czwartek, 29 października 2020

Maciej M. Maleńczuk - "Niwa" [ODC. 1] - styczeń 2010

Notka wstępna zamieszczona w Bluszczu:

Maciej Maleńczuk debiutuje jako prozaik, zachowując styl, rytm i tempo, do którego przyzwyczaił nas jako autor poezji. Udowadnia, że w gatunku science fiction porusza się z równą gracją, co w trzynastogłoskowym, słynnym poemacie Chamstwo w Państwie

M.M. – wokalista, gitarzysta, poeta. Od 1986 do 2005 roku był frontmenem zespołu Pudelsi; w 1993 roku założył zespół Homo Twist*; pierwszą solową płytę nagrał w 1998 roku. W 2003 roku opublikował poemat Chamstwo w Państwie (Wydawnictwo Literackie), za który otrzymał laur Śląskiego Wawrzynu Literackiego.

* Tak brzmi oryginalna notka z magazynu Bluszcz. Jest to przekłamanie, ponieważ początki Homo Twist sięgają 1991 roku. W 1992 roku grupa w składzie: M. Maleńczuk, Rafał „Kwasek” Kwaśniewski, Mariusz Kruc wystąpiła na festiwalu w Jarocinie. Ten skład nie utrzymał się długo. W roku 1993 wydany został debiutancki album zespołu pt: Cały ten seks w składzie: M. Maleńczuk, Leszek „Miarka” Kowal, Grzegorz Schneider.

 

NIWA [BLUSZCZ: styczeń 2010] - odcinek 1

 

Niwa patrzył w zielone oczy Rudowłosej Płastugi, pieścił ustami jej wijące się ciało, a ona, Księżna Zielonych Wód, z każdym pocałunkiem wymierzała mu cios w głowę kryształowym dzwoneczkiem. Niwa całował niczym oszalały, namiętniej i namiętniej. Zielonooka Rudowłosa Płastuga tłukła go dzwoneczkiem równie zapamiętale. Zrazu było to słodkim utrapieniem, potem udręką, aż w końcu stało się absolutnie nie do wytrzymania – to bicie, to dzwonienie, wicie się Płastugi, te pocałunki do entej potęgi, ten cały miłosnyskurcz... Niwa ocknął się. Coś tu nie pasowało. Oszalały dzwoneczek cały czas walił mu w zwaciałej głowie. Wreszcie zrozumiał: ktoś uporczywie wisi na dzwonku do drzwi. Pełen najgorszych przeczuć, poczłapał otworzyć. W drzwiach stało tamtych trzech.

- Możemy wejść?

- Nie.

- W takim razie pogadamy tutaj. Zna pan sąsiada z naprzeciwka?

- Raz go widziałem. Sądzę, że to któryś z waszych.

Spojrzeli po sobie niepewnie.

- Kiedy go pan widział ostatni raz?

- Nie odpowiem na żadne tego typu pytanie. W końcu to mój sąsiad.

- Niby czyją mam trzymać stronę?

- Naszą – odparł środkowy, wślizgując się do środka obok zaskoczonego Niwy.

Dwaj pozostali poszli w jego ślady i cała trójka, nie zważając na protesty, zaczęła myszkować po domu. Niwa mógł już tylko patrzeć, jak Płastuga zwija się w kłębek na łóżku, i jak urękawiczona dłoń brutalnie zrywa z niej kołdrę. Trzy potwory w skórzanych marynarkach wymieniły spojrzenia, po czym jeden z nich parsknął:

- Przecież to Rudowłosa Zielonooka Płastuga we własnej osobie!

- Z nimi też spałaś? – mruknął poirytowany Niwa, a widząc rozbawienie w ich oczach, wychrypiał:

- Do cholery, panowie, niczego tu nie znajdziecie. Jeżeli coś mam, to tylko na własny użytek! Wy z pewnością macie tego więcej. 

W tym momencie przyszło mu do głowy, że tamci mogą nie mieć nakazu. A jeśli nie mają nakazu... Niewiele myśląc, sięgnął po telefon.

- Anton?... U mnie takich trzech... No wiesz, cali w skórze... Wydaje mi się, że mógłbyś z nimi pogadać... Panowie, telefon do panów – obejrzał się za siebie i oniemiał: facetów w skórzanej czerni już nie było. Usłyszał tylko trzaśnięcie bramy i warkot samochodu. Usiłował zobaczyć, co to za wóz, gdy pomiędzy niego a wizjer wsunęła się zjeżona z wściekłości Zielonooka Rudowłosa Płastuga.

- Nigdy w życiu nie dotknęłabym takiego ciulatego psa, co się wysługuje na dwie strony, mój ty niedowarzony dowcipnisiu, telefoniczny Marku Twainie – wysyczała. - Skończony partaczu, twoja niewyparzona buźka jest jak publiczny śmietnik. Dzwoniłeś do Antona? Pieprzyłeś głodne kawałki o jakimś shicie? Jeżeli oni nie byli z policji, tylko z NOKTO, to mamy przechlapane. On się dowie!

Niwa patrzył urzeczony. Była to najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek widział. Wytworna i wyrafinowana do szpiku swych przerysowanych kości. Taka, której wszyscy się boją i pragną jednocześnie. Miała słabość do Niwy, choć żyła z kim innym. Niwa był tylko jej kaprysem i okropnie irytowała go ta rola – kochał Zielonooką Rudowłosą Płastugę nieodwzajemnioną miłością. Ona kochała swojego męża, co nieodmiennie boleśnie odczuwał, ilekroć zobaczył ich razem. Dobrana z nich była para. On – rzeźbiarz, odkrył na B17 złoża hartzu, najtwardszej znanej w tym świecie substancji skalnej. I tylko on w katordze kamieniołomu – w gigantycznej rozpadlinie, która dzieliła B17 na pół, grożąc rozpadem planety – potrafił ten kamień obrabiać, nadając mu monumentalne formy. W tej zapomnianej kosmicznej dziurze dorobił się majątku. Transportowe statki z pomnikami kacyków całego układu B rozsławiały jego imię. A ona? Ona była najpiękniejszą sztuką w galaktyce i to mu wystarczało. Niwa doskonale zdawał sobie sprawę, że nie ma u niej szans. Był potrzebny tylko wtedy, kiedy tamten wyjeżdżał, a ponieważ wyjeżdżał często, więc trwało to nie wiadomo jak długo. A teraz taka wpadka! Bo jeżeli to naprawdę nie była policja, tylko NOKTO, to jego bezczelni dziennikarze z pewnością zrobili zdjęcia.

- Zaraz będziemy w wiadomościach – mruknął do siebie Niwa, włączając tele na lokalne info.

Teraz nie było już wątpliwości: zwinięta w kłębek Rudowłosa Zielonooka Płastuga zajmowała całą szerokość ekranu, a z głośników płynęły TAMTE słowa: "...z nimi też spałaś?... panowie, niczego tu nie znajdziecie... Anton?... U mnie takich trzech..." I zaraz komentarz: "Żona Bardzo Znanego Człowieka, a też uznanego dziwkarza, z Nieznajomym w łóżku...". Z tym nieznajomym to zresztą przesada. Niwa zna męża Zielonookiej Rudowłosej Płastugi. Nienawidzi go, chociaż podziwia. A więc Nieznajomy pan Niwa zna osobisty tele do Pana Antona! A więc w jego łóżku leży całkiem naga słynna Zielonooka Rudowłosa Płastuga. Niwa zmartwiał. Płastuga wlepiła weń swoje zielone oczy, w których teraz jaśniał złoty ogień. Twarz Niwy stopniowo zmieniała się, odmalowując kolejne stany jego umysłu. Ten pracował gorączkowo. Uciekać... Zostać, jakoś wyjaśnić, posklejać... Dogadać się... Nie, to niemożliwe, zaraz zadzwoni Anton. Ciekawe, czy Bardzo Znany Człowiek, a też i Uznany Dziwkarz, oglądał dziś NOKTO. Może jest w swoim kamieniołomie? To dawałoby nam (nam?) trochę czasu. Przecież nie zostawię wszystkiego!

- Na tej zasranej planecie jest całe moje życie! – wykrzyczał zrozpaczony wprost w zielonozłote źrenice. - Nigdy mnie nie kochałaś, bawiłaś się mną, kiedy jego nie było. A teraz on się dowie i... Zielonooka Rudowłosa Płastuga wymierzyła w twarz Niwy siarczysty policzek, po czym z najsłodszym uśmiechem, jaki Niwa widział w życiu, stwierdziła:

- Ubieraj się, to nie żarty. Anton nie dzwoni, a to znaczy, że zaraz tu będzie. 

Przed domem już gęstniał tłum. Ulicę blokowały samochody kilku telewizji. Wokół uwijali się, nagabując sąsiadów reporterzy NOKTO, OPUS LIBERE, Radia Groove. Na tej ulicy nigdy jeszcze czegoś takiego nie było. Międzyplanetarne menelstwo, zamieszkujące ten kwartał, znało Niwę, który zadomowił się jakiś czas temu na B17 i w sumie był jednym z nich, choć oni nie uważali go za swojego. Traktowali go z wyższością, jakby to ich gówniane B17 z rozwydrzonymi dziennikarzami i gangsterami nieudolnie naśladującymi policję było pępkiem świata. W tym świecie każdy domowy skandal natychmiast stawał się własnością ogółu, oczywiście dzięki nieocenionemu NOKTO. Teraz tematem numer jeden stał się on i jego piękna rudowłosa flama. Niwa i Zielonooka Rudowłosa Płastuga wydostali się przez lufcik na wewnętrzny taras. Uciekając, postanowili skorzystać z systemu podziemnych schronów – pamiątki po czasach, gdy na B17 padały deszcze, które parzyły niczym kwas, znaczyły mieszkańców niebieskimi bliznami i niszczyły zabudowę, dopóki nie wymieniono dachówek na hartzową łuskę. Teraz bezużyteczne tytanowe schrony były już tylko siedliskiem wszelkiej maści skorupiaków, ślepaków i krabopodobnych pełzaków z okiem na rogowym wysięgniku. Wewnątrz stale coś chrzęściło i szurało, a z sufitów zwieszały się skamieniałe nietoperze – nieme świadectwo ostatniego zlodowacenia, kiedy to w ciągu kilku dni zrobiło się tak zimno, że wszystko, co żywe, kamieniało na wieczność. Miasto pełne było potem posągów tych, którym nie dane było w owe dni znaleźć schronienia. Klimat był paskudny. Po tygodniu zimy nastawał miesiąc skwaru, niewyobrażalnej spiekoty, potem planetę nękały kwaśne deszcze, meteoryty i wstrząsy tektoniczne. Szczelina przebiegająca przez nią stale się powiększała i nikt nie miał wątpliwości, że B17 kiedyś (kiedy?) po prostu się rozpadnie. Niwa i Zielonooka Rudowłosa Płastuga przedzierali się przez zagracone korytarze, które biegły wprost do rozpadliny. Po dwóch godzinach wpadania na siebie w ciemności, deptania robactwa i strzepywania z siebie nie wiadomo czego, kiedy Niwa nabrał już pewności, że zabłądzili, Zielonooka Rudowłosa Płastuga odnalazła właściwe, jej zdaniem, olbrzymie stalowe drzwi.

- Odsuń się – wyjęła z torebki laserowy wygładzacz do paznokci. 

W nagłym rozbłysku urządzenia Niwa ujrzał jej skupioną twarz. Kochał ją, to pewne – kosmyki rudych włosów, absolutnie doskonały profil, smukłe dłonie arystokratki. Czekali aż staromodny zamek puści – dwadzieścia lat temu złodzieje opatentowali ten sposób otwierania. Laserowy pilnik do paznokci otworzył niejeden dom. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz