czwartek, 4 marca 2021

Maciej M. Maleńczuk - PRAWDZIWI PRZYJACIELE - "NIWA" [ODC. 19] - ostatni (lipiec 2011)

W poprzednim odcinku:

Kaper z radiowego nasłuchu dowiedział się o ucieczce Koffego i jego kompanów. Razem z Zachariaszem Biegunem obmyślili, jak pomóc uciekinierom, aby wyjść przy tym na swoje.

Koffe odebrał sygnał nad ranem. Podano koordynaty, w których miała czekać paczka. Wyglądało na to, że faktycznie jest szansa powrotu na B17. Sytuacja była z gatunku dających nadzieję.

- Budzić się wszyscy! Mieszaniec i suka do ciężarówki, bierzcie całą benzynę. Spieprzajcie w przeciwną stronę, tu są kluczyki.
- Mogę, naprawdę mogę? – Antoine de Flosterhummel podskoczył w kierunku auta i zaraz zaczął przy nim grzebać, coś odkręcać, aż uzyskało zdumiewająco opływowy kształt amfibii.

- Ten mieszaniec w dżungli nie zginie – skomentował Dodo Musker.

 

A Flosterhummel z wyżyn swojej arki zawołał:

- Ukochana moja Nato, wsiądź, proszę, na ten tu oto okręt i zaufaj mi. Kocham cię nad życie, więc nawet jeśli mnie zabiją, nic nie szkodzi.
- Ktokolwiek się do ciebie zbliży, zabiję – odrzekła Nata i pozwoliła wciągnąć się przez burtę. - Niech tak będzie, jam twoja.

Z oczu mieszańca popłynęły białe jak mleko łzy, kiedy wziął swą wybrankę w ramiona.

- Żegnajcie, będę o was pamiętał.

 Gardła im wszystkim ścisnęło.
- Odjazd – krzyknął mieszaniec i zaraz zniknęli z Natą za horyzontem. 

- Do cholery, nie wiedziałem, że można tak szybko tym pojechać – westchnął rozżalony Dodo Musker.
- To było szybko? – Uśmiechnął się Undermars von Humpelsdorf - wsiadajcie panowie, ładujcie się do Vetry 650, ja wam pokażę prędkość. Dawaj te koordynaty, Koffe, wbijemy w lokalizator i start.

Wcisnęli się z trudem do pojazdu.

- 650 QWE, 820 BNM – Koffe podał koordynaty, Undermars wystartował.

Rozległ się ryk rozjuszonego lwa i Vetra 650 ruszyła z kopyta. Rozpłaszczeni na fotelach wrzeszczeli przerażeni i wtedy rozradowany Engelsdorf uruchomił spadochron. Towarzystwem szarpnęło potężnie do przodu, wszystkie kości się w nich trzęsły, a oczy wychodziły z orbit. Wkrótce spadochron został odczepiony – odfrunął w siną dal. Cała grupa ledwo dochodziła do siebie. Jechali ledwo trzysta, mogli trochę odetchnąć.

- Cel za trzy kilometry – rzekł Undermars do półprzytomnej bandy.
- O mój boże jedyny jednorodzony prawy, szczery i naturalny! – wydusił z siebie Dodo Musker. - Wszystko bym dał za takie cudo!

Zatrzymali się i wysiedli. Mnich patrząc na Vetrę 650 spytał:

- Jak to się uruchamia?
- Naciskasz i tyle, jedzie samo. Spadochrony masz z prawej.
- Skąd bierze się benzynę na tych pustkowiach?
- Są takie krany w zatoczkach. Musisz mieć kluczyk...
- A ty, Undermarsie, masz ten kluczyk?
– zapytał całkiem już poważny i pewny swej decyzji Dodo Musker.

Rozmowę przerwał okrzyk Koffego:

- Znalazłem, znalazłem! - wlókł z dżungli wielką paczkę w maskujących barwach.
- Wojskowy sprzęt... ciekawe, co to może być – mruczał Koffe, chodząc dookoła paczki.

Do jednego z boków przymocowany był zwój liny zakończony metalową skuwką, która okazała się składaną kotwicą. Już wiedział, co jest w paczce. Kotwicę zaczepiło drzewo i szarpnął wystającą zawleczkę. Pudło otworzyło się i wypluło z siebie opleciony linką kokon, któryż sykiem zaczął rosnąć w błyskawicznym tempie...

- To balon – jęknął Niwa. - Wszyscy zginiemy... Wylecimy poza atmosferę i zamarzniemy...
- Włóż kurtkę – rzekł Koffe i rzucił wszystkim skafandry wyjęte z wnętrza pudła, które teraz było gondolą.
- Wkładać i do środka – rozkazał Koffe. - A ty na co czekasz, kapłonie zawszony? – wrzasnął.

Mnich dożył ręce i uśmiechnął się niczym święty. Kto wie, może to właśnie ta chwila była tym, co jazzmani na dalekiej Ziemi nazywali bright moment - chwilą olśnienia, która nie tylko majaczy gdzieś na peryferiach świadomości, ale taką, która strzela ci w czoło niczym brylantowa kula absolutu, widzisz to i zatrzymujesz na zawsze w sobie.

- Chłopaki, ja nie znam nikogo na B17... Jestem profesjonalnym mnichem i zawodowym poszukiwaczem boga. Ja po prostu już swojego boga znalazłem... I jeśli tylko Undermars dałby mi kluczyki do tego kranu z benzyną, to... Przecież i tak nie weźmiecie Vetry do balonu...
- Kluczyk jest na łańcuszku przy wężu. Co będziesz więc robił, zawodowy mnichu?
- Będę jeździł tą Vetrą najszybciej, jak się da. Tak prędko, że złapię w końcu boga za ogon!

Wszyscy roześmieli się, żegnając z przyjacielem.

- Co zrobisz, jak ci się skończą spadochrony, kolego?
- Będę jeździł bez spadochronów, z pewnością dam radę, a jeśli zginę... Wtedy również jest nadzieja na spotkanie boga. Przeniosę się w krainę jazdy ostatecznej.
- Będziesz Znikającym Świętym, w pieśni cię wsławimy i już nigdy nie umrzesz – uściskał go Niwa.

Wycałowali mnicha i wleźli do skrzyni. Pozostało tylko odczepić linkę.

- Do zobaczenia, Znikający Święty, czuję, że jeszcze się spotkamy – krzyknął Koffe.

Balon wystartował z taką prędkością, że czym prędzej zaczęli nakładać maski tlenowe i nie było czasu na machanie. A mnich usiadł w fotelu kierowcy i nacisnął start... Balon był już bardzo wysoko, zrobiło się zimno. Mknęli w powietrznym potoku gnani wiatrem, diabli wiedzą, jak długo. Zakleszczeni w swych maskach, wciśnięci pędem w ściany gondoli, popadli w odrętwienie. Na patrolowym statku Sił Powietrznych B12 dowódcą był Stanisław Kaper, detektyw i szara eminencja z B17. On i dwóch jeszcze mieszańców w mundurach Policji Powietrznej czekali zawieszeni w prądzie Sigismund na obiekt, który należało zobaczyć, namierzyć, wystrzeliwszy magnetyczne kotwice trafić i przyholować. I znaleźć w środku żywych ludzi, a nie jakąś miazgę w rozhermetyzowanych kombinezonach.

- Obiekt na radarze.

Kaper wystrzelił kotwice. Koffe, Niwa i Undermars nagle znaleźli się na przeciwległej ścianie gondoli, balon przechylił się niebezpiecznie.

- Prędzej – wysyczał Kaper do pilota.

Powoli przyciągał szarpiący się i niesterowny kufer, aż usłyszał głuchy huk. Główny magnes przyciągnął obiekt. Całkowicie przemarznięci rozbitkowie dochodzili do siebie ładnych parę godzin pod troskliwą opieką Stanisława Kapera. Statek sobie znanym kanałem właśnie opuszczał strefę wpływu B12 i kierował się do czegoś w rodzaju bożonarodzeniowego drzewka widniejącego na granatowym firmamencie. To statek powietrzny Balanga 15, supernowoczesny kosmiczny burdel, który na tę uroczystą chwilę wynajął Zachariasz Biegun, właściciel stacji NOKTO, który wpakował Niwę i Zielonooką Płastugę, jego dawną dziewczynę, w całe to bagno. Teraz naprawia wyrządzone szkody, sam zarabiając setki tysięcy złotych sztabek pierwszej próby, gdyż kamery kręcą, śluza się otwiera i na pokład Balangi 15 wkracza trzech naszych bohaterów! 

- Niezwyciężony, legendarny, uznany dawno za zmarłego człowiek! Czy to jest jeszcze człowiek, czy jakaś czarna niczym smoła nad-istota, pół lub nawet prawie bóg, a z pewnością idol i absolutny bohater naszego programu! Wiem, że oglądacie nas wszyscy! Tylko dla NOKTO i dzięki NOKTO! Koooooooooooffeeeeeeeeeee!!! 

- W roli konferansjera występuje dziś sam właściciel stacji, łysy jak kolano Zachariasz Biegun zwany Kędzierzawym.

- Obok niego pan Kaniwares Manning, przesławny Niwa, który dla miłości potrafił zrobić tak wiele i którego losy splecione są z NOKTO nierozerwalną więzią! Razem z nimi ten, którego nie znacie, choć na B12 jest gwiazdą. Piosenkarz i autor pieśni Undermars von Humpelsdorf! Z niecierpliwością czekamy na nowy album przesiąknięty wspomnieniami! A teraz chwila, na którą wszyscy czekali! Spotkanie po długiej rozłące! Oto miłość stulecia! Oto kobieta, która wprost do naszej kamery wyznała miłość kochankowi w szponach podłego męża i nieudanego zabójcy, a niech zgnije w więzieniu ów podlec nad podlecami! Oto ona, bohaterska żona i wierna kochanka, Zielonooka Rudowłosa Płastuga!

Ze strumienia światła w długiej zielonozłotej sukni wyszła Zielonooka Rudowłosa Płastuga i podeszła do Niwy. Niwa stał i nic nie czuł. Przed nim stała piękna kobieta, którą kiedyś kochał jednostronną miłością. Był dla niej tylko zabawką, kochankiem zdolniejszym od innych. Teraz miała łzy w oczach, które pytały: Czy wybaczysz mi, kochany?

- Co za bzdura – rzekł Niwa. - Będziesz mi łkać tu teraz? Trzymaj się blisko i staraj nie zgubić. Przedstawię ci swoich kolegów. To są prawdziwi przyjaciele.

 

KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz