sobota, 14 października 2023

przegląd nieświeżej prasy: TERAZ ROCK - BEHEMOTH - "OPVUS CONTRA NATVRAM"

Album Opvus Contra Narvram ukazał się w strimingu 16 września 2022 roku, dlatego dość łatwo było przewidzieć okładkę październikowego wydania miesięcznika Teraz Rock - znalazł się na nim najbardziej kasowy, najbardziej w świecie rozpoznawalny muzycznie polski zespół. Ile w tej rozpoznawalności jest kapitalnej zabawy z mediami w wykonaniu Nergala, a ile siły wynikającej z pięknej muzyki, wiedzą socjologowie i teoretycy lubujący się w pisaniu o muzyce. Dokładnie rok trzymałem na pulpicie komputera owo zdjęcie okładki tegoż Teraz Rocka, żeby w końcu je wrzucić na bloga. Chciałem (musiałem) poczekać, bo trochę dziwnie wyglądałby wpis, w którym przekopiowana została treść z gazety, po którą normalnie można iść do kiosku. Robert Filipowski na łamy magazynu przygotował w owym październiku nie dość klasyczny wywiad, bo podzielony... Właściwie to cztery wywiady.

 ---
 
Mimo trzydziestu lat na scenie Nergal nie zwalnia tempa, a Behemoth gotowy jest znowu namieszać na światowej scenie metalowej. Opvus Contra Narvram odzwierciedla burzliwe czasy, w których się ukazuje, a Nergal przyznaje, że jego twórczość coraz mocniej zanurzona jest w teraźniejszości.
 
 
ROZMOWY Z ADAMEM "NERGALEM" DARSKIM
Nergala nie jest łatwo złapać. Jeszcze w wakacje niemal każdy weekend miał zajęty, koncertując w całej Europie na festiwalach z Behemothem i Me And That Man. A zaraz potem na tydzień wybył na Wyspy Kanaryjskie całkowicie odciąć się od zewnętrznego świata. Po raz pierwszy pojechałem na wakacje i nie zrobiłem na nich ani jednego zdjęcia - przyznaje. Kto później to ogląda? Na urlopie odcinam się od social mediów, nie odbieram telefonu, mimo, że używam go do nawigacji, czy jako zegarka. W codziennym życiu jestem mocno przyczepiony do tego ustrojstwa, to moje narzędzie pracy, bardzo ważne.
A zaraz po powrocie miał ustawione od rana do wieczora wywiady, głównie dla zachodnich mediów. W końcu zaproponował, żebym wpadł na plan teledysku Once Upon A Pale Horse, kręconego w Warszawie. Niepozorna hala skrywa cały set, dookoła krzątają się członkowie Grupy 13, z którą Behemoth współpracuje już od wielu lat, panuje więc atmosfera wzajemnego zaufania. Nergal, jeszcze bez makijażu, w bluzie Bathory, dogląda ustawienia kamer. Na razie kręcone są ujęcia z pozostałymi muzykami, będzie miał więc trochę czasu. Gdy ekipa rozpoczyna ujęcia Setha, wychodzimy przed halę na słoneczny, wrześniowy dzień...

ROZMOWA PIERWSZA: WOLNY JAK PTAK
 
BEZ ZNIECZULENIA
 
Tytuł płyty, Opvus Contra Natvram można rozumieć jako "dzieło przeciw naturze"?
Samo hasło zwyczajnie zajebałem Jungowi, który miał swoją koncepcję. Nawet w nią nie wnikałem, ale zakochałem się w tym terminie, bo mocno we mnie rezonował. To hasło, które pasuje do płyty Behemotha, szczególnie w zaistniałych okolicznościach. Wymyśliłem sobie, że niezależnie, z której strony wieje wiatr, artysta powinien konsekwentnie trzymać obrany przez siebie kurs. To wizja ma być latarnią, a nie sztucznie narzucane standardy. Artysta ma być jak wolny ptak i pozostać całkowicie indyferentny na czynniki zewnętrzne. Niestety, coraz silniej czuję piętno cenzury, prywatnie i zawodowo. Nawet finalna wersja okładki płyty to nie jest to, co zaprezentowaliśmy w wersji oryginalnej, bo jeden z najważniejszych graczy w branży platform cyfrowych zaszantażował, że jeśli nie zmodyfikuję okładki, to nie umieszczą tego albumu w swoich strimingach. Może powinienem się stawiać, ale biznesowo nie mogę pozwolić sobie na taki strzał w kolano. Rykoszetem dostał cały zespół, ale przede wszystkim Nuclear Blast, który zainwestował w album krocie. To zgniły kompromis.
 
Dziś nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że ktoś daje inną okładkę na CD inną na striming, a jeszcze inną na winyl.
Wiem, ale ideologicznie ich to bardzo zabolało i wszelkie logiczne tłumaczenia nic nie dały. Zapiekli się, że okładka musi być zmieniona. Nie po raz pierwszy w życiu poczułem się... zgwałcony. To kastracja na żywca, bez znieczulenia. Ale muszę schować ego do kieszeni, bo ważniejsze jest wyższe dobro czy raczej... zło (śmiech)

Zespół rozrósł się niczym monstrum, nad którym nie da się już całkowicie zapanować. A wiesz jak Amerykanie nazywają takiego potwora?
Behemoth (śmiech). Nazwę zaczerpnąłem zainspirowany lekturą Boga zła Hevre Rousseau i zakochałem się w niej.. Gdy kilkanaście lat później po raz pierwszy udało nam się przelecieć ocean, zatrzymaliśmy się na jakiejś stacji benzynowej gdzieś na dalekiej prerii, gdzie zobaczyłem jebitne zapalniczki a na nich wielkie logo "behemoth". What the fuck? Ktoś mi wtedy uświadomił, że jeśli coś ma monstrualne wymiary, jest monstrualnie wielkie, to Amerykanie właśnie nazywają to "behemoth". Wierzę w energię nazwy czy imienia. To, że nazywasz się tak, a nie inaczej, jakoś energicznie wpływa na twoje życie, determinuje kim jesteś, jak jesteś postrzegany i tak dalej. Mój dziadek miał na imię Klemens - jak byłem dzieciakiem, trochę się śmiałem z tego imienia, ale po upływie lat dojrzałem i zrozumiałem, że to przepiękne, bardzo szlachetne imię. Gdy myślę Klemens, myślę o kimś mądrym, dostojnym z dobrą duszą. Tak jak jestem przekonany, że jeśli zespół nazywa się Metallica to, kurwa, musi powstać coś wiekopomnego. Pierwotne znaczenie słowa "behemoth" ma swoje biblijne korzenie i wywodzi się z kultur starożytnych, ale ma też drugie znaczenie w slangu i to znaczenie tak samo mi odpowiada, jak to mitologiczne.
 

 
W KONTRZE
 
A mnie ten tytuł zaskoczył, bo muzyka Behemotha zawsze była w zgodzie z pierwotną, prymarną naturą. 
I wciąż jest. Ale to interpretacja literalna. W porządku. Mnie bardziej chodziło o naturę rzeczy czy tak zwany porządek, czyli tę zastaną rzeczywistość. Ta dzisiejsza mi się nie podoba, uwiera mnie, mocno zgrzyta z tym, kim jestem, z moimi aspiracjami, z moją wizją. Jestem bardzo w kontrze do tej dzisiejszej... natury.

Mówiąc "dzisiejsza rzeczywistość", masz na myśli rzeczywistość ostatnich kilku, kilkudziesięciu lat czy całą nowożytność?
Mam na myśli to ewolucyjne cofanie się, o którym na ostatniej płycie Depeche Mode śpiewał Gahan, a które trwa od kilku lat. Mam wrażenie, że demokratyczna trajektoria wywróciła się do góry nogami i skręca w niebezpiecznym kierunku. Jeśli powiem, że jestem zaniepokojony, to będzie to oczywisty eufemizm. Jestem fanem otwartego, liberalnego świata i bardzo zależy mi na takiej jego wersji. I ma to odzwierciedlenie w tekstach. Behemoth był ideologicznie zawsze mocno umocowany w kulturach pierwotnych, starożytnych. Lovecraft, Crowley, Shelley, Milton... To są moje drogowskazy, które wciąż są obecne, ale coraz częściej metafory te mają punkt odniesienia do życia codziennego. Dziś tym archetypicznym Spartakusem może być dosłownie każdy, kto nie zgadza się na ten porządek świata. Używam sceny jako platformy, żeby głośno artykułować to, co dla mnie relewantne. Głośno wspieram naszych sąsiadów przeciwko napaści Rosji. Dla mnie jest to oczywiste. Pojawiają się krytykujące głosy "przestań politykować". Ale ja nie prosiłem o taką inspirację, wolałbym, żeby jej w ogóle nie było, wolałbym tego nie robić! Jednak moim spartakusowskim obowiązkiem jest mówienie o tym głośno i alarmowanie słuchacza, że niebezpieczeństwo dla cywilizowanego świata, który znamy, idzie ze wschodu. 
 
Kolejnym zapalnikiem są na przykład prawa kobiet. Co to ma do black metalu? Nie wiem, nie zastanawiam się nad tym. Może po prostu jestem kimś więcej niż kolesiem w pasie z nabojami i z gitarą, który drze mordę? Poza tym, że zabawiam ludzi na koncercie, mam nadzieję, że mogę też powiedzieć coś uniwersalnego i mądrego, co ludzi zaintryguje, będzie stymulować, zachęci do dyskusji, a może nawet w nich zostanie na dłużej. Skrajnie fundamentalistyczne, populistyczne agendy działają na naszym podwórku, ale też w Stanach i coraz silniej rezonują w kolejnych państwach Unii Europejskiej. Jeszcze parę lat temu wydawałoby się, że to są jakieś kurioza. Niebywałe, że do tego dopuszczamy. Ta płyta rodziła się z izolacji, z mizantropii, z lockdownu, z braku możliwości wobodnego poruszania się po świecie, ale też z uważnej obserwacji świata.

Gdy rozmawialiśmy na początku 2020 roku powiedziałeś: Świat nie ma się najgorzej. Teraz nad Europą wiszą czarne chmury, ale jako historyk patrzę na to holistycznie i twierdzę, że jesteśmy we względnie dobrym momencie. Przez te dwa lata dużo się zmieniło.
Wtedy jeszcze mieliśmy niezłą pozycję wyjściową, ale od tamtej pory zaliczyliśmy kilka kataklizmów. Geopolityka jest dla mnie dziś dużo bardziej fascynująca niż pojawiające się heavymetalowe nowości. Od spraw błahych, jak podatki, po prawa obywatelskie i swobodę wypowiedzi, po wojnę i zagrożenia wynikające z postępującej inflacji: problemy z gazem, energią... Z tych czarnych chmur zaczął napierdalać deszcz i grad. Ujmując to bardziej literacko: Bóg defekuje na rodzaj ludzki najgorszymi ekskrementami... Stąd więcej dekadencji i nihilizmu na nowym albumie. Zobacz, nawet tytuł poprzedniej płyty, I Loved At Your Darkest, sugerował, że jest jakieś światło, optymizm. A może jednak nie ma żadnej nadziei? I mówię to jako urodzony optymista. Praca nad sobą to jedna rzecz, wykonuję ją bardziej niż kiedykolwiek. Ale codzienną afirmacją i medytacją nie przepędzisz czołgu spod domu, ani nie cofniesz inflacji.


 
...
 
W tym momencie zrobiliśmy przerwę. Pora było rzucić okiem, co dzieje się na planie. Seth wykonywał ujęcia z gitarą oraz na obrotowym podeście. Po kwadransie wróciliśmy na plac przed halą.
 
ROZMOWA DRUGA: WOJNA JEST DO WYGRANIA
 
PLAGA LITERALIZMU

Teksty na Opvs Contra Natvram są bardziej bezpośrednie niż na poprzednich płytach.
W gąszczu metafor możesz odnaleźć więcej nawiązań do rzeczywistości i problemów tego świata. W Versus Christvs jest wers: Stone Shakespeare for the heresy of his scrawl. Co to oznacza? Gdzieś w Ameryce grupa studentów zbuntowała się i stwierdziła, że nie będzie czytać Szekspira, bo jest przemocowcem, mizoginem, co jest sprzeczne z przyzwoitością. Mówiąc krótko, nie jest politycznie poprawny, więc trzeba go "skanselować" (wymazać). Gdy to usłyszałem, zmroziło mnie. Tokarczuk napisała, że grozi nam plaga literalizmu, czyli interpretowania sztuki i świata dosłownie, bezrefleksyjnie. Nie możemy tak jednoznacznie oceniać historii i twórców, którzy tworzyli w innych epokach.Może jestem boomerem, ale zwyczajnie nie rozumiem takich zachowań i uważam za skrajnie niebezpieczne. To owoce braku edukacji i elastycznego myślenia. Dziś szybko wyciągamy wnioski i błyskawicznie oceniamy. Nie znam ludzi, którzy mnie hejtują, a którzy by znali mnie prywatnie. Więc po co to robią? Kiedyś lubiłem trollować swoje media społecznościowe dla sadystycznej przyjemności. Wczoraj pokazałem swojej terapeutce, że post, w którym chwalę się, że nowa płyta Behemotha została uznana płytą miesiąca w największym czeskim magazynie, ma 1500 lajków i 12 komentarzy. A post, w którym żartobliwie robię z siebie debila, porównując do genialnego naukowca, Stephena Hawkwinga, ma 12 tysięcy lajków i 400 komentarzy, z czego jedna trzecia to hejt. Jak to świadczy o ludziach? Dziś sprzedaje się głupota, błazenada, blichtr... a to co merytoryczne i ważne, staje się marginesem. mam wrażenie, że muzyka ale też inne formy sztuki, stały się czymś... Jednorazowego użytku. Karty rozdają kurioza, wynalazki, błędy socjologiczne. Tym ekscytuje się opinia publiczna. To smutne.

Lada dzień ruszycie w trasę koncertową promującą nowy album. Może ona będzie odskocznią?
Dostaliśmy finansowo najlepszą w historii ofertę trasy po Australii. Agencja Soundworks stanęła na głowie, żeby sprostać naszym oczekiwaniom. Ale gdy zaczęliśmy liczyć, okazało się, że przy dzisiejszych cenach lotów i innych kosztów ten deal jest ledwo opłacalny. Prawie wszyscy mamy rodziny, dzieci, rachunki, zobowiązania i prawie trzy lata niegrania koncertów. Dwadzieścia lat temu powiedziałbym: Zapłać nam za bilety i postaw pizzę, a zagramy wszędzie. Tak Behemoth zbudował swoją pozycję. Ale teraz musimy ważyć, musimy liczyć. Zaraz gramy trasę europejską, a po trzydziestu koncertach wracamy do domu na jeden dzień i lecimy na trzy tygodnie do Ameryki Południowej, zagrać tam największą trasę w naszej historii. To trudna sytuacja dla kogoś, kto ma dzieci. Z jednej strony nie mogę się doczekać przyjęcia nowej muzyki, ale nie wiem, czy nie okaże się, że będziemy mieli pół roku wolnego, aż do sezonu letniego. Do Rosji z oczywistych względów nie polecimy, a kiedyś zrobilibyśmy lukratywną trasę po Wschodzie. Cały czas daję kredyt zaufania Rosjanom, choć nie mam wątpliwości, że dziś muszą zapłacić za zbrodnie, których dokonuje putinowska armia. Sankcje to wciąż za mało. Ale życzę Rosji, żeby się zrehabilitowała. Chłopaki z zespołu nie bardzo chcieli tam wracać po tym, jak zostaliśmy aresztowani, ale mówiłem im, że "odczarujemy Rosję". Zaanonsowaliśmy dwie duże imprezy w Petersburgu i Moskwie, a niedługo potem wybuchła wojna i cały misterny plan poszedł się jebać. Znowu geopolityka zaważyła o naszym życiu. Nawet gdybym nie chciał polityki w swoim życiu... ona i tak w nie wchodzi i mocno się nim interesuje.

IDZIE NOWE

Interesuje się tobą także przez ciągnące się procesy...
Moim marzeniem jest obudzić się pewnego dnia w irlandzkiej wersji Polski, z wyraźnym oddzieleniem kościoła od państwa. Bez tego nie ma mowy o ewolucji. Będziemy grzęźli  tym bagnie, a populiści będą używać kościoła jako karty przetargowej. Ale jeszcze kilka lat, a ten elektorat wymrze. Nie to, że im życzę śmierci, ale taka jest kolej rzeczy, prawda? Młode pokolenie w tempie astronomicznym dokonuje exodusu z tej instytucji i to jest fantastyczny news! To jest fala, której zatrzymać się już nie da! Mam nadzieję, że doczekam czasów, gdy spojrzę na nową, zdrowszą Polskę i powiem: Kurwa, Darski, warto było się napierdalać z tym katolickim motłochem.

Mam znajomych, którzy krytykują kościół, rząd, chodzą na protesty i tak dalej. Ale jak przyjdzie co do czego, to ślub trzeba wziąć kościelny, bo się babcia obrazi, dzieci trzeba ochrzcić, bo co rodzice powiedzą...
Ale tej babci zaraz nie będzie. Jeszcze chwila, trochę cierpliwości. Nie składajmy broni. Wbrew kilku toczącym się przeciwko mnie procesom wciąż ad mortam powtarzam, że jestem niewinny. Po drugie moja działalność jest pożyteczna, bo nie tylko bawi, ale i edukuje młodych ludzi. Biję się o moje prawo i jeszcze jedna bitwa przede mną. Wojna jest do wygrania, tylko musimy konsekwentnie edukować. Antyklerykalizm przestaje być w Polsce tematem tabu. Dziś nie tylko ludzie świata kultury coraz częściej mówią, że stoją po drugiej stronie barykady. Szanuję wasze babcie i waszych rodziców, i tradycję, w której wyrośli, ale idzie nowe!

Wspomniałeś o terapeutce. Chodzisz na terapię w ramach rutynowej higieny psychicznej czy masz konkretne powody?
Jedno i drugie. Ważna jest tak zwana "bieżączka", czyli przerabianie rzeczy codziennych, ale to nie tylko praca z terapeutą. Czasem są to rzeczy mobilizacyjne, bo na przykład jestem przed trudnym momentem i próbuję sobie ułożyć klocki w głowie. Udaję się wtedy do kołcza, psychologa. Nie ukrywam, że na mnie to działa, wychodzę zmotywowany i zdeterminowany. A chodzi o pracę nad sobą i skuteczne osiąganie wyznaczonych celów. Regularnie gubimy się w życiu, więc warto sprawdzać status, gdzie w tym życiu jesteśmy, w jakiej formie jesteśmy i tak dalej. Żyjemy w związkach, zespołach, mamy firmy, przyjaciół. To wszystko są trudne relacje międzyludzkie, a my się ciągle zmieniamy, wszystko ze sobą rezonuje.




ŚWIAT WOLNY OD KLĘCZENIA

Przejdźmy do muzyki. Początek utworu Post-God Nirvana skojarzył mi się z Wardruną.
A wiesz, że Einard Selvik przyłożył do tego swoje trzy grosze? Wysłałem mu strukturę piosenki i dodał do niej elementy plemienne. W utworze tym nakreślam postapokaliptyczny świat wolny od klęczenia, w którym człowiek decyduje sam o sobie. Numer brzmi trybalnie i nowocześnie, industrialnie zarazem, klimatem osadzony jest gdzieś poza czasem. Chciałem, żeby ta płyta była bardzo inna niż ostatnia: strukturalnie, brzmieniowo, klimatycznie. Liczę, że to wprowadzenie zaintryguje ludzi. A chwilę potem bez ostrzeżenia strzał w ryj, Malaria Vulgata, dwuminutowe tornado, wręcz punkowa energia. To był paradoksalnie jeden z najtrudniejszych numerów do zmiksowania, jest tak dziki, że trudno było go "ujarzmić".

Z kolei Once Upon a Pale Horse sprawił, że Behemoth nie po raz pierwszy skojarzył mi się z Mastodonem.
Serio? Wow, to ciekawe. W życiu bym nie pomyślał o takiej referencji. To jeden z pierwszych riffów, które powstały na płytę, ma fajny groove no i podniosłe, wręcz heavymetalowe refreny. Ja w nich słyszę Manowar (śmiech). Wykorzystuję tam wplecione w mój tekst cytaty z Crowleya. A w drugiej części utworu odzywają się nasze deathmetalowe fascynacje. To pierwszy utwór, który zmiksowaliśmy, bo ma w sobie wszystko: groove, szybkie i wolne partie. Jest przebojowy.

Najbardziej zaskakuje Versvs Christvs z fortepianową partią.
Znowu odezwałem się do naszego przyjaciela z Riverside, Michala Łapaja, który pomaga nam od The Satanist, gdy potrzebujemy Hammondy albo inne klawisze. Jest fantastycznym kolegą i kreatywnym, elastycznym muzykiem. Muszę wspomnieć o Zosi z Obscure Sphinx, która wspomogła nas wokalnie w chórach w tym numerze i w Thy Becoming Eternal. Pierwsze wersje partii piano były wręcz chopinowskie, zdecydowanie zbyt bogate. Ale poprosiłem Michała, żeby to było proste... wręcz prymitywne. To muzyk ma służyć piosence, a nie odwrotnie. Dlatego nie ma u nas takich sekwencji jak dwuminutowe solówki czy jakieś rozbudowane progresywne partie. Żaden instrument nie jest faworyzowany. Po pierwszym miksie Orion spuentował: Po raz pierwszy brzmimy jak jeden organizm. Dziś większość produkcji wydaje mi się dźwiękowo kwadratowa, może dlatego straciłem pasję do słuchania nowej muzyki. Podobają mi się rzeczy inne, dzikie, nieoczywiste, jak płyty Ultra Silvam czy Bolzer. Natomiast wszystko, co brzmi przeraźliwie perfekcyjnie, jest śmiertelnie nudne, przewidywalne. Ta płyta idzie pod prąd.

Po raz pierwszy w historii Behemotha współkompozytorem trzech utworów jest Orion.
Miałem skończoną główną część Of My Herculean Exile, ale nie wiedziałem, co z nim dalej zrobić. A on przyniósł riff, który doskonale spuentował pierwszą część. Poza tym pierwszy raz na tej płycie zrobiliśmy wszystkie sample sami i Orion tutaj miał decydujący wkład, zwłaszcza w Post-God Nirvana i Thy Becoming Eternal.

Jest to też pierwsza płyta Behemotha od czasu Pandemonic Incantations z 1998 roku, na którą napisałeś wszystkie teksty bez udziału Krzysztofa Azarewicza.
Fakt, to dzieło całkowicie autorskie, ale bardzo mi pomagał Benek Babalon, który na bieżąco redagował i mocno mnie wsparł kreatywnie w wielu momentach. Kilka tytułów utworów to też jego pomysły. Literacko bardzo wymagająca płyta, dopiero teraz zauważam, że muszę dużo więcej wysiłku włożyć w nauczenie się i wyśpiewanie tych tekstów. Za to Seth więcej nagrywa gitar w studiu. Jeszcze na The Satanist nagrywałem wszystkie gitary rytmiczne. Od tamtej pory coraz częściej zdarza się, że wymyślę jakąś partię i wiem, że nie zagram jej tak dobrze jak on, więc wyręcza mnie wielokrotnie.

---

Pora była na kolejną przerwę. Na planie Seth ma już wolne, teraz przygotowywane są ujęcia z Inferno. Przyglądamy się pracy, coś przegryziemy. Nergal łapie gitarę, bo musi sobie przypomnieć partię, którą będzie grał w teledysku. Gdy ponownie wychodzimy na zewnątrz, siadamy tym razem na słońcu, a Adam rozmawiając, ćwiczy swoje zagrywki.
 

 
ROZMOWA TRZECIA: BEZ ZGNIŁEGO KOMPROMISU

NIE ZNASZ DNIA ANI GODZINY

W grudniu zagracie na Hell & Heaven Metal Fest w Meksyku, gdzie wystąpi też Pantera. Co myślisz o jej reaktywacji?
Jestem raczej entuzjastą takich akcji. Jestem przekonany, że będzie to zrobione bardzo dobrze, z szacunkiem dla przeszłości. Pamiętam koncert Phila Anselmo i The Illegals w Progresji z setem Pantery i była to najbardziej entuzjastyczna reakcja, jaką widziałem w tym klubie na jakimkolwiek koncercie! Bardzo chcę zobaczyć Panterę, tym bardziej, że będą grali Zakk Wylde i Charlie Benante. Pamiętam, że byłem fanem The Doors z Ianem Astburym, uważam, że ten eksperyment był wyjątkowo udany. Dla purystów było to bluźnierstwo, na szczęście ja do nich nie należę. Jestem też świeżo po sezonie festiwalowym, gdzie udało mi się zobaczyć koncert Mercyful Fate i był fantastyczny! Świetny muzycznie, doskonała forma Diamonda. Warto więc czekać na ten reunion, tym bardziej, że nie znasz dnia ani godziny. Nikt z nas nie jest coraz młodszy i jeśli coś jest dla nas ważne, należy to celebrować. To mój mały apel: jeśli widzicie, że obok gra Metallica, Ozzy, Guns N' Roses czy inni klasycy, idźcie i celebrujcie te momenty, bo to ostatnie lata dla każdego z nich.

Gitarzysta Me And That Man, Sasha Boole, postanowił wrócić do Ukrainy i udać się na front. Co się z nim dzieje?
Nadal jest na froncie. Był w Charkowie. Niestety, zamiast walczyć z gitarą na frontach festiwali, trzyma bazookę i napierdala w Rosjan. Ale żyje, ma się względnie dobrze. Jest w terytorialsach i mówi, że raczej bezpośredniej konfrontacji nie ma. Największym niebezpieczeństwem są jednak regularnie spadające rakiety. mamy ze sobą kontakt i bardzo żałuję, że nie mógł grać trasy z Me And That Man. Jemu i jego krajowi życzę jak najszybszego zwycięstwa bez zgniłego kompromisu. Rosjanie mają w podskokach wypierdalać z Ukrainy, to jedyny plan gry, jaki do sobie dopuszczam. Życzę Ukrainie fińskiego scenariusza. Mimo, że stosunkowo niewielka Finlandia musiała oddać kawałek terytorium, to obroniał się spektakularnie w Wojnie Zimowej, zatrzymując Stalina i całą armię czerwoną. 200 tysięcy komunistów poszło do piachu. Szacun!

Sasha sam podjął tę decyzję, czy dostał powołanie?
Chciał tego. Nawet mu zaproponowałem: przyjeżdżaj z żoną do Polski, zadbamy o was. Ale powiedział: Nie, to jest moja rodzina, mój kraj, moje życie. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym dobrze się bawić z wami, gdy wróg będzie gwałcił mój kraj. Nie tym razem. Szanuję to. Choć to bardzo smutne, że w XXI wieku muzyk musi podejmować taką decyzję. Zauważ tę perspektywę: siedzimy tutaj na słońcu, rozmawiamy o płycie, o planach, a twój kolega muzyk, który urodził się paręset kilometrów na wschód, zamiast z gitarą, biega z karabinem. Okropne.
 
 


---
PO JEDNEJ NUTCE
(rozmowa z Tomaszem ORIONEM Wróblewskim)

Orion, który od prawie dwudziestu lat gra na basie w Behemocie, na albumie Opvu Contra Natvram może poszczycić się współautorstwem trzech utworów: Post-God Nirvana, Ov My Herculean Exile i Thy Becoming Eternal. Porozmawialiśmy o jego wkładzie w nową płytę Behemotha oraz o czasie, który spędził w zespole.

Jak się pracowało po wymuszonej przerwie?
Covid siłą rzeczy skończył nam cykl koncertów promujących poprzedni album. Minęło kilka miesięcy, w których świat wpadł w panikę, a my do pewnego stopnia razem z nim. Przez jakiś czas się nie widywaliśmy, a potem zaczęliśmy zdalnie pracować nad nową muzyką. Musieliśmy się tego nauczyć, bo wcześniej na etapie pomysłów działaliśmy raczej analogowo. Było to nowe, ciekawe doświadczenie. Świat był w dziwnym miejscu, pracowaliśmy inaczej niż zawsze, wierząc, że ma to sens i wszystko kiedyś znowu ruszy. Później pracowaliśmy już normalnie, zamykając się wspólnie w sali prób na całe tygodnie.

Po raz pierwszy zaistniałeś jako współkompozytor na płycie Behemotha. Odpowiadasz też za sample.
Odpowiedzialność za sample i stronę elektroniczną była dla mnie wielkim wyzwaniem. Zaproponowaliśmy współpracę Krzysztofowi Siegmarowi, który pracował przy kilku poprzednich albumach, ale niestety, musiał odrzucić propozycję. Postanowiłem więc, że się tego podejmę. Musiałem się bardzo dużo nauczyć, rozwinąć wiedzę, jak i bazę narzędzi, z których korzystam. Znacznie więcej czasu i pracy włożyłem w tę część niż w mój instrument. W przypadku elektroniki musiałem najpierw znaleźć grunt pod nogami, potem nauczyć się nawigować, potem zrobić dużo błędów, żeby w końcu zacząć być zadowolonym z efektów. Cieszę się, że się tego podjąłem.

A jaki był twój wkład w te trzy utwory?
Gitarowe pomysły przynosi Nergal. Razem nad nimi pracujemy i aranżujemy, i zajmuje nam to miesiące w sali prób. W przypadku kilku utworów mój wkład był bardziej znaczący niż sama aranżacja, w miejsce niektórych pomysłów powstały inne. Zwłaszcza utwór otwierający płytę wymagał ode mnie zbudowania dużej części melodyki i rytmiki od zera. Ale w złożonej, wielowarstwowej muzyce metalowej temat autorstwa jest niełatwą materią. Dużo zależy od ustaleń między współpracującymi osobami. Dla mnie najważniejsze jest to, że czuję się istotną częścią i współautorem historii tego zespołu od blisko 20 lat. Mój wkład to duża część mnie i mojego życia, mojego czasu i energii.

Płyta Opvs Contra Narvram wydaje się dość wyluzowana, choć może to nie najlepsze określenie w kontekście Behemotha. Chodzi mi o to, że nie musicie nikomu niczego udowadniać, tylko podejść do swojej twórczości z większym luzem.
Z perspektywy czasu mogę ci przyznać rację, ale w momencie pracy nad muzyką nie mam takiego dystansu. Chciałbym, ale widocznie dwie dekady to za mało, żeby go wypracować. Przy każdej płycie słyszę od znajomych i fanów pytania o to, jaki będzie nowy materiał, jakie to będą utwory, w którą stronę pójdziemy. Staram się wtedy odpowiadać, mówiąc na przykład, że jest bardziej agresywnie, albo spokojniej, bardziej przestrzennie... Na milion sposobów przy każdej płycie. Bardzo rzadko mój punkt widzenia pokrywa się z późniejszymi opiniami. Czasem mi się wydaje, że ludzie chcą słyszeć porównania, chcą wiedzieć czy bardziej jak ten zespół czy tamten, a ja naszego grania tak nie oceniam i nie umiem tak postrzegać. na nowym albumie wyraźnie słychać styl Behemotha, nie uciekamy przed tym, obojętnie czy zagramy szybciej czy wolniej. Ludzie, którzy nas znają, wiedzą po pierwszej nutce, że to my. Już dawno z nikim się nie ścigamy. Bardziej niż wyścigi interesuje nas bycie tam, gdzie nas jeszcze nie było. Poruszamy się w ramach konwencji, ale na jej pograniczach jest dużo ciekawych sytuacji, można do nie wprowadzać nowe elementy.
 
 
Dołączyłeś do Behemotha w 2003 roku. Był to wówczas zespół, który już zaczynał coś znaczyć na międzynarodowej scenie, choć jeszcze daleko mu było do statusu, jaki ma teraz. Jakie wówczas miałeś nadzieje i oczekiwania?
Miałem wtedy 22-23 lata i byłem fanem Behemotha. Znałem, lubiłem, szanowałem zespół. Dostałem propozycję dołączenia, gdy Novy odchodził do Vadera, i byłem zajarany, że mogę robić to, co uwielbiam. Byłem jeszcze na studiach i musiałem je kończyć w trybie bardziej korespondencyjnym z ogromną pomocą moich serdecznych znajomych. Nie wybiegałem daleko w przyszłość. Ważne było tu i teraz. Nieważne było, z czego się utrzymam, gdzie będę mieszkał, co będę robił za dwa lata. Mogłem grać na gitarze, jeździć po świecie, realizowałem się i byłem usatysfakcjonowany. Graliśmy wtedy potworne ilości koncertów, a miałem jeszcze swój zespół (Vesania), i bywały takie lata, w których 250-280 dni byłem poza domem. Nie myślałem o przyszłości wybiegającej dalej niż jedną trasę do przodu.

A dziś jakie masz plany i nadzieje?
Świat się bardzo zmienił. Byliśmy rozpędzeni, zdawało się nam, że byliśmy machiną nie do zatrzymania. Tak jak świat, który ma za sobą 20 lat prosperity i względnego dobrobytu. Nagle się zatrzymał. Teraz się budzi do życia, ale jest inny, coraz trudniejszy i wypełniony niewiadomymi. To, jak kiedyś planowaliśmy przyszłość zespołu, jest nieadekwatne do dzisiejszych warunków. trudno projektować perspektywę kolejnych pięciu lat, wydarzyć się może wszystko. Do końca nie wiemy nawet, jak będzie wyglądał nasz przyszły rok. Coraz trudniej finansowo i logistycznie dopinać trasy. Coraz częściej sposoby promocji są na tyle inne od tego, w jaki sposób ja nauczyłem się świata, że są mi coraz bardziej obce. Rozumiem i ogrniam z tego mniej, niż kiedyś. można to próbować nadgonić, ale ciężko mi powiedzieć, kiedy należy powiedzieć stop. może jesteśmy boomerami i zbliża się nasz czas? przebiliśmy się przez wiele sufitów, trudno by mi było sobie kiedyś wyobrazić, że będziemy tak daleko, jak jesteśmy dzisiaj, ale nie będziemy tego robić zawsze.




Z Nergalem i Orionem rozmawiał: Robert Filipowski



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz