Czas na wojnę o niepodległość Ameryki. W tym momencie (oprócz zasłużonych dla USA Polaków – Tadeusza Kościuszko i Kazimierza Pułaskiego) na karty historii wjeżdża Joseph Hatfield - pra-pra-pra-pra-pradziadek Jamesa ze strony ojca. Wziął on udział w owych walkach nazwanych Rewolucją Amerykańską. Walczył po stronie brytyjskich kolonii. Przeżył tę wojnę. Zmarł w sędziwym wieku w roku 1832.
Na doświadczeniach pracy Zgromadzeń wyrosło nowe, kompetentne i zahartowane w parlamentarnych walkach pokolenie polityków kolonialnych; w debatach poselskich wykształcili się przyszli przywódcy rewolucyjni. Londyn nie zwracał na ten fakt większej uwagi. Dodatkowo można wskazać szereg wcześniejszych brytyjskich posunięć, które wzbudziły ostre reakcje w poszczególnych koloniach.
Ot choćby rok 1759 i moment, kiedy Tajna Rada w Londynie anulowała jedną z ustaw uchwalonych wcześniej przez Zgromadzenie Wirginii, a także nakazała, by odtąd każdy akt prawny, zanim zostanie zmieniony lub anulowany, uzyskiwał zezwolenie władzy królewskiej.
Nakaz ten oznaczał sparaliżowanie w znacznej mierze działalności
Zgromadzenia i poważne uzależnienie go od władz angielskich. Tak było w
roku 1761, gdy Londyn przyznał angielskim urzędnikom celnym prawo
rewizji w domach i magazynach w celu poszukiwania szmuglowanych towarów.
Tak było również w tym samym roku, gdy Tajna Rada zabroniła
gubernatorom kolonii królewskich mianowania sędziów dożywotnio,
zastrzegając dla dworu prawo dowolnego ich odwoływania. Niedawna pomoc
wojsk angielskich w wojnie siedmioletniej z Francją wcale nie sprawiła
dozgonnej wdzięczności amerykańskich społeczności. Dołóżmy jeszcze
dalszy oficjalny brak pozwoleń na powiększanie terytorium kolonii i mamy
kilka punktów zapalnych zbrojnego powstania przeciw Anglii. Zakaz
dalszej ekspansji terytorialnej okazał się w gruncie rzeczy decyzją na
papierze, która nie zatrzymała w praktyce strumienia osadników płynącego
w kierunku Missisipi - te nielegalne praktyki miały jednak istotną
słabość: obecnie wszelkie roszczenia do ziemi oraz ewentualne nowe jej
zakupy były prawnie nieważne, nie można było zatem oczekiwać ich ochrony
ze strony Anglii.
Coraz głośniej zaczęły pojawiać się pytania o prawa Anglii do stanowienia porządku w Ameryce: Czy parlament w ogóle ma prawo nakładać podatki zasilające budżet Anglii na obywateli zamieszkujących kolonie? Rok 1765 to okres wprowadzenia przez Londyn ustawy stemplowej (Stamp Act)
– wprowadzała ona opłaty skarbowe od wielu towarów, dokumentów
prawnych, jak testamenty, dyplomy, umowy, faktury, a także ogłoszenia w
gazetach, a nawet karty do gry. Rząd spodziewał się uzyskać w jej wyniku
od 50 000 funtów do 120 000 funtów rocznych wpływów do skarbca. Jedyne,
czego nie oczekiwał, to burzy, jaka rozpętała się w koloniach po
uchwaleniu tejże ustawy. Zgromadzenie Wirginii uchwaliło jako pierwsze,
ostre rezolucje przeciwko ustawie stemplowej; podkreślały one
bezprawność uchwalania podatków poza Zgromadzeniem kolonii, oraz
stwierdzały, że Wirgińczycy nie są zobowiązani do ich płacenia. W dużych
miastach również wyrażano swe niezadowolenie z tego powodu. W Bostonie
doszło do rozruchów, które skończyły się demolowaniem biur i domów
miejscowych poborców podatkowych. Niszczono także domy innych
brytyjskich urzędników. Jak przedstawiały te wydarzenia władze kolonii w
raportach słanych do Anglii? Zamieszki miały charakter wojny
rabunkowej, która równała wszystkich i zniosła rozróżnienie między
bogatymi a biednymi.
Wyzwolona wrogość tłumu wobec przedstawicieli rządzącej elity poszła
dalej, niż pragnęli tego przywódcy grup opozycyjnych i wymknęła się spod
ich kontroli. Wielkie grupy ludzi odsuniętych dotąd od wpływu na władzę
uświadomiły sobie zarówno swoją podmiotowość jak i siłę wpływania na
tok wydarzeń. Oddolna presja tych grup, domagających się zarówno
ostrzejszych postaw antybrytyjskich jak i zwiększenia ich własnej roli
politycznej oddziaływała w czasie Rewolucji Amerykańskiej na klasę
dżentelmenów, kupców i prawników. Dla elit rządzących w koloniach było
to nowością, albowiem dotąd Zgromadzenia, w swojej ekskluzywności i
elitarności przypominały raczej kluby polityczne niepodlegające prawie
kontroli wyborców, nie mówiąc już o jakiejkolwiek w tym roli
„pospólstwa”.
Fakt, że opłaty stemplowe dotknęły silnie wydawców gazet oraz prawników
okazał się dla Anglii szczególnie niekorzystny, jako że te dwie grupy
potrafiły elokwentnie przedstawić pretensje kolonialne, a zarazem
dysponowały środkami ich rozpowszechniania. To dzięki nim nastąpiło tak
szybkie upolitycznienie biernej dotąd znacznej części ludności. Dzięki
prasie, podającej dość szybko informacje o wydarzeniach w innych, często
odległych koloniach, przywódcy polityczni mogli śledzić bieżący rozwój
konfliktu oraz wypracowywać wspólną wobec niego postawę. Ze strony
brytyjskiej był to konflikt idei scentralizowanego, jednorodnego
politycznie systemu, rządzonego przez jeden ośrodek władzy centralnej w
metropolii, któremu podlegały lokalne władze w koloniach. Amerykanie
wypracowali za to koncepcję federacji, w której suwerenność posiadałyby
odrębnie poszczególne kolonie w ramach państwa.
Im bardziej Anglia pragnęła wzmocnić swą kontrolę nad Ameryką, a co za
tym idzie ograniczyć kolonialny samorząd, tym większe działa wytaczali
przeciw niej amerykańscy przywódcy polityczni i tym ostrzej żądali
uznania swoich praw do decydowania w sprawach wewnętrznych kolonii.
Takie zachowania były odczytywane w Londynie jako niesubordynacja
wymagająca ostrzejszych środków. W 1767 roku gabinet brytyjski rozważał
propozycję, by karać za zdradę każdego kolonistę, który głosi, że
parlament angielski nie ma uprawnień ustawodawczych wobec kolonii.
Projekt upadł, jako zbyt radykalny, ale przyjęto za to propozycję
Kanclerza Skarbu, Charlesa Townshenda,
nakładając nowe cła na pewne towary, oraz zdecydowano się zawiesić
Zgromadzenie Nowego Jorku za nierespektowanie prawa o utrzymywaniu wojsk
brytyjskich aż do czasu, gdy je uzna. Mimo że Nowy Jork ustąpił,
posunięcie to odczytane zostało w całej Ameryce brytyjskiej jako groźba
wobec samego istnienia Zgromadzeń przedstawicielskich. Rozruchy w
Bostonie skierowane przeciwko nowym cłom zakończyły się wkroczeniem
oddziałów brytyjskich do miasta. Było to w listopadzie 1768 roku. Więcej
dowodów na to, że władze angielskie zdecydowane były pozbawić
Amerykanów ich swobód nie było potrzeba.
Co do taktyki działania, w czasie debat ujawniły się podziały między delegatami. Radykałowie (Patrick Henry i Richard Henry Lee z Wirginii oraz Samuel i John Adamsowie z Massachusetts) postulowali zdecydowany opór, gdy inni delegaci ( John Dickinson
z Pensylwanii) radzili poszukiwanie kompromisu i działania umiarkowane.
Wypracowano jednak wspólny front i przyjęto jasne stanowisko
konstytucyjne: Parlament angielski nie posiada jurysdykcji nad
Zgromadzeniami kolonialnymi, które choć podległe Koronie, są równe
Londynowi i mają prawo decydować w sprawach podatkowych oraz wszystkich
dotyczących polityki wewnętrznej. W tej sytuacji Anglii nie pozostało
nic innego jak zbrojna konfrontacja: 19 kwietnia 1775 roku doszło do
walk pod Lexington i Concord, w których kilkaset osób zostało rannych, a
73 Anglików i 49 kolonistów zginęło. Potyczki te rozpoczęły praktycznie
wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych, zwaną dziś Rewolucją
Amerykańską, która będzie trwała niemal osiem lat. Wiadomość o walkach w
ciągu paru tygodni dotarła do wszystkich kolonii i wywarła ogromny
wpływ na nastroje Amerykanów. Niezwłocznie powołano armię amerykańską,
która miała liczyć 20 000 żołnierzy i mianowano Jerzego Waszyngtona na
głównodowodzącego. Dla pokrycia kosztów wojskowych postanowiono wypuścić
pieniądz papierowy. Podjęto kwestię ogłoszenia niepodległości. Gdy 4
lipca 1776 roku Drugi Kongres Kontynentalny przyjął deklarację
niepodległości, faktyczna wojna z Wielką Brytanią trwała już od roku.
Tako obrót wypadków oznaczał, że walki toczyły się nie tyle o oderwanie
się od Anglii, co przyznanie Ameryce żądanych praw.
Trzeba pamiętać też o tym, że ok. 33 procent ówczesnych kolonistów to
lojaliści przeciwni konfliktowi z Wielką Brytanią i sympatyzujący z
władzą królewską. Ponadto front walk był niezmiernie rozległy – ponad
1500 kilometrów – co jednak przysparzało trudności obu stronom. Decyzja
Londynu o wysłaniu 30 000 najemników niemieckich dla wsparcia
brytyjskiej armii w Ameryce okazała się propagandową klęską. Koloniści
uznali to posunięcie za wyraz pogardy dla nich, niegodny cywilizowanego
kraju, a wielu dotąd się wahających przyłączyło się do obozu
rewolucyjnego. Najogólniej pisząc: Anglia nie doceniła przeciwnika.
Wysłane wojska były za małe by zapewnić przewagę na tak rozległym
terenie.
Przodkowie Jamesa ze strony ojca:
Joseph Hatfield – ur. ok. 1740 roku w Wirginii; zm. 29.08.1832 w Campbell County, Wirginia;
Elizabeth Vance – ur. ok. 1745 roku; zm. przed rokiem 1770 w Russell County, Wirginia
Valentine “Wall” Hatfield – ur. ok. 1767 roku w Russell County, Wirginia; zm. ok. 1840 w Bradley County, Tennessee
Sarah Hatfield (z d. Skaggs)
W styczniu 1776 anonimowo wydano broszurę pt. Zdrowy Rozsądek. Autorem tejże brawurowej argumentacji był Thomas Paine,
Anglik, który przybył do Pensylwanii w 1774 roku na polecenie Benjamina
Franklina, zostając redaktorem miejscowej gazety. Broszura
przedstawiała błyskotliwą, jednocześnie pozbawioną prawno-politycznego
żargonu i przejrzystą dla każdego czytelnika argumentację za
niepodległością oraz oderwaniem się od skorumpowanego,
niedemokratycznego systemu monarchii brytyjskiej. Paine nie głosił
jakichś oryginalnych sądów politycznych, ale posiadał dar, właściwy
naturalnym, charyzmatycznym przywódcom, bezpośredniego trafiania do
umysłów przeciętnych ludzi. Oto fragment: Małe
wyspy niezdolne obronić się same są właściwymi obiektami do przejęcia
pod opiekę innych rządów; ale jest coś absurdalnego w założeniu, że
kontynent ma być wiecznie rządzony przez wyspę. Nie ma przypadku, by
natura uczyniła satelitę większym, niż jego główna planeta. Skoro więc
Anglia i Ameryka względem siebie odwracają ten powszechny porządek
natury, jest oczywiste, iż należą do różnych systemów – Anglia do
Europy; Ameryka – do siebie samej.
W czerwcu 1776 roku przyjęto wniosek o powołanie komitetu pod przewodnictwem 33-letniego delegata z Wirginii, Thomasa Jeffersona,
dla zredagowania odpowiedniej deklaracji niepodległości. Bardzo ważne
dla przyszłości stało się nawiązanie do praw naturalnych (Wszyscy ludzie rodzą się równi), a nie do konstytucji brytyjskiej; oznaczało to, że Amerykanie byli z natury a nie z mocy praw brytyjskich równi Anglikom. 4 lipca 1776 roku
uchwalono i podpisano ostateczny tekst deklaracji. Nominalnie, Ameryka
stała się niepodległa, trzeba było tę wolność jeszcze wywalczyć. Nie
trzeba uciekać się dziś do ahistoryzmu, by stwierdzić, że w przypadku
zwycięstwa Anglii za podpisanie i uchwalenie Deklaracji Niepodległości
zbuntowani delegaci zostaliby uznani przez Koronę za zdrajców. W
przypadku klęski ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych zostaliby
powieszeni, ścięci, utopieni, poćwiartowani i spaleni. Delegaci zrobili
coś, co Anglia uznawała za złe, by zrobić coś, co w przekonaniu
podpisujących deklarację było słuszne. Historię jednak zawsze piszą
zwycięzcy i wniosek jest taki, że amerykańscy przywódcy zrobili to, co
naprawdę było słuszne.
Poczyniono starania opracowania planu konfederacyjnego w temacie rządów
nowym państwem. Różnice na temat struktury nowych władz były jednak tak
głębokie, że ostateczny projekt, znany jako Artykuły Konfederacji, ratyfikowany został przez wszystkie stany dopiero w roku 1781.
Jakim cudem buntownicy wygrali wojnę z jednym z najpotężniejszych
imperiów świata? Oprócz mocno rozproszonych wojsk na bardzo rozległym
terenie, bardzo ważne okazały się również pewne cechy amerykańskiej
kultury. Wśród nich prostota, moralność, swoboda, tolerancja, które
przeciwstawiano korupcji i tyranii europejskiej. Cechy te zyskiwały
szerszy posłuch w oświeceniowych kręgach dla sprawy amerykańskiej
niepodległości. Jednym ze skutków prowadzenia kampanii
pro-niepodległościowej w ten sposób był napływ europejskich ochotników
gotowych wspierać armię amerykańską. Największą sławę z racji
umiejętności wojskowych, tak potrzebnych armii Waszyngtona zdobyli m.in.
markiz de Lafayette, Tadeusz Kościuszko, Kazimierz Pułaski
i in. Mimo wielu obaw Amerykanów przed ponownym związaniem się z
mocarstwem europejskim, zdecydowano się przyjąć wsparcie finansowe
Francji. Wkrótce do wojny z Wielką Brytanią przystąpiła Holandia, a
następnie Rosja, Szwecja, Dania i później Holandia i Prusy utworzyły
Ligę Zbrojnej Neutralności. Mimo potężnej floty brytyjskiej połączone
siły morskie Francji i Hiszpanii dorównywały jej liczbowo i stanowiły
realne zagrożenie. Wszystko to osłabiło pozycję wojsk Angielskich w
Ameryce.
Do zwycięstwa w kluczowej bitwie pod Saratogą przyczynił się w niemałej mierze Tadeusz Kościuszko.
Zbudowane pod jego kierunkiem fortyfikacje odegrały bardzo istotną rolę
w pokonaniu Anglików. Po Saratodze główny teatr wojny lądowej przesunął
się na Południe. W grudniu 1778 roku Anglicy zdobyli Savannah w
Georgii. W czasie próby odbicia 9 października 1779 roku zginał,
prowadząc atak kawalerii, Kazimierz Pułaski.
Po serii grubych niepowodzeń strony amerykańskiej w czasie których
(mimo porażek Amerykanów) Anglicy doznawali wyczerpujących strat, wojska
brytyjskie zrezygnowały z dalszej ekspansji na południe i wróciły w
głąb Wirginii.
Tutaj (przypomniany we wstępie tej części) pradziad Jamesa, Joseph Hatfield
odegra swoją małą (wielką) rolę w przypieczętowaniu amerykańskiego
zwycięstwa nad Wielką Brytanią: wycofujące się z Południa (hrabstwo
Scott) wojska angielskie napotkały w Wirginii znaczny opór i zdecydowały
się latem 1781 roku wycofać na bezpieczniejsze, jak się zdawało,
miejsce, do Yorktown, na półwysep między rzekami York i James. Joseph Hatfield
walnie przyczynił się do odparcia Anglików z Wirginii i posłania ich w
zasadzkę Waszyngtona. Hatfield za bojową, patriotyczną postawę został po
latach przywrócony pamięci społecznej i upamiętniony przez lokalne
władze okolicznościową tablicą. W Yorktown armia Wielkiej Brytanii mogła
liczyć na dostawy i wsparcie floty brytyjskiej z Zatoki Chesapeake.
Yorktown okazać się miało pułapką. Zasadzkę przygotował Waszyngton
wespół z dowódcą ekspedycji francuskiej - Rochambeau, oraz admirałem de
Grasse – dowódcą floty Francuskiej, która przybyła z pomocą z Karaibów.
Otoczona ciężkim ostrzałem artyleryjskim siedmiotysięczna armia
angielska, poddała się 19 października 1781 roku. Było to zwycięstwo
decydujące o dalszych losach Ameryki. 3 września podpisano traktat
pokojowy, który ratyfikowano w styczniu 1784 roku. W traktacie tym
znalazło się co następuje: Jego Brytyjska Wysokość uznaje Stany
Zjednoczone za wolne, suwerenne i niepodległe. Rezygnuje także z
wszelkich roszczeń do władzy, własności i terytoriów.
Rewolucja rozpoczęła się jako próba pozyskania dla kolonistów praw
równych tym, jakimi cieszyli się obywatele (przy wszystkich
osiemnastowiecznych ograniczeniach tego pojęcia) Anglii, ale
jednocześnie zachowania wpływów istniejących w koloniach elit
politycznych. Prawie wszystkie stany, uchwalając swoje nowe konstytucje,
obwarowały przyznacie prawa wyborczego cenzusem majątkowym, który
odcinał drogę do Zgromadzeń „pospólstwu” (jeszcze w roku 1800 zaledwie
dwa z szesnastu stanów zniosły cenzus majątkowy lub podatkowy). W
Wirginii prawo głosowania mieli posiadacze minimum 50 akrów ziemi (przed
wybuchem rewolucji było to 100 akrów), a w New Jersey majątek
głosującego musiał wynosić minimum 50 funtów. Zresztą nowe hrabstwa i
miasta, domagające się reprezentacji w Zgromadzeniach nie podawały
liczby ludności, jaka zamieszkuje ich tereny, ale liczbę płacących
podatki. Na pierwszy plan wysuwano więc majątek, a nie liczbę głów. W
toku debat krystalizowały się podstawy nowego ustroju republikańskiego.
Był to proces niezwykle ważny, gdyż jak w przypadku wielu rewolucji, jej
przywódcy wiedzieli dokładnie przeciwko czemu występują, ale nie mieli
jeszcze jasnego obrazu przyszłości po ewentualnym zwycięstwie. Nowe
konstytucje pojawiły się we wszystkich stanach do roku 1780. Głównym
autorem konstytucji Wirginii był George Mason – niezwykle wpływowy
lokalny plantator.
Władza gubernatorów została silnie ograniczona na korzyść Zgromadzeń – w
większości stanów odebrano im prawo powoływania Zgromadzeń,
wypuszczania pieniądza, udzielania łaski skazanym, powoływania sądów i
mianowania urzędników. Najważniejsze uprawnienia ustawodawcze,
wykonawcze i sądownicze przejęły teraz Zgromadzenia. To one stały się
ośrodkami rzeczywistej władzy. W miarę upływu czasu i zastanej
rzeczywistości polityczno-społecznej, realny wpływ na władzę zaczęły
zyskiwać szersze kręgi społeczeństwa. W sześciu stanach – Karolina
Południowa, Wirginia, Maryland, New Jersey, Nowy Jork i New Hampshire –
udział najbogatszych posłów w Zgromadzeniach spadł w okresie wojny o
niepodległość średnio z 46 do 22 procent. Bardziej stała była w tym
okresie Wirginia, gdzie spadek wyniósł jedynie 10 procent – z 60 do 50
procent wpływów.
Artykuły Konfederacyjne oczywiście nadal obowiązywały, jednak coraz
częściej krytykowano ich dziewiąty punkt – wymagający jednomyślności
wszystkich stanów. Punkt ten paraliżował sprawowanie władzy; porównywano
go do liberum veto z polskiego sejmu i zwracano uwagę na związany z tym
przepisem fakt trwającego właśnie rozbioru Polski. Konstytucyjne wybory
do izby niższej parlamentu miały być proporcjonalne do liczby ludności
na danym terenie, przy czym będzie się brało pod uwagę niewolników,
licząc każdego z nich jako trzy piąte osoby wolnej. Był to punkt, który w
przyszłości będzie bardzo mocno atakowany, ponieważ gwarantował stanom
południowym nieproporcjonalnie wielką reprezentację w Kongresie, a zatem
możliwość zdominowania go. W istocie ów zapalny punkt będzie zalążkiem
wojny secesyjnej i próby odłączenia się Południa, gdy tej dominacji nie
da się już utrzymać.
Przez lata sprawa niewolnictwa budzić będzie wiele scysji. Ze względu na
dziewiąty punkt Artykułów Konfederacyjnych, czyli utrzymania
jednomyślności, poczyniono w tym temacie szereg ustępstw na rzecz stanów
południowych, które wymogły zapisy, że handel niewolnikami nie będzie
zniesiony przez następne dwadzieścia lat. Odrzucono propozycję
zniesienia niewolnictwa, przyjęcie jej groziło bowiem powstaniem
odrębnej konfederacji stanów południowych, co zresztą stanie się faktem
kilkadziesiąt lat później. Aby utrzymać równość wpływów w Kongresie,
wkrótce zmieniono zapis znanego już punku dziewiątego i pod koniec wieku
XVIII zdecydowano, że do uchwalania ustaw potrzeba jest zgoda
przynajmniej dziewięciu ówczesnych stanów. Stany północne po
wprowadzeniu przepisu o liczeniu niewolnika jako 3/5 osoby wolnej nie
miałyby praktycznie innych szans na utrzymanie równości w Kongresie,
ponieważ kolonie Południa na przestrzeni wieków pozyskały o wiele, wiele
więcej niewolników i nikt nie był w stanie utrzymać równości przyrostu
naturalnego.
Jeszcze jakieś 150 lat temu całkiem legalnie można sobie było kupić
niewolnika. Twierdzenie dziś, że ktoś kiedyś doznał oświecenia i dzięki
temu uznano kupowanie czyjegoś życia za coś chujowego jest wielce
romantyczną i bardzo utopijną próbą tłumaczenia rzeczywistości. Nikt się
wówczas niewolnikami nie przejmował; byli oni siłą roboczą pozbawioną
wszelkich praw. Jeśli na forum Kongresu, czy w sądach argumentowano
„niesprawiedliwe” traktowanie niewolników w tych, czy innych stanach, to
sytuacja czarnego umęczonego człowieka była rozpatrywana gdzieś na
szarym końcu. Czarny niewolnik był tylko cyfrą. Był w trzech piątych
człowiekiem, którego głowa liczyła się w czasie wyborów. Stany Północy
(by nie stracić równości w Kongresie) zatroskane były sytuacją
niewolników nie dlatego, by im jakoś ulżyć, ale dlatego, by stany
Południa nie przejęły większości wpływów w Kongresie. Ot, polityczne
przepychanki, by ugrać dla siebie jak najwięcej. Gdy kolejne nowe stany w
połowie wieku XIX będą przystępować do unii z warunkiem zakazu
niewolnictwa, sytuacja wpływu Południa na politykę kraju ulegnie
pogorszeniu, co będzie główną przyczyną wojny secesyjnej lat 1861-1865.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz