sobota, 4 grudnia 2021

przegląd nieświeżej prasy: KAZIK STASZEWSKI w MALEMEN (2012)

Jeśli nawet miewał dołki, to po koncercie na 30-lecie Kultu, na który przyszło 30 000 ludzi, po tym jak "Bar La Curva" wciąż się świetnie sprzedaje - przestał je mieć. Wciąż jako artysta robi rzeczy wielkie. Nawet jeśli ktoś niezbyt lubi mocne rockowe kawałki, lubi Kazika. Bo to jeden z najbardziej normalnych idoli w historii. Mówi, co myśli, a że myśli, chętnie się słucha tego, co mówi. To był poniedziałek; jakoś koniec października br. Jak zwykle po tradycyjnym weekendowym oglądaniu Serie A, musiałem w końcu wynieść te puste butelki i puszki po jedynym piwie, jakie się nadaje do konsumpcji w trakcie odchudzania - jasnym lagerze (z minimalnym rzecz jasna, niemalże śladowym wpierdalaniem przekąsek, gdy już świnia w brzuchu się odezwie po lekko nadprogramowym dostarczeniu organizmowi witaminy B) - w przeciwnym wypadku o gubienie kilogramów trudno. 

 

Sprzątam je w miarę regularnie, więc stosów a'la Pilch się nie doczekałem i mam nadzieję - nie doczekam. I tak przy poniedziałkowej segregacji lagerowych odpadów, przy delikatnej mżawce, stojąc przy pojemniku z makulaturą zobaczyłem jedną reklamówkę, a w niej tylko jedną gazetę - na okładce plecy Kazika. Patrzę na czas wydania - listopad 2012. I tak moment zachodziłem w głowę, z jakiej to okazji Kazik dostał rozkładówkę w miesięczniku MALEMEN... Listopad 2012... Hmm... Album KNŻ pt. Bar na zakręcie wydano przecież ponad rok wcześniej, nowy Kult wyjdzie, ale dopiero za kilka miesięcy w 2013 roku... Cóż to więc za okazja? Dopiero po otwarciu stron z artykułem (bo nie ma tu klasycznego wywiadu, jak to w takich przypadkach zawsze jest) przypomniałem sobie, że swego czasu (w maju 2014 roku) na polskim rynku wydawniczym pojawiła się książka dokumentująca postać ojca Kazia - Stanisława. Ale to właśnie już wtedy - już w listopadzie 2012 roku zaczęto z coraz większą śmiałością grzać temat Stanisława Staszewskiego - domorosłego barda, poety, byłego więźnia Mauthausen - niemieckiego obozu koncentracyjnego na terenie Austrii. 

Stanisław Staszewski z ojcem - Kazimierzem - 1937

 

18 grudnia minie 96. rocznica urodzin Stanisława. I przypomniało mi się to październikowe znalezisko, które niniejszym zachowuję od zapomnienia. W tymże listopadowym numerze magazynu MALEMEN z roku 2012 czytelnicy i fani twórczości Kazika dostali obszerny (na tamten moment) fragment życia Stanisława. Wespół z fajowymi zdjęciami, całość naprawdę ciekawie zapowiedziała temat, który definitywnie został przedstawiony półtora roku później w książce pt. Tata mimo woli. Ale póki co, był tenże artykuł, który chciałbym w formie skanów przypomnieć i nieco być może uchronić od zapomnienia, bo los drukowanej prasy z reguły jest podobny - po czasie gnije to gdzieś na strychach, w piwnicach, albo przemielane jest na papier toaletowy. Nawet biblioteczne czytelnie aktualizują swoje zbiory i po pewnym czasie te pieczołowicie skatalogowane gazety lądują w niebieskim pojemniku na papier. A naprawdę szkoda pozbyć się takiej historii:

(mama Kazika) niedawno dostała kserokopie dokumentów z Mauthausen, bo ktoś uzupełniał dokumentację w Muzeum Staszewskich w Pabianicach, zdobył je i odesłał rodzinie. - "Zatrważająca jest ta skrupulatność Niemców" - mówi Krystyna Staszewska. Tę historię usłyszeli wszyscy, dzięki filmowi "Tata Kazika": że cudem ocalał, bo leżał już nieprzytomny na stercie trupów do likwidacji, sądzono, że nie żyje. Ale zdarzyło się, że akurat wtedy przyszła do niego paczka z Pabianic. Kapo, też z Pabianic, chciał ją zatrzymać dla siebie. Mógłby to zrobić, czyli odnotować, że dostarczona, tylko wtedy, gdyby adresat żył. W przeciwnym razie powinien odesłać, takie były procedury. Po numerze na ręku zidentyfikował ciało Staszewskiego, zabrał do baraku, położył na pryczy, udając, że adresat paczki żyje. Po paru godzinach Stanisław Staszewski zaczął oddychać coraz żywiej, przeżył. "- Opowiadał mi" - mówi pani Krystyna - "że kiedyś spóźnił się na apel, bo zwyczajnie... miał sraczkę... Tam nie było trudno o zatrucia. Za karę przełożyli go na takim drewnianym zydlu i tak długo tłukli, że mu poodbijali mięśnie na nogach, tak że ciało od kości odchodziło. Po jakimś czasie to zaczęło gnić po wewnętrznej stronie ud. Ale był tam chirurg, z Węgier, geniusz jakiś. Wziął nóż, kazał Staszkowi odpowiednio się oprzeć i chlasnął tak, że wyciął to wszystko, papierem toaletowym osuszył i ... jakoś się wygoiło. Dziś to brzmi nieprawdopodobnie, prawda? Zresztą po wojnie coś tam zaczęło się odnawiać, więc Staszek poszedł do lekarza. Chcą mu dać narkozę przed zabiegiem, a on mówi: "- Nie trzeba, przecież raz to już miałem...". Wystarczyło jedno ukłucie, a zemdlał z bólu. Jak niesamowita jest siła psychiki! Ile potrafimy wytrzymać, kiedy musimy... No i nie chciał mieć dziecka po tym, co tam widział i co przeżył. Jak słyszał ludzi, którzy przeklinali swoich rodziców, że ich na ten świat sprowadzili, że tak muszą cierpieć. Dlatego i on myślał, że zbrodnią jest rodzić dzieci".

 


Sesja fotograficzna również wyszła naprawdę fajowo.

tekst: Joanna Rachoń / zdjęcia: Michał Szlaga


















 

Definitywny portret Stanisława Staszewskiego przedstawiony został w książce Tata mimo woli (2014, wyd. Kosmos Kosmos). A cóż to za tytuł? Po prostu rzeczywistość PRL - ojciec Kazika oprócz pisania wierszy, pisywał również donosy jako TW Nowy. Dzięki owemu pisaniu mógł wyemigrować do Paryża, w którym dokonał żywota w roku 1973:

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz