"Prowadź swój pług przez kości umarłych" - powiedziałam do siebie słowami z Blake'a; czy tak to szło?
Nie tyle z pisarstwem, co z postacią Olgi Tokarczuk pierwszy raz spotkałem się na studiach w roku 2009. To wówczas miało premierę opisywane dzieło. Ale bardziej niż okładka i tytuł, przykuła moją uwagę naklejka promująca i pisarkę i jej powieść - O. Tokarczuk - laureatka Nike 2008. To byłby przyczynek do tego, bym się z tą książką zapoznał, bo wiecie... Nike. Ta nagroda ma tak znakomity PR, że czytelnik patrzy - Nike - to wiadomo, że to już tylko krok od Nobla. Nie Bookery, nie Pulitzery, ale właśnie Nike. Całe ówczesne medialne zamieszanie, ten pozytywny ferment wokół postaci autorki i jej dzieł jakoś tak stety/niestety przeszedł w moim świecie jakoś bokiem... Po kościach się może nie rozszedł, ale w temacie Tokarczuk zapadła u mnie cisza. I trwała aż do momentu ekranizacji opowieści przez Agnieszkę Holland. W taki sposób w roku 2017 dostaliśmy film pt. Pokot.