Nie za ciepły wtorek; niemal w typie wiosny, chociaż za oknami styczeń. Miesięcznica. Która z kolei? Nie wiem, nie zaprzątam sobie nią głowy od przynajmniej stu miesięcy; odliczam już tylko latami. Co za okropny czas na czytanie o Katyniu (tym pierwszym), podobnie nijaki, jak kolory za oknem. Spoglądam przez mniejsze na zupełnie bezbarwny krajobraz, który przytłacza jeszcze mocniej, kiedy patrzy się na to wszystko z szerokiej perspektywy dziesiątego piętra. Z memów dowiem się wieczorem, że Słońca Narodu nie było z wieńcem pod pomnikiem. Była za to opozycja i dźwig wynajęty przez policję, żeby zaglądać w prywatność kamienic na Placu Piłsudskiego. W stolicy chyba znów wirus, bo struże żurawia pozowali telefonom opatuleni w kominy. Nie uśmiechali się, to pewne. Czy uśmiechała się im sytuacja, w jakiej się wtedy znaleźli? Nie wiem, choć się domyślam, że nie odwzajemnili uśmiechu. Mimo nie bardzo zachęcającej aury, idę pod rękę z oficerem WP - trzeba go wreszcie odprowadzić na miejsce.
Idę. Widzę, jak nikt nie sunie w panice przy ścianie kamienicy. Tu nie ma kamienic; są tylko bloki. Czasem ktoś pod moim stoi i, nerwowo się przy tym rozglądając za patrolem, pociąga łyk z butelki. Nic nadzwyczajnego w niej nie ma. Tylko piwo. Zimne bro. Dobre. Dobre bo zimne. Idę. Krople zimowego deszczu rozbijają głowy o płyty chodnika. Ich rozbryzgane truchła lepią się do podeszwy. Jestem. Jest też ona - biblioteka. Czas na powrót zeswatać nieśmiertelnego mężczyznę po przejściach z ową dziewczyną z przeszłością; co zresztą widać - fasada jej z każdej możliwej strony porysowana jest artystycznie w stylu drugiej połowy lat 90., czyli coś w deseń piórnika dwunastolatki, ale wiem, że pozory często mylą, zwłaszcza nietutejszych. Wchodzisz do środka i oczom ukazuje się (zawsze się pisze, w przypadku oczu, że im się coś ukazuje, zostańmy więc w dobrze znanej, żeby nie napisać - oklepanej - konwencji) najnowocześniejsze wnętrze biblioteczne w tym mieście. Porównanie do salonowej część statku Odysei Kosmicznej 2001 całkiem obrazowo pokazuje skalę remontu tej instytucji; a to tylko filia głównej biblioteki (nie, żeby główna w środku wyglądała nowocześniej, bo tak nie jest. Przynajmniej na razie).
Wchodzę. Przed wejściem na salony odruchowo spoglądam na regał z napisem "mogę być twoja na zawsze". Patrzę: O kurwa, Varga... Ten Varga - z Warszawy; ten od tekstów piosenek Arka Jakubika z płyt solowych i Dra Misio; ten od Trocin, w których pierwszy raz próbowałem wyśledzić fragmenty zachachmęcone przez pana aktora do muzycznych projektów. Mogę na bezczela na "ten", bo Varga z okładki ma max trzy dychy. Jeśli zdjęcie zrobiono pomiędzy 1992 a 1996 rokiem - jak sugeruje podtytuł książki - to jeszcze sporo mniej. Przeleciałem kciukiem po stronach raz i drugi tak szybko, że gdyby każda miała narysowany obrazek animacji, to właśnie na taki animowany fragment nabrałyby się moje oczy. Rok wydania: 1998. Ćwierć wieku, a wygląda jak świeżo kupiona w empiku. Niepozorna objętość książeczki, ani jej tytuł, w ogóle nie zdradzają treści.
Treścią trzewi owych krótkich form dostałem w twarz dopiero w domu w trakcie czytania pierwszego pomysłu na powieść. Jakie to uczucie, kiedy czytasz coś po raz pierwszy w życiu, a doskonale kojarzysz niemal słowo w słowo fragment, który właśnie śledzisz wzrokiem? Otóż, poczułem przypływ endorfin, a pobudzaczem był pierwszy tekst zbioru od Krzysztofa Vargi. Poczułem zadowolenie z faktu, że zdemaskowałem Jakubika. Zdemaskowałem jego inspiracje, zdemaskowałem źródło całości lirycznej warstwy utworu Twoje zniknięcie. A to był dopiero początek. Arkadiusz Jakubik, wykorzystując ten zbiorek, wcielił się w demiurga przy okazji kompletowania tekstów do swoich płyt. Ciął, kleił, wyrywał a to pojedyncze słowa, a to fragmenty sentencji, przestawiał linijki z różnych pomysłów Krzysztofa Vargi i tworzył swoistego potwora Dra Misio. Najnowszy album - Strach XXI wieku - to aż osiem tekstów skolażowanych z 45 pomysłów na powieść. Ewidentnie strachy, którymi autor dzielił się z czytelnikiem u schyłku poprzedniego stulecia, niczym bumerang wróciły w trzeciej dekadzie nowego wieku.
Z większości tekstów sączył się brytyjski indie rock lat 90 (już wiem, skąd ten podtytuł). Muzyka użyta przez autora była dodatkowym elementem zachęcającym do poznania całości zbiorku opowiadań. Wiadomo, że pisać o muzyce, to jak tańczyć o architekturze, ale Varga szalenie plastycznie zaprezentował sceny, w których obecna jest muzyka. Dzięki temu ma się ochotę przerwać czytanie i puścić sobie w tle wspomniany z tytułu utwór. Mamy The Smiths, jest solowy Morrissey, jest The Sundays... Do tego Sex Pistols, The Stone Roses, The Cure, czy Joy Division, czyli przekrój brytyjskiego punka, post-punka i indie-rocka lat 90. wieku poprzedniego.
45 pomysłów na 28 przebojów
Po jednokrotnym zaznajomieniu się ze wszystkimi opowieściami, zlokalizowałem warstwę liryczną 28. piosenek z repertuaru Arkadiusza. Owe piosenki wypełniają aż trzy płyty w dyskografii rozpoznawalnego aktora, którego głos słyszy z telewizora i radia cała Polska - w reklamach Leroy Merlin; a są to: duet Jakubik & Deriglasoff - 40 przebojów (2016), solowy Arek Jakubik i jego Szatan na Kabatach (2018) oraz ostatni studyjny Dr Misio - Strach XXI wieku (2020). Wypatrzyłem też cząstkę z debiutu Młodzi (2013). Mamy u Vargi rodzaj jakiegoś przegniłego surrealizmu. Trochę Alicja w Krainie Czarów, ale zrobiona przez Tima Burtona. Taki Sok z żuka na stołecznym silniku.
Twoje zniknięcie (2018)
Cudowne pogaństwo (2018)
Magnetofon (2016)
Atomowy skuter (2018)
Niemost (2018)
Akwarium (2016)
Wesołe miasteczko (2020)
Plaża (2018)
Nie czujesz nic (2020)
Koniec lata (2020)
Kwestia smaku (2016)
Nie mogę być słaby (2016)
Kartki pocztowe (2016)
Bierzcie i jedzcie (2016)
Plastikowe maski (2016)
Podmorskie pałace (2016)
Siedemnastolatki (2020)
Odliczanie (2016)
Morderca (2016)
Szklane wodorosty (2016)
James (2016)
Chcesz się bać (2020)
Życie (2013)
Niedziela (2020)
Jesień Średniowiecza (2016)
Zwierzę (2020)
Plan antypaństwowy (2018)
Czy pamiętasz (2020)
Forma i przekaz do najbardziej rozrywkowych nie należą - i u Jakubika i u Vargi. Klimat tego duszny tak bardzo, że ni jak nie pomaga otwarcie okna, bo na zewnątrz i tak podobna brudno-szara styczniowa breja. Realia urbanistyczno-społeczne dużych miast takie są - czy to w Warszawie Vargi, czy w Krakowie Świetlickiego; czy w styczniu na Placu Piłsudskiego, czy w październiku na doczepce grodu Kraka - Nowej Hucie. Ale jak pisać bez osadzania w realiach? Czy miałoby jakikolwiek sens pisanie, bez osadzenia? Nawet science-fiction, czy fantasy osadzone w jakichś realiach czyta się w sposób zdecydowanie bardziej zaangażowany. Stary, skończony Świetlicki (tak mówią na mieście) stwierdził kiedyś, że pisanie bez realiów sensu nie ma. A realia Vargi przypominają jako żywo realia trawione rzeczywistość w pisarstwie Świetlickiego i te rzygające w widza na filmach Smarzowskiego. To, że owe trzy nazwiska łączy postać Arka Jakubika, to nie jest, drodzy Państwo, przypadek. Znów muszę sobie odpalić Małżowinę. Może w tej wynajmowanej kamienicy będzie więcej powietrza... Niekoniecznie świeżego; jakiegoś takiego, realnego... Plan mam taki: Arek zahaczy pewnie kiedyś trzeci raz o mój grajdoł, ewentualnie zagra na dniach miasta gdzieś blisko. Autograf złożony na książce, dzięki której zmaterializowały się jego trzy płyty, uznam za sukces bycia fanem tej aktorsko-muzycznej drogi, nie tylko słuchaczem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz