Trzeba uwypuklić dwie sprawy
związane z powieścią Wojciecha Pogonowskiego: po pierwsze nie wszystkie postaci
pojawiające się na kartkach książki są wymyślone, mimo tego, że bez dwóch zdań
do czynienia mamy z fikcją literacką: Władysław Gomułka i Mieczysław Moczar to
rzeczywiste postacie z krwi i kości, mimo tego, że nawet pokoleniu Y kojarzą
się głównie z krwią. Z drugiej strony taki Stanisław Ryszard Zgrzebski, czy
naczelny tygodnika „Literatura” – towarzysz Kalwe – oni nie istnieją. Ich
pisarstwo także jest wytworem całkiem pojemnej wyobraźni Pogonowskiego… Hmmm…
Czy wyobraźnia może być pojemna? Albo, czy kostki lodu mogą w drinku zgrzytać?
Czy jednak zgrzytają wyłącznie zęby…
Po drugie: szczucie potencjalnego czytelnika
zakończeniem „ciąg dalszy nastąpi…” i reklama kontynuacji, która ukaże się „wkrótce”...
... to nie jest najlepszy sposób zachęty i dla czytającego, który delikatnie
nakręca się na kolejną część, i dla autora, który po prostu może zadaniu nie
sprostać, albo się wydawca wyłoży, albo nie sfinansuje drugiej części, bo uważa
autora za takiego nie przymierzając Zgrzebskiego… Odpalam Internet i… część
druga podobno wydana została w 2014 roku. Podobno, bo nie ma nic prócz tytułu.
Nawet okładki nie uświadczysz, drogi czytelniku.
Najpierw informacje dotyczące
okładki Nepomuka – bo ta jest
wyjątkowo intrygująca. Widzimy jedną z bohaterek powieści, Barbarę Czajkowską, spacerującą po centrum
Warszawy lat 70. XX wieku. Papuga na dachu budynku wabi się Emil.
Gdyby nie to, że z
przypuszczeniem graniczącym z pewnością mniemam, iż Michał Matczak przy pisaniu
utworów na swoją pierwszą płytę nie przeczytał Prima Aprilis. Nepomuk, to historia
stworzona przez Pogonowskiego śmiało mogła być inspiracją do tekstowej warstwy
twórczości Maty. Wersy takiej choćby Patointeligencji
znakomicie odwracają trend dominujący w sztuce moralnego niepokoju: czy będzie
nią film, proza, czy muzyka. Odwracają dokładnie w ten sam sposób, w jaki
uczynił to Wojciech Pogonowski ze swoim bohaterem – Michałem Deczyńskim.
Mata rapuje:
zacząłem tu robić te rapy, bo miałem dość tego piękna i ciepła
a nigdy nie chciałem być biały, i zawsze tu chciałem być gangsta
i zawsze tu chciałem być z bloków, i zawsze tu chciałem być z getta
i pierdolę mamę i tatę za te rododendrony, jacuzzi , trzy piętra
zacząłem tu robić te rapy, bo miałem kurwa tak dość tego piękna i
ciepła
i pierdolę mamę i tatę za to
że oddaliby mi nerki, wątroby i serca
I na kartach powieści poznajemy perypetie
Michała Deczyńskiego – ur. 12 kwietnia 1953 roku, syna Stanisława. Stanisław
Deczyński to moskiewski aparatczyk na bardzo wysokim szczeblu wiceministra. Ma
własny gabinet w ministerstwie, drugi natomiast domu, a w zasadzie pałacu, który współdzieli z
żoną Ireną Poleńską ur. w Pieczychwostach – obwód wołyński Ukraińskiej SRR - w
której płynie błękitna krew. A dom to istna skarbnica pokoleń arystokratycznej
rodziny matki. I ten mały Michaś dorasta w luksusach i przywilejach dostępnych wyłącznie ludziom na świeczniku partyjnym PZPR. Jest grubo po prostu. Michał ma to,
czego chce, a mimo wszystko gryzą go wątpliwości związane z przystosowaniem
jednostki do życia w społeczeństwie komunistycznym. Owe wątpliwości podsyca w
nim przez lata jego dziewczyna – Barbara Średnicka, która okazuje się Żydówką i
wraz z całą rodziną - która mieszka na tym samym strzeżonym osiedlu, co
Deczyńscy – z dnia na dzień zostaje wyrzucona z kraju.
Tak zostaje przez autora
utkana „proza (życia) moralnego
niepokoju na strzeżonym osiedlu”… - łapie się to określenie do licentia poetica? Marschall McLuhan
wymyślił „globalną wioskę”, reżyser Janusz Kijowski mówił o „kinie moralnego
niepokoju”. Ja piszę o prozie moralnego niepokoju typu Pogonowski, Mata –
czyli o zupełnie przekręconym znaczeniu - ludzi, w których kwitnie społeczne niedostosowanie do realiów własnego życia, ludzi ze świecznika, ze strzeżonych osiedli właśnie… I powieściowy Deczyński i Mata
uczęszczali do liceum im. Stefana Batorego.
Wreszcie mógł zobaczyć oczami wyobraźni swoje mityczne gniazdo, które
składało się z dworu, uwiecznionego na fotografiach, z prawosławnej wsi
ukraińskiej, poznanej przez Deca w czasie wycieczek z rodzicami, oraz z trzech kolonii: z Woli, obsadzonej
ludnością katolicką (nazwa Wola wywodziła się stąd, że zamieszkujący ją chłopi
byli ludźmi wolnymi, w odróżnieniu od Ukraińców, chłopów pańszczyźnianych), z
Tatarszczyzny, którą odkrył przed półroczem w Łącku i z Żydowszczyzny,
oglądanej teraz na scenie.
Fabuła na wskroś poprzetykana
jest ciekawostkami ze świata – czytamy o papieżycy Joannie; o tym, że zawsze Prymasem Polski zostaje arcybiskup gnieźnieński (bo pierwszą stolicą Polski
było Gniezno); o budowie konia dowiemy się wszystkiego: dlaczego długi kij z
ostrym grotem na końcu nazywa się
włócznia? A no od prawej tylnej końskiej nogi właśnie, którą nazywa się włóczną. I
obok tej nogi tę włócznię wleczono.
Maści końskie:
wrony – czarny
cisawy – brązowy wpadający w
czerwień, grzywa i ogon również maści cisawej
gniady – tułów brązowy – grzywa i
ogon czrne
siwek – biały
pstroki, taranty, strokate –
niejednolita maść czarno-biała
jasno i ciemnoizabelowty - sierść
wymazana gliną, żółtawa. Tylko dla koni szlachetnych. Nazwa pochodzi od koloru
niezmienianej bielizny arystokratek
bułany, płowy – żółtawa u koni
niższego pochodzenia.
Jak się czuje człowiek
zdruzgotany? Jak więzień oczekujący egzekucji – niech się to już wreszcie
stanie. Po co czekać wyznaczonego terminu? Dajcie mi jakieś narzędzie. Sam to
zrobię! Dlatego nie dają, pilnują, żeby skazaniec nie został zaopatrzony w
jakieś ostre przedmioty. Żadna ceremonia wykonania najwyższego wyroku nie
odbyłaby się, gdyby wcześniej lokatorowi celi śmierci wpadła w ręce żyletka
albo kawałek szkła – właśnie dlatego w cywilizowanych krajach nie wykonuje się
kary śmierci.
Nie pić potrafi każdy idiota. Sztuka polega na tym, żeby pić i pozostać
trzeźwym.
I potencjalnych czytelników, którzy zdecydują się sięgnąć po "Prima Aprilis. Nepomuk" przestrzegam, aby nie zrażali się początkiem historii. Autor rozpędza się dość powoli, ale środek i szczególnie końcowe kilkadziesiąt stron wynagradzają początkową dłużyznę do nikąd.
"ciąg dalszy nie nastąpił..."
.
OCENA: 6/10 (dobra)
TYTUŁ: Prima Aprilis. Nepomuk
AUTOR: Wojciech Pogonowski
WYDAWNICTWO: Albatros
ILOŚĆ STRON: 352
ROK: 2006
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz