłego rzecznika rządu, zmianę podejścia do życia, może lekką ewolucję osobistej obyczajowości, i już na pytanie o rejs Mieczysława Rakowskiego z Pierwszą damą Kennedy, Jerzy Urban odpowiada, że śmietanka towarzyska, w której obracał się Urban jako dziennikarz "Polityki" co rusz dopytywała, czy Rakowski uwiódł pierwszą damę Ameryki w czasie tegoż rejsu. W rozmowie z Ćwiklińskim i Gadzinowskim 22 lata wcześniej ta sama śmietanka zastanawiała się, czy Rakowski przerżnął pierwszą damę Ameryki.

Co mógł zrobić Urbach po tym, gdy katolickie papiery (zmiana nazwiska na iście papieskie Urban) uratowały mu i jego rodzicom życie w czasie wojny? No raczej robotnikiem, czy też chłopem na roli zostać nie mógł. Dzieciństwo w zasymilowanej łódzkiej rodzinie inteligenckich Żydów kazało młodemu Jerzemu wybrać inteligencki zawód. Zapisał się. A że sytuacja roku 1948 była jaka była - tj. okres panowania najbardziej brutalnego stalinizmu, zapisać się mógł tylko po jednej, socjalistycznej stronie. W tym miejscu polecam ostatni film Andrzeja Wajdy pt. Powidoki. W tym obrazie na postaci Władysława Strzemińskiego młodsze pokolenia mogą zobaczyć, co to znaczyło tworzyć w czasach stalinizmu.
Piętnastoletni Jerzy Urban stanął po "właściwej" wówczas stronie, zapisując się do Związku Młodzieży Polskiej. Przez dwa lata przyszły rzecznik rządu pochłonięty jest i pracą na rzecz związku i przywilejami, które swoją postawą sobie wypracował. W centrali dostrzeżono zapał młodego aparatczyka i wysłano do Warszawy. 


Przymusowa przeprowadzka do stolicy okazała się dla naszego bohatera szokiem. W Łodzi był już kimś - wypracował sobie znajomości, wszyscy, którzy mieli wiedzieć co to za jeden ten Urban, wiedzieli. W Warszawie dorastający zetempowiec był na powrót nikim. Bez znajomości, bez szerokich kontaktów - zrezygnował z działalności politycznej. Został dziennikarzem w Po prostu i już wówczas we wszystkim, co robił, był na nie, już uaktywniła się w Urbanie wszechobecna kontestacja. Kontestacja taka, jaka mogła być wtedy tolerowana. Wszystkie te mrzonki o demokratyzującym socjalizmie były na tak, ale w Po prostu publikowali wówczas ogromną indoktrynację komunistyczną takie gwiazdy pióra jak Bratny, Konwicki, czy Różewicz - to z tych najbardziej kojarzonych do dziś. W 1955 roku zaczęła się delikatna, acz stanowcza rewolucja widoczna w zespole Po prostu - już twórczość tylko na chwałę socjalizmu przestaje być jedyną obowiązującą, już publikują pod skrzydłami Jerzego Urbana Hłasko, Jasienica, Kołakowski, Bauman, Kotarbiński, Osiecka...
W roku 1956 na czele PZPR staje Władysław Gomułka i mamy do czynienia z październikową odwilżą - koniec epoki stalinizmu. Odetchnąłby wówczas Władysław Strzemiński sportretowany w Powidokach, ale nie doczekał tego czasu, bo umarł w roku 1952. A w 1956 twórcy usłyszeli to, co chcieli usłyszeć od dawna: "koniec zasad socrealizmu w malarstwie i muzyce".


I trach! Decyzją Gomułki za zbaczanie z kursu Partii, Po prostu zostaje zlikwidowane. Jerzy Urban za ostre teksty na temat władzy gomułkowskiej, na którą tak czekał, dostaje zakaz publikowania. Po raz pierwszy w latach 1957 - 1960, po raz drugi już jako redaktor Polityki: 1963-1968. Urban daje sobie świetnie radę pisząc pod pseudonimami. Jak sam wspomina:

To czas, kiedy jestem od władzy kompletnie niezależny, a mimo to prosperuję materialnie. Kołuję władze. Rzecz niespotykana, gdyż niełaska prowadziła wtedy do biedy.

Już zawsze będę miał przed oczami scenę z Powidoków, gdy Bogusław Linda grający Strzemińskiego słyszy w gabinecie, że "kto nie pracuje w socjalizmie, ten nie je", a za chwilę wielki malarz z głodu wylizuje pusty talerz po zupie, za którą nie zapłacił. Ta scena jest naprawdę mocna, jeśli widz już wie, że bohater grany przez Lindę nie traktował dotychczas jedzenia jakoś bardzo na pierwszym, drugim, czy nawet trzecim miejscu - patrz: placki ziemniaczane przygotowane przez córkę.
W roku 1968 Urban wraca do "Polityki" i zostaje w tym zespole aż do roku 1980, w którym najzwyczajniej w świecie nie polubił "Solidarności". W 1980 roku Jerzy Urban po raz pierwszy jawnie opowiada się po jednej ze stron. Do tego czasu zawsze lawirował: trochę szczypnął władzę, trochę opozycję, ale zawsze pisał na nie o jednych i drugich. W 1981 roku został rzecznikiem rządu, aby ratować to, w co nieustannie wierzył i do czego dążył - chciał by demokracja socjalistyczna wreszcie stała się faktem.


A cóż to była za funkcja rzecznika rządu w 1981 roku? Nijaka. To Jerzy Urban po raz pierwszy stworzył postać rzecznika siły rządzącej:

Całe życie zajmowałem się polityką tylko jako kibic, a tu rodzi się szansa uczestnictwa. A na dodatek po prostu szukam pracy, nie mam żadnych propozycji. I to nie jest tak, że jestem aż taki niezależny, ani tak, że przechodzę do realnej władzy. Mam pełnić funkcję, która nie ma żadnego znaczenia - moi poprzednicy na stanowisku rzecznika rządu byli nikim. Mam więc dostać imponujący tytuł wiceministra, ale zajmować się redagowaniem komunikatów z rządu, które są pisane drętwym językiem. Taka jest propozycja Jaruzelskiego i tylko takie są oczekiwania. Nie jestem więc oszołomiony tym, że wkraczam do władzy, tylko zadowolony, że dostaję nieźle płatną posadę z sekretarką i samochodem. (...) Pilnowałem, żeby nie być zależnym od nikogo innego. Bezpośrednia podległość generałowi wzmacniała moją pozycję w aparacie władzy. Formalnie od 1981 do jesieni 1988 roku byłem rzecznikiem rządu, ale faktycznie moja rola i pozycja się zmieniała od bardzo podrzędnej do jednego z głównych macherów, nie powiem państwa, bo nie miałem wpływu na samo rządzenie, ale miałem wpływ na stosunki pomiędzy władzą a opinią publiczną.

13 grudnia 1981 - pierwsza konferencja prasowa Jerzego Urbana. W pierwszych dniach stanu wojennego konferencje potrzebne były codziennie. Po czasie spotkania te zostały czasowo ujednolicone i odbywały się raz w tygodniu we wtorki w południe (aby był czas na zmontowanie wypowiedzi do Dziennika).



W jakim celu streściłem ważne fakty z życia byłego rzecznika rządu PRL? Właśnie po to, żeby choć trochę przełamać postać Jerzego Urbana będącego wyłącznie tym ohydnym, czerwonym, żydowskim rzecznikiem. Urban robił wcześniej (a i później też) dużo ciekawsze (być może mniej medialne) rzeczy, niż siadanie za mikrofonem we wtorek o dwunastej. Choć z drugiej strony: czy można uznać za mniej medialne wydawanie własnego tygodnika, który na początku kapitalistycznej Polski dobijał do pół miliona sprzedaży niemal każdego numeru tego pisma?

Marta Stremecka jawi się już na początku rozmowy z Urbanem jako osoba od zawsze stojąca po drugiej, prawicowej stronie. Jerzy Urban to twardy - dziś powiedzielibyśmy - lewicowiec, który odczuwa nutkę sentymentu do dawnej władzy - Pani strona widzi tylko swoje rany i waszą "Solidarność", jakbyście byli najważniejsi na świecie.

.

OCENA: 6/10 (dobra)


TYTUŁ:   Jerzy Urban o swoim życiu rozmawia z Martą Stremecką
AUTOR:   Marta Stremecka
WYDAWNICTWO:   Czerwone i Czarne
ILOŚĆ STRON:   368
 ROK:   2013
CENA: 5 zł.  
Książka kupiona w Carrefour


techniczne post scriptum:

Wyciągając tę książkę z dyskontowego promocyjnego kartonu, trafiłem na dwa egzemplarze w identycznej, miękkiej okładce ze skrzydełkami. Różnica była taka, że jeden z egzemplarzy był cieńszy od drugiego. Zastanawiając się, o co chodzi, zacząłem wertować mniejszy objętościowo tytuł, by zobaczyć, których stron może brakować. Finał wetowania był taki, że wszystkie strony były na swoim miejscu. Dlaczego więc książki różniły się od siebie grubością? Otóż grubszy egzemplarz został wydrukowany na papierze Creamy 80 g. vol 2.0. Drugi natomiast na innym, dużo cieńszym arkuszu. Ceną się nie różniły, więc zabrałem oczywiście tę większą, na grubszym papierze.
                                                               

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz