sobota, 26 lutego 2022

KONRAD CHMIELECKI - GRA W KOŚCI, czyli jego matka ma smak jogurtu

Konrad Chmielecki - rocznik '69; (dziś) doktor habilitowany; wykładowca akademicki specjalizujący się w tematach z zakresu mediów i studiów kultury wizualnej - w tym filmowej. Urodził się w Łodzi. Studia filmoznawstwa rozpoczął w 1992 roku na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Łódzkiego. Jak na życie wrażliwego studenta przystało, przyszły doktor wykuwał swe strofy, by po wszystkim chować je do szuflady. Pierwszy wieczór autorski? Klasyka klasyk - wśród przyjaciół i znajomych. Poezja Chmieleckiego zaczęła się lokalnie pojawiać tu i ówdzie, by finalnie wylądować na ziemiach powiatu płockiego. Zaowocowało wyróżnieniami: laur Jesiennej Chryzantemy przyznawany rokrocznie przez Stowarzyszenie Civitas Christiana, po drugie prywatna nagroda od Ewy Filipczuk w postaci dwóch grafik Wojciecha Polcyna oraz wyróżnienie nr 3 - pierwsza nagroda za wiersz pt. kość niezgody w Turnieju Jednego Wiersza Nocy Poezji, która odbyła się w maju 1995 roku w łódzkim Klubie Nauczyciela.


Tomik Gra w kości jest debiutanckim zbiorem poezji Konrada Chmieleckiego.

 

... Jego matka ma smak jogurtu... 

 

Zdarzyło się to w okolicach Dnia Matki 2010 roku. Właśnie trwa wykład dra Konrada Chmieleckiego na zajęciach typu Technika audiowizualna, Historia filmu, lub tego typu tematyka. Wbijając się w nadchodzący (lub właśnie trwający) Dzień, dr Chmielecki zaczyna recytować w te słowa: „Moja matka ma smak jogurtu...”

 - Łał! Dobre! Z czego to? – słychać pytania studenciaków.
- Moje. Ja to napisałem. To wiersz – oznajmia wykładowca.
- Wiersz? To pan wiesze pisze, a my nic nie wiemy?
- Jeden tomik wydałem... Dawno temu... Już nie piszę.
- A jaki tytuł tego tomiku? – pytam bez większego zastanowienia.
- A po co panu tytuł? – docieka dr Chmielecki.
- Dla zwykłej ciekawości – mówię.
- „Gra w kości” – podaje mój ulubiony wykładowca, jednocześnie mimowolnie przypominając sobie wierszowane rymowanki. – Ale i tak pan nigdzie nie znajdzie tego – uprzedził w pierwszej kolejności dr Chmielecki.

- To może pan podzieli się tym tomikiem na następnych zajęciach? – dopytuję.
- Nie, no chyba pan oszalał. Absolutnie nie. Nawet nie mam chyba.

Dało się wyczuć, że Konrad Chmielecki nie bardzo chciałby po iluś tam latach chwalić się swoją poezją. Wstydził się? Ale czego? Przecież ktoś, kto wydał ten tomik, stwierdził, że to musi być dobre, skoro zainwestował w machinę drukowania dzieła na szerszą skalę. Wróciłem do domu, odpaliłem Internet i zapytałem wujka Google: „Konrad Chmielecki gra w kości”. Enter. Jest coś! 

„Gra w kości” – zbiór wierszy wydany w 1995 roku przez Civitas Christiana z Płocka. Nic więcej. Żadnych próbek poezji, żadnych szczegółów. W dalszych wynikach wyszukiwania wyskoczyło coś takiego: Konrad Chmielecki: Myślałem, że nie sposób żyć niczym... – Hmm... Czyżby tytuł wiesza z tomiku? Szukam, szukam, szukam. Nic. Nic więcej nie znalazłem. 

Kolejne zajęcia z Konradem Chmieleckim. Siadamy. Walę bez ceregieli: - Znalazłem jeden pana wiersz.
- Ha, ha. Niemożliwe – lustruje mnie pan Konrad.
- Myślałem, że nie sposób żyć niczym... – cytuję wyszukiwarkę.
- Jak pan to znalazł? Gdzie? – dopytywał wykładowca.
- Internet, panie doktorze, Internet.

Do tematu poezji wykładowcy zapalił się też dobry kolega z czasów studenckich – W.L. Zanim się obejrzałem, W.L. mazał po ławce; coś tam struga, coś flamastrem pisze. Kilka chwil i dzieło gotowe: klasyczne studenckie krzesło-ławka a na blacie ładnie wykaligrafowane, co następuje: „Myślałem, że nie sposób żyć niczym...” – dr Konrad Chmielecki „Gra w kości” 1995 Płock.

- Co pan tam namazał? – pyta nasz doktor, jednocześnie czyniąc kroki do blatu, o który opierał się W.L. – Chyba pan zwariował! Zniszczył pan ławkę. Proszę to usunąć – mówił widocznie zniesmaczony doktor. Dziwiło mnie takie zachowanie Chmieleckiego. Wyglądał, jakby naprawdę się wstydził. Wstydził się swojej twórczości, mimo, iż tydzień wcześniej bez ceregieli wypalił o tym, że „moja matka ma smak jogurtu”. Może rzeczywiście na początku mogło się postronnym zdawać, że ja i W.L. robimy sobie żarty z Chmieleckiego. Nawet jeśli na początku tak było, to błyskawicznie przerodziło się to w silną chęć zapoznania z jego tomikiem poezji. Czem prędzej powtórzyłem napis W. na swojej ławce, pstryknąłem zdjęcia i mam pamiątkę. 

 

 

Zdobycie tomiku wierszy okazało się być słomianym zapałem i temat szybko upadł. Zostały tylko te napisy na uczelnianych ławkach w sali na parterze. Inne wspomnienia z sali na parterze?: plakat z filmu „Amerykańskie ciacho” z Ashtonem Kutcherem oraz zdjęcie dekoltu M.S., które to M. zrobiła własnoręcznie moim telefonem: Żebyś miał pamiątkę – powiedziała. I rzeczywiście fakt – mam pamiątkę.

Po dłuższym czasie ponownie zapaliłem się do znalezienia „Gry w kości”. Tym razem poszło dość gładko, czego efektem jest m.in. ten wpis. Jak się okazało, wiersza „Myślałem, że nie sposób żyć niczym...” nie ma w tomiku „Gra w kości”. Wiersz ten został wydrukowany w 1996 roku, czyli rok po ukazaniu się debiutu. Poezja Konrada Chmieleckiego znajduje się aktualnie w trzech zlokalizowanych przeze mnie miejscach: 

(1) w debiutanckim (i jedynym) tomiku „Gra w kości”

(2) w kwartalniku literackim „FA-ART” [nr 2 (24) 1996];

(3) w magazynie artystyczno – literackim „Gościniec Sztuki” [nr 1 (1) 1997].

Trzeba przyznać, że konsekwencja Chmieleckiego jest twarda i niezłomna. Jak autor napisał, tak też się dzieje: ostatnie wiersze Konrada Chmieleckiego zostały wydrukowane w przywołanym wyżej „Gościńcu Sztuki”, gdzie autor dał czytelnikom jasno do zrozumienia: „Nie będę pisać wierszy...”. Czytelnik dostał jasny sygnał, składający się z czterech przesłanek/czynników, które wpłynęły na tę decyzję:

- nie będę pisać wierszy, nie mam pomysłów;
- nie będę pisać wierszy, będę tylko człowiekiem;
- nie będę pisać wierszy, prawdę mówiąc to nie ma o czym;
- nie będę pisać wierszy, nie mam czasu.

 


 

Wstęp tomiku gra w kości:

 

kości zostały rzucone
nad rzeką której nie ma dziwne mylące skojarzenia cytat
z cezara coś z shakespeare’a może woltera albo shawa
ostateczna decyzja rozpoczęcie gry w kości w której jak w życiu
wszystko zależy od liczb jestem jednym z tysiąca miliona biliona
każdego dnia dopisujesz mi kolejną liczbę ilość przeżytych
nieprzeżytych szczęść nieszczęść i nawet tak fundamentalne
sprawy jak to ile mam czasu który mi został lub już nie został ile
jest (ile już było) kobiet ilu mężczyzn przyjaciół nieprzyjaciół
zależą w gruncie rzeczy od liczb jak do trzech razy sztuka
pierwsza lepsza ostatni odmieniany przez liczby coraz bardziej
upewniam się że bóg gra w kości a jego cyfrowe wyroki są
jedynie przegraną może czasami wygraną ale jakoś nie mogę
uwierzyć że to jedynie kwestia wiary niewiary może dlatego tak
trudno zrozumieć tragizm zamknięty w liczbach które ujawniają
że matematyka chleba naszego powszedniego jest nauką
humanistyczną wszystkich ludzi sprowadza do wspólnego
mianownika samotności miłości śmierci czasu nocy a co gorsza
nie ma nic wspólnego z fizyką przetrwania której prawa są
coraz bardziej względne a tym samym stają się bezwzględne dla
człowieka wcale nie potwierdzają ścisłego związku z logiką
uczuć snów a jedynie zbliżają się do paradoksów numerologii


komplet wierszy z "Gry w kości"

  

no i na deser ów jogurt: 

 

(Krystynie Chmieleckiej - 26 maja 1995)

 

moja matka ma smak jogurtu
zapach świeżego pieczywa
twarz w kolorze szynki owiniętej w złoty papier


moja matka mówi do mnie bez przerwy
odmienia słowa przez posiłki
-czka –czki –czce –czkom –czkami


na co dzień jest sztucznym kwiatem paproci
który zapominasz podlewać
zakwita w najbardziej spodziewanej chwili


przez większość tygodnia moja matka leży zamarznięta boleśnie
odmrażasz ją zawsze na weekend
wtedy znów na chwilę wszystko odżywa w jej lodowatym sercu


tak poza tym w ogóle jej nie ma
lecz gdy już jest nie możesz się powstrzymać
by nie krzyknąć w zapomnieniu


po krótkich kłótniach o byle co
po ostrej rozmowie moja matka pokrojona w plasterki
spoczywa bezpiecznie w lodówce


patrzysz w okno i widzisz jak odjeżdża ostatnim autobusem
z oszronioną twarzą od łez i zimna by znów powrócić w smaku
jogurtu zapachu pieczywa szynce owiniętej w złoty papier które
spożywasz codziennie


Gościniec Sztuki (1997)


Konrad Chmielecki a.d. 2016 (nie mylić z Marcinem Świetlickim - choć muszę przyznać - podobieństwo uderzające)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz