Z początkiem grudnia 2023 uporałem się z nieautoryzowaną biografią zespołu Kat autorstwa Mateusza Żyły. Pisanego materiału jest w tej pozycji zatrzęsienie, dlatego też postanowiłem dać sobie trochę czasu na ochłonięcie po lekturze, by w spokoju zebrać wrażenia, jakie zostawiła we mnie owa biografia. Jest to historia nieoficjalna, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie miał kto dać jej swej autorskiej pieczęci... W momencie premiery Roman Kostrzewski już nie żył, a Piotr Luczyk dogorywa w swym zatwardziałym zacietrzewieniu i manii wielkości. Ale tak to z reguły się dzieje, gdy ego masz wyjebane w kosmos i nie zbaczasz z twardo obranej drogi nawet na centymetr, widząc ciągle w szukaniu jakiegokolwiek porozumienia permanentny zgniły kompromis. Pobawię się w proroka - otóż pewnego dnia nadejdzie moment, gdy Piotr Luczyk podzieli los Romana Kostrzewskiego - mianowicie umrze, a dzieła tego dokona nieubłagana biologia. I to nie jest wróżenie. Jestem prorokiem i podobnie jak Maciej Maleńczuk - przewiduję przyszłość.
I moje przewidywanie przyszłości wcale nie ma w sobie nic z kontaktów z siłami nieczystymi, czy innymi diabłami. To tylko zwyczajne kojarzenie faktów i nieubłagana naturalna ludzka przypadłość - śmierć. Śmierć Luczyka będzie momentem, w którym już po wsze czasy gitarzysta Kata wyląduje na śmietniku historii polskiej muzyki rozrywkowej. Z biegiem kolejnych dekad będzie jak dowolny komunistyczny kacyk, o którym milczenie spowoduje permanentne otchłanie zapomnienia o jego osobie. W lipcu P. L. kończy sześćdziesiąt lat, więc ma jeszcze trochę czasu, by - jak Ebenezer Scrooge - próbować odbudować swój publiczny wizerunek, bo wszak Piotr nie jest panią Krysią z Żabki, która ma gdzieś siłę oddziaływania własnego "dziedzictwa", a gitarzystą pionierskiej kapeli metalowej...
Piekło i metal - jest biografią - jak trafnie zauważył pan Ślązak z kanału Z diabłem za pan brat - może i nieautoryzowaną, ale najlepszą, jaką mogliśmy w tym momencie otrzymać; która jest napisana trochę z boku; która nie jest napisana pod czyjeś dyktando; która jest napisana tak, że nawet człowiek nieznający tematu po pierwsze się w nim rozezna, a po drugie będzie mógł sam wyciągnąć wnioski. Od siebie dodam, że częstokroć ze stronic książki przebija mocno licealny styl pisania doktora Żyły. Takie postrzeganie nie ma u mnie nic wspólnego z mocnym zafiksowaniem autora na punkcie osoby Romka Kostrzewskiego, który dla Mateusza stał się Idolem. Ja mam identycznie z Panem Maleńczukiem (co jest do zweryfikowania we wpisach dot. MM na tym blogu). Uwielbienie twórczości, a sposób pisania o niej, to dwie zupełnie różne kwestie.
Roman Kostrzewski gasł w oczach od sierpnia 2021 roku... Umarł 10 lutego 2022. Przez cały ten czas jakoś słabo wybrzmiewała w mediach przyczyna choroby Romana. Ot, walczył z rakiem. I tyle, drodzy fani. musi wam wystarczyć: Roman Kostrzewski walczy z rakiem. Zwykle po tym zdaniu w artykułach wszelkiej maści padały wielkie słowa o uszanowaniu prywatności zarówno Artysty, jak i jego rodziny. Dziwne takie kamuflowanie szczegółów. Nawet rodzina Anny Przybylskiej, walcząc z otaczającymi dom paparazzi, nie była przeciwna informowaniu opinii publicznej o rodzaju nowotworu, z którym zmagała się aktorka - rak trzustki - informacja klarowna - szanse wyzdrowienia - dość jasno w badaniach przedstawione. A w przypadku Kostrzewskiego? Nawet dziś na Wikipedii stoi: Roman Kostrzewski chorował na chorobę nowotworową w wyniku której zmarł. Już nie będę zagłębiał się w to, że nowotwór a rak, to zupełnie dwa różne schorzenia... Nowotwory to nie tylko rak. Rak to najniebezpieczniejsza forma złośliwego nowotworu, a są przecież setki nowotworów łagodnych, które z chorobą rakową nie mają wiele wspólnego.
Dlatego uważam, że warto zachować od zapomnienia ostatnią publiczną rozmowę redaktora Jacka Nizinkiewicza z Romanem Kostrzewskim na falach Radia Nowy Świat w audycji RadioAktywni z 10 września 2021 roku.
-----------------------------------------
Przed Państwem jedyny, niepowtarzalny książę ciemności, Roman Kostrzewski we własnej osobie. Ave, Romanie.
Ave, w pozycji niestety nie pionowej, poziomej... Akurat wypoczywam.
Jak się czujesz?
No, niefajnie. Ale co to znaczy, wiesz? W przypadku ludzi takich jak ja momentów niefajnych w życiu jest sporo, ale też i fantastycznych, więc, wiesz, przenikają we mnie różnego rodzaju siły. Jeżeli chodzi o zdrowie - niefajnie, ale ogólnie rzecz biorąc jestem wciągnięty w płytę solową, którą za niedługo wydam. Także fajne było lato, przedsięwzięcia koncertowe po tych trudach, które w zasadzie wszyscy w tym kraju przeżywamy, związane z covidem. No, muzykom się szczególnie dostało, bo wiadomo - nie mogli występować. A brak publiczności dla muzyka to, wiesz, to jest osamotnienie, no...
Nie ukrywałeś, że ze zdrowiem jest nie najlepiej, chociaż na początku, kiedy pojawiały się tego typu informacje, no, ty dementowałeś, mówiłeś, że żadnych zbiórek nie przewidujesz. Teraz sytuacja się pogorszyła, czy jest troszkę lepiej? Jakie są rokowania, bo bardzo dużo osób cię pozdrawia... Muszę jeszcze dodać - bardzo dużo osób życzy ci zdrowia, wiele osób cię wspiera i masę pozdrowień jest... Gdybym musiał wszystkich wymienić, to nie moglibyśmy zagrać żadnego numeru i ty byś, ani ja nie miał tutaj nic do powiedzenia. Także tyle jest tych pozdrowień i trzymania kciuków za ciebie.
Te wszystkie głosy, które ty przekazujesz ja przyjmuję do serducha i ślicznie za nie dziękuję i odwdzięczam się. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie odwdzięczę się muzyką. Co do tej pierwszej części twojego zdania, ja się nie spodziewałem... Faktycznie, gdy były czynione zbiórki, że tak powiem na zawołanie: "A zróbmy jakąś zbiórkę dla Romka", to ja po prostu wówczas próbowałem przyhamować tego rodzaju działania, mówiąc, że jeśli przyszedłby taki czas i poproszę o to, to niech się wtedy tak dzieje. Natomiast tutaj też poszło na żywioł, bo ja w zasadzie się dowiedziałem od zespołu, a w zasadzie od swojego akustyka, który jest też szefem Klubu A2, że inicjatywa powstaje typowo artystyczna. Chodziło o to, żeby zrobić DVD, koncertowe DVD z gośćmi, z całej puli, rzeszy zespołów metalowych. M. in. Nergal, Peter, Vader i też muzycy Turbo i też muzycy innych zespołów... Wilczy Pająk, Acid Drinkers i jeszcze innych... Więc ta idea miała być ideą muzyczną, która gdzieś tam wybrzmiewała, ale nie w sposób kompletny - zdawkowo - że organizuje się to z myślą o tym, żeby mnie wesprzeć. Później wszelako to się jakoś przelało na inicjatywę o charakterze właśnie takim, który jest mi trochę obcy. ja w życiu starałem sobie radzić, jak tylko umiałem. Nie zawsze to się udawało, ale w dzieciństwie spędzając czas w domu dziecka, dowiadując się, że w zasadzie cały naród łoży na moje utrzymanie, no to pewnego dnia wyrosłem, chciałem wyrosnąć z takiego oto miejsca w moim życiu, że tylko wymagałem jakiejś opieki, więc starałem się usamodzielnić i jak najmniej od państwa czerpać i tak się w zasadzie stało. Muzycy tego pokroju, jak my, nie korzystają z dobroci państwa. Państwo nie wspiera takich muzyków jak ja, natomiast jest wspaniała publiczność, która to czyni przychodząc na nasze koncerty, kupując nasze płyty...
Ale czy ty masz siłę występować na scenie? Bo jak mówiła moja babcia Kazia - no z całym szacunkiem - ćwierć chłopa teraz z ciebie jest.
Mój wygląd jest w zasadzie - wynika z pewnej opcji, którą sobie zaznaczyłem, a więc z wagi 95 kilogramów, a więc dużego naddatku słoniny w sobie... tłuszczu... Zmniejszyłem tę wagę do poważnego... W zasadzie niektórzy moi znajomi wyczuwają, że trochę przekroczyłem granicę. Ważę pięćdziesiąt kilka kilogramów i uczyniłem to nie gwałtownie, tylko sukcesywnie: na początku zmieniając dietę, dietę nie w sposób radykalny, ale bardzo skutecznie, w tym sensie, że i jakościowo ta dieta została zmieniona - czyli mniej mięsa, więcej warzyw, ale też i ilościowo. Nie ukrywam, że moja praca skupiała się w większości na tworzeniu muzyki, tekstu itd., więc siedzenie w domu przy komputerze sprzyjało tyciu, więc to się w którymś momencie odbiło. Moje zdrowie jest w zasadzie w bardzo trudnym momencie, nie wiem jak mój organizm sobie poradzi, ale staram się go wspomóc.
Romek, ja zapytam wprost: czy ty we wtorek dasz radę... W niedzielę, przepraszam. Dasz radę we Wrocławiu zaśpiewać? Dasz radę wyjść na scenę?
Latem musiałem się posiłkować środkami przeciwbólowymi, dlatego, że gdy fikam na scenie, czy przyjmuję pozycję pionową, to odczuwam duży dyskomfort. Przychodzą bóle... Mam schorzenie pęcherza bardzo poważne. Teraz odczuwam komfort rozmawiając z tobą, bo sobie po prostu leżę. Koncertu w ten sposób nie można wykonać, więc będę na środkach przeciwbólowych, które, po prostu, pozwolą mi zapomnieć o bólu, a skupię się na pięknie, które wydobywa się we wszystkich trzewiach. Koncert dla muzyk - przynajmniej dla mnie - to jest takie totalne oddanie, a wtedy nie czuję bólu, nie czuję nic innego, jak tylko siebie wewnątrz, publiczność, światło, wdzięk... Dźwięk... Wdzięk też.
Romek, to teraz trochę wyluzujmy i niech będzie teraz trochę tego wdzięku. Coś za coś: ty się czujesz dobrze, rozmawiając ze mną będąc w pozycji horyzontalnej... Teraz ja położę się i będę rozmawiał z tobą też w pozycji horyzontalnej, a ty może coś zaśpiewasz... Niekoniecznie musi to być coś z repertuaru twojego zespołu.
Ty mi wspomniałeś o tym, że zasłyszałeś moje wykonanie dawnej piosenki "W siną dal" i chciałeś, żebym...
Ja powiem państwu anegdotę. Państwo nie uwierzą, ale Roman kilka miesięcy temu przesłał mi filmik z wykonaniem tego utworu kiedy ja byłem akurat w sklepie muzycznym i kupowałem płytę zespołu Venom. Pamiętasz? Zrobiłem wtedy zdjęcie i ci od razu przesłałem zdjęcie, że niezły zbieg okoliczności... Przesyłasz mi filmik w momencie, w którym ja Venoma jakiegoś kupuję... Ale do rzeczy!
Więc...
Taśma profesjonalna...
...piosenka była związana z dawną piosenką... Z tego co pamiętam, to chyba Łazuka ją śpiewał... Nie wiem, czy to taki tytuł, ale refren, refren taki był. Więc siedzę w domu i w ramach myślenia o tekście, coś nagle mi, po prostu, umysł przeskoczył, a że to było w czasach... w momencie, kiedy naród trochę się buntował przeciwko tej władzy - pisowskiej władzy... No to nagle mi wpadło do głowy "W siną dal, w siną dal, niech Kaczyński wypierdala w siną dal. W siną dal, w siną dal, z całym pisem niech spierdala w siną dal". I tak po prostu poleciało... Po prostu zdałem sobie sprawę, że to można po prostu nagrać i kolegom puścić. A później to się rozniosło.
Rozniosło się... Redakcja, jak również ja odcinają się od tego utworu, autor odpowiada sam za siebie i swoje wykonanie ale Romanie, powiedz mi proszę, jak te kwestie polityczne ciebie jakoś teraz poruszają, czy wrzuciłeś całkiem na luz i odciąłeś się od tego, żeby cię otaczająca rzeczywistość jeszcze nie dobijała. Jak wpływa na ciebie polityka chociażby?
No nie do takiego stopnia, żeby popełnić błąd społeczny, taki, jaki popełnił Kukiz. Nieprawdą jest, że politykiem musi być jakiś określony... Ludzie wywodzący się z jakichś określonych zawodów. Politykiem ma prawo każdy być; od piekarza... Polityką zajmują się reprezentanci wszystkich zawodów, tylko problem jest taki, że mało jest w polityce ludzi na tyle altruistycznych, ideowo altruistycznych i nie bardzo jest jak wierzyć. Każdy z polityków po jakimś okresie staje się po prostu... No jak wszyscy politycy... Nieuczciwi, a to kłamczuszki takie, więc jak robią swoje deale, zakusy na kasę, to sprawia to takie wrażenie, że jest to grupa społeczna, która na celu ma tylko szwabienie... całej reszty społeczeństwa. Czy tak jest naprawdę? No, politycy sami mogą o tym powiedzieć, ale skrzętnie ukrywają i tylko co jakiś czas wychodzą te brudy, brudziki. Nie chcę powiedzieć, że stronię od takiego świata, w którym tego ogródku nie ma. Każdy gdzieś tam coś tam za paznokciami ma, ale chodzi o to, żeby mimo wszystko wraz z wiekiem coraz bardziej się doskonalić; żeby po prostu przez życie nie przełazić, rozwalając, rozbijając łokciami, tylko po prostu w miarę możliwości przechodzić jak dżentelmen, choćby tylko z tego powodu, że lepiej się żyje w świecie sympatycznych ludzi, uśmiechniętych, radosnych i w przekonaniu, że za rogiem nie czeka cię scyzoryk w plecy, czy tam po prosu od polityków nie dostaniesz razów i cię okradną po prostu... czy w inny sposób na twoje losy, które okażą się nie do przyjęcia. Więc ja, wracając, nie chciałem zostać politykiem. Uznawałem, że choć pasjonuje mnie życie społeczne w różnych wymiarach, to jednak zawód muzyka jest w konsekwencji takim zawodem, w którym dzieła... albo praca moja jest przyjmowana w sposób dobrowolny. W końcu ludzie mogą słuchać muzyki, kiedy zechcą... Jak nie chcą, to po prostu jej nie słuchają i tyle.
Słuchacze przesyłają wielki szacunek dla ciebie, Romek, i cały czas przychodzą maile, wpisy z pozdrowieniami, z życzeniami zdrowia. Bardzo dużo tego jest... Naprawdę, więc też świadczy o tym - o wsparciu dla ciebie - duże zainteresowanie tym niedzielnym wrocławskim koncertem, na którym, mam nadzieję, zobaczymy się. Słuchaj... Posłuchajmy może teraz utworu, który zapowiada twoją solową płytę. Trzy utwory dostałem od ciebie, zagramy jeden z nich, a kolejne zagramy wkrótce. Utwór się nazywa "Jaszczurowa". Państwo będą bardzo zaskoczeni...
Piękna, metafizyczna płyta nam się szykuje Romana Kostrzewskiego, bardziej chyba w stylu Dead Can Dance niż ciężkiego rocka...
W zasadzie nie ma na tej płycie utworu reprezentacyjnego dlatego, że każdy z utworów jest jakby osadzony troszkę w odmiennym instrumentarium, w odmiennych barwach, kolorach, także każdy z utworów będzie zupełnie, zupełnie odmienny od drugiego.
Kiedy płyta ujrzy światło dzienne?
Pragnę, żeby to się stało we wrześniu, aczkolwiek no... Moja choroba strasznie utrudnia mi spełnienie tego obiecanego terminu. Wszak jeśli się opóźni płyta, to wcześniej ogłoszę i będzie to już niewielkie opóźnienie. Może zdążę... Może się wyrobię, ale ciężko bo... Bo już jest wrzesień... A ja obiecałem we wrześniu płytę. Więc może być z tym problem. Natomiast niewątpliwie nie przekroczę października. Także najpóźniej w październiku płyta będzie... Dlatego, że już piszę ostatnie teksty... Niestety... Niestety mnie się lepiej śpiewa w tym bólu, czy przy odczuwaniu bólu, niż pisze teksty. Dlatego, że ból niestety wytrąca mój umysł właśnie z marzeń, ze ścieżek, które są tylko zarezerwowane dla twórczości, a to są meandry umysłu, którymi rzadko... nieczęsto można przywołać. Ból, że tak powiem, wytrąca z tego klimatu.
A powiedz mi, co z płytą Kat & Roman Kostrzewski?
Jeżeli zdrowie pozwoli, to następną płytą będzie właśnie płyta zespołowa.
A coś już się zadziało? Już koledzy przygotowali jakiś materiał? Bo poprzedni materiał wiem, że dosyć szybko powstał. Z Jackiem Hiro zacząłeś muzykę tworzyć, czy też Jacek z kolegami...
Gdyby nie mój stan zdrowia, to prawdopodobnie płytę swoją solową bym wydał na wiosnę, a teraz byśmy już mówili o terminie płyty zespołowej. Natomiast tak się nie stało. Odczuwam coraz większe trudy...
Romanie, twój były kolega, Piotr Luczyk, wyraził się o tobie tak średnio dobrze - mówiąc bardzo delikatnie - we wpisie na stronie zespołu Kat: "Jak wiadomo, tego typu zbiórki to pretekst do darmowej reklamy, która przynosi wymierne zyski finansowe"... I również pisze o tym, że "Roman Kostrzewski z zespołem Kat prezentuje stare kompozycje Kata i tak naprawdę występuje w coverowym zespole o nazwie Kat & Roman Kostrzewski"...
Ha, ha, ha, ha
Pewnie znasz tę wypowiedź, czy też wpis Piotra. Jakoś to ciebie dotknęło? Coś chciałbyś Piotrowi odpowiedzieć?
No, zabawne, bo to... To oskarżenie o to, że ja śpiewając własne utwory czynię covery, no to jest zdumiewające. W każdym razie, niezależnie od tego, co Piotr sądzi o tych coverach, czy dawny gitarzysta, co sądzi o coverach, to nie ma obowiązku określania, czy coś jest coverem. Prawo autorskie o niczym podobnym nie mówi. Natomiast utwory, które ja gram na koncertach, to wszystkie należą między innymi do mnie. ja tam pisałem teksty, tworzyłem linie wokalne, a też i muzykę w wielu utworach. Jak nie fragmentarycznie, to czasami wręcz całe utwory w przypadku "Łzy dla cieniów minionych"... Chłopcy wówczas popełnili w tym utworze tylko aranż. Więc uszczuplanie publiczne przez Piotra mojego udziału w zespole Kat jest po prostu nadużyciem, no ale ja to ignoruję, dlatego że jeśli Piotr ma takie zdanie, że czyniąc to, co teraz robię jest nadużywaniem jakiejś takiej mojej sytuacji zdrowotnej. Muszę powiedzieć, że jak tak często czytam, albo słyszę z opowieści, co on ma do powiedzenia na temat mojego zespołu, czy tego, co ja robię, to śmiem twierdzić,m że on ma też jakieś poważne schorzenie, które też mógłbym, że tak powiem, wykorzystać, jak on to twierdzi, tak? Wolałbym nie wykorzystywać tego stanu zdrowia i być po prostu zdrowym.
No tak... Ten wpis bardzo wiele osób zaskoczył i też wzbudził powszechne oburzenie, bo jeżeli tutaj Piotr pisze, że "posługiwanie się starymi utworami innych autorów dla wzbudzania współczucia fanów, to takie pójście po najmniejszej linii oporu"...
To jest odmawianie mi prawa do własnej twórczości. Przecież to jest kompletny idiotyzm, no... Tego prawo zabrania Piotrowi w ten sposób mówić, bo to jest, krótko mówiąc, odmawianie mi praw autorskich tzw. osobistych, one są niezbywalne i Piotr łamie prawo w tym momencie, bo zabrania mówić, że to są moje utwory. Jakby czyni sobie pretensje do nie swojej własności, dlatego że on nie jest twórcą utworów zespołu Kat. Był co najwyżej współtwórcą i gdybym miał ujawnić tę kuchnię taką... autorską, to by należało wejść na stronę ZAiKSu i tam jest wypisany procent... Nie chcę, że tak powiem różnicować, bo czym innym jest ZAiKS, podział finansowy, podział majątkowy, a czym innym jest po prostu poczucie wspólnotowego tworzenia. Ja przez całe lata byłem przekonany, że myśmy - wspólnie tworząc utwory - właśnie dokonali pewnego rodzaju wspaniałej rzeczy. Właśnie Polakom tego brakuje - wspólnotowego często działania; jesteśmy indywidualistami, a brakuje nam właśnie cieszenia się ze wspólnej pracy. Na zachodzie nie mają z tym takiego wielkiego problemu. Piotr ma wielki problem z akceptacją mojej pracy z przeszłości; widocznie też wielki problem wynikający z mojej twórczości obecnej.
No przykre to jest. Między wami są podziały tak duże, że ty byś Piotrowi już ręki nie podał?
No, ja się z nim nie spotykam. Nie widzę powodu, dla którego miałbym się spotykać, nie jest moim kolegą; za każdym razem, gdy coś wydaję, on przypomina o sobie, robi jakieś przytyki... No i cóż. Muszę przyjąć, że ma problem. Ma problem z akceptacją mojej dzisiejszej twórczości.
Zostawmy w takim razie te problemy i mam nadzieję, i słuchacze trzymają za ciebie kciuki - raz jeszcze to powiem - żebyś ty swoje problemy rozwiązał zdrowotne. Czekamy na nową płytę; jak ona tylko się ukaże, to znowu się słyszymy i obaj będziemy wtedy w pozycji horyzontalnej rozmawiać. Wrócimy do tej rozmowy, a ja już tobie, Romek, bardzo dziękuję za rozmowę i widzimy się w niedzielę we Wrocławiu.
O.K. Z przyjemnością zapraszam tych, którzy nabyli bilety. Żałuję, że już tych biletów nie ma, ale będzie z tego koncertu płyta i mam nadzieję, że jeszcze wyjdzie w tym roku.
Słyszymy się wkrótce, a widzimy w niedzielę. Roman Kostrzewski był Państwa i moim gościem. Bardzo dziękuję, do usłyszenia. Do usłyszenia, do zobaczenia, Roman.
Dziękuję. Cześć.
---------------
Z tych wszystkich planów dotyczących zapowiadanej twórczości niewiele się dokonało. Obok zaprezentowanego przez Jacka Nizinkiewicza fragmentu utworu pt. Jaszczurowa, który Roman wysłał wyłącznie dziennikarzom muzycznym, Kostrzewski rozesłał zamawiającym płytę fanom dwie, w pełni gotowe kompozycje: Migoce znicz oraz Nadija Radija, o których napomknąłem już swego czasu. "Luft" w pełnej okazałości do dziś się nie ukazał, o DVD z Wrocławia głucha cisza, a utwory skomponowane przez Jacka Hiro na nową płytę zespołu Kat & Roman Kostrzewski w całości zasiliły debiut grupy Popiór:
Wszelkie niesnaski na linii Luczyk - Kostrzewski, o których m.in. wspomniał w audycji RadioAktywni redaktor Nizinkiewicz, zostały z kronikarską dokładnością zaprezentowane przez Mateusza Żyłę w biografii Piekło i metal. Jedno wyziera ze stron tej książki: obaj panowie mieli swego rodzaju fiksację, zahaczającą niemal o problemy natury psychicznej - do takich wniosków doszedłem po przeczytaniu biografii Kata. Jeden jest pierdolnięty na punkcie zwidów, że ktoś bezprawnie korzysta z utworów, które wspólnie kiedyś stworzyli, a drugi był zdrowo szurnięty na punkcie prawa autorskiego, którego wykładnię częstokroć interpretował w zaskakujący, praktycznie absurdalny sposób. Świadomie bądź nie Roman od dłuższego czasu kreował się na jakiegoś znawcę prawa autorskiego, ba, na specjalistę tej dziedziny prawa - interpretowanej, a jakże - wyłącznie pod siebie, czyli de facto niezgodnie z tymże prawem. Ot, choćby wiadomość rozsyłana mailowo do fanów, którzy kupili przygotowywany album Luft w przedsprzedaży:
Przy okazji pragnę poinformować, że wszelkie prawa autorskie do przesłanego utworu są zastrzeżone, szczególnie kopiowanie, udostępnianie, użyczanie, sprzedaż, umieszczanie w sieci internetowej, czy korzystanie z innych pól eksploatacji utworu. Proszę o uszanowanie moich praw. Życzę muzycznej wycieczki, która zachęci do dłuższej "wędrówki".
Roman Kostrzewski.
Te same utwory (Migoce znicz i Nadija Radija) dostał na skrzynkę choćby Jacek Nizinkiewicz, jak również inni redaktorzy parający się pisaniem o muzyce i reklamowaniem jej. Nie chcę wywoływać z lasu ludzi pokroju Łukasza Wewióra z Teraz Rock, czy np. Łukasza Dunaja z Noise Magazine i Radia 357... Czy mam rozumieć, że taki Nizinkiewicz, czy Dunaj, którzy dostali od Romana te nagrania, mieli zakaz puszczania ich na falach internetowego eteru? No, zdecydowanie nie. Jacek Nizinkiewicz dostał te utwory i wszystkie trzy swego czasu w RadioAktywnych zaprezentował. Artysta sam utwory użyczył i udostępnił radiowym redaktorom muzycznym! Mieli oni nie prezentować ich w swoich audycjach? Byłby to absurd ciężkiej wagi.
Krzysztof Domaszczyński, który na początku fonograficznej przygody Kata zajmował się Klubem Płytowym "Razem", tak wspominał późniejszą walkę z Kostrzewskim o możliwość wydania reedycji płyt 666 i Metal And Hell: (...) chciałem to wydać na trzech oddzielnych płytach, z oryginalnymi okładkami i fotkami, których mam setki, podobnie jak próbnych logo i okładek. Niestety Roman, który uważa się obecnie za największego znawcę prawa autorskiego, ostro się sprzeciwił, pisząc mi jakieś bzdury o poszanowaniu jego praw wykonawczych i autorskich, a przecież nigdy nie mówiłem, że nie chcę ich szanować. Jednocześnie wiem, że podpisał ostatnio kolejną umowę, również bez mojej wiedzy i zgody, Metal Mind na 666.
Szacunek dla Mateusza Żyły za to, że gdzieniegdzie poprzemycał w swojej książce część "walki" Romana Kostrzewskiego z rakiem. Tak oczytany, tak ufający nauce i rozwojowi ludzkości, tak bardzo piętnujący kościelne gusła Roman Kostrzewski... odmówił konwencjonalnego, medycznie udowodnionego na setki sposobów leczenia raka pęcherza. Odmówił chemioterapii i leczył się... wlewami kwasu octowego? (sic!) Fragment wpisu "Kat we wspomnieniach" autorstwa Łukasza Orbitowskiego (str. 576):
Po raz ostatni widziałem się z Romanem w szpitalu w Krakowie kilka miesięcy przed śmiercią. "Co ci przywieść?" - zapytałem przed wizytą. Nie byłem przygotowany na taką odpowiedź, usłyszałem bowiem, że mam kupić... ocet, po czym Romek przybliżył całą specyfikację. Poszedłem więc do znajomego, żeby pomógł mi w poszukiwaniach właściwego octu. Akurat miał w szafie trzydzieści najróżniejszych rodzajów (śmiech). Okazało się, że ocet potrzebny jest Romanowi w tworzeniu kwasu. Do końca wierzył w domowe, naturalne metody leczenia nowotworu. już wtedy byłem przerażony jego wyglądem. Chudziutki, osłabiony, twarz starca. Niestety rozmowa nie kleiła się już tak jak dawniej. Romek był zmęczony. na pożegnanie rzucił jedynie, że "nie prosi o wieczność, lecz o parę lat" - i pokazał niebu fucka...
Mateusz Żyła: Romek miał olbrzymią wiedzę z różnych dziedzin, interesował się światem, fascynował go rozwój nauki (co ciekawe, w czasie choroby nie do końca chciał jej uwierzyć), sporo czytał... (...) Przyznał, że nie ufa procedurom leczenia nowotworów w Polsce. Zapoznał się z wieloma artykułami, statystykami, prognozami i doszedł do wniosku, że nie podda się ani operacji, ani chemioterapii. Zadawał sobie sprawę z zagrożeń, ale pozostał nieugięty.
Czyli... Roman Kostrzewski był... wierzący! Wierzył, że mu się "uda"... Ciekawe, czy rodzina, już nieprzytomnego, czasami nie poczęstowała Romana namaszczeniem chorych od jakiegoś gościa w czarnej sukmanie... Hmmm... Sam nad sobą podobne gusła odprawiał... Octem z kuchni się "leczył"... Smutne to w chuj... Operacji się jednak ostatecznie poddał, o czym informował na FB w grudniu 2019 roku.
Pisząc 7 marca powyższe przemyślenia, zrobiłem w którymś momencie przerwę i wyszedłem do pobliskiego Ośrodka Kultury, żeby podmienić sobie książki w tamtejszym punkcie wymiany. Przekładam, przekładam, szukam czegoś interesującego i dostrzegam frapujący tytuł: Listy starego diabła do młodego. Wydawca - Media Rodzina, więc już na wstępie wiem, że mam do czynienia z treściami do cna katolickimi. Ale ten tytuł... Taka jakby odwrotność Listów z Ziemi, które Roman Kostrzewski polubił na tyle, że audiobooka z nich zrobił.
Być może i Listy... Lewisa stały się w którymś momencie lekturą Romka? Oczywiście taką z gatunku guilty pleasure; być może nawet w czasie choroby mogła wpaść mu w ręce, a wówczas kto wie? Może Orbitowski na potrzeby książki podkoloryzował gest Kostrzewskiego w kierunku nieba? Może wcale nie był to wyciągnięty środkowy palec, a znak krzyża wykonany na własnej klatce piersiowej? Nie ma przypadku, jest tylko odpowiedni moment i przeznaczenie... Bo przecież wierzył, że mu się uda... Miał plany, terminy. Nie mógł się tak po prostu wylogować; wszak miał też swój ocet... i książki...
.
.
.
OCENA: 7/10 (bardzo dobra)
TYTUŁ: Piekło i metal. Historia zespołu Kat
AUTOR: Mateusz Żyła
WYDAWNICTWO: SQN
ILOŚĆ STRON: 656
ROK WYDANIA: 2023
Egzemplarz wygrany w konkursie MetalNews.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz