Nikołaj Nikołajewicz Gay pojawił się na życiowym radarze Lwa Tołstoja w 1861 roku w Rzymie, ale po powrocie do Rosji Tołstoj nie utrzymywał z nim kontaktu aż do 8 marca 1882 roku, kiedy to Gay odwiedził go w Moskwie. Od tego czasu połączyła ich głęboka przyjaźń trwająca do śmierci Gaya, w roku 1894. Tołstoj ogromnie cenił Gaya jako malarza, przyjaciela i człowieka o takich samych jak on poglądach. Gay korespondował z Tołstojem, często bywał u niego w Moskwie i w Jasnej Polanie. Gdy czytałem jeden, drugi, trzeci opis obrazu Co to jest prawda?, z listów, których fragmenty Tatiana Tołstoj zamieściła w swoich Wspomnieniach, od razu zrobiły na mnie ogromne wrażenie – wyobraźnia zaczęła pracować… do momentu, aż odpaliłem Internet i postanowiłem sprawdzić ów fenomen obrazu autorstwa Nikołaja Gaya.
W okresie znajomości z rodziną Tołstojów, Gay namalował pięć dużych obrazów: Co to jest prawda?, Winien jest śmierci, Sumienie, Wyjście po Ostatniej Wieczerzy i Ukrzyżowanie. Ten pierwszy w swoim czasie wywołał wiele hałasu. Opisy związane z tymże obrazem są na tyle mocne, (nomen omen) plastyczne, że i dziś czytając Wspomnienia najstarszej córki Tołstoja, fragment o Gayu, a zwłaszcza opisy dotyczące dzieła Co to jest prawda?, robią na mnie niemałe wrażenie – nieważne, czy pisane ręką Lwa Tołstoja, czy Daniło Mordowcewa. Oto fragment prywatnego listu Lwa Tołstoja, który przypomina Tatiana Tołstoj na kartach Wspomnień:
Myśl obrazu jest następująca: Chrystus spędził noc wśród swoich prześladowców. Bili Go, prowadzili od jednych naczelników do drugich i wreszcie nad ranem przyprowadzili do Piłata. Piłat, wysoki urzędnik rzymski, uważał całą tę sprawę za wynikłe wśród Żydów nic nieznaczące rozruchy, których istota nie może go interesować, ale które musi przerwać, jako przedstawiciel władzy rzymskiej. Nie chce poczynić energicznych kroków ani skorzystać ze swojego prawa wydania wyroku śmierci, ale gdy Żydzi ze szczególną pasją żądają śmierci Jezusa, zaczyna go ciekawić, dlaczego tak się dzieje? Wzywa Jezusa do pretorii i chce od Niego samego dowiedzieć się, czym tak rozjuszył Żydów. Jak każdy wysoki urzędnik, już z góry odgadując przyczynę i sam ją wypowiadając, uznaje za bezsporną przyczynę oburzenia Żydów to, że Jezus nazywa siebie Królem Żydowskim. Pyta Go dwa razy – czy uważa siebie za króla. Jezus wnioskuje ze wszystkiego, że Piłat nie zdoła Go zrozumieć, widzi, że jest to człowiek z zupełnie innego świata, ale przecież człowiek i w głębi serca Jezus nie pozwala sobie nazwać go „nikczemnikiem” i ukryć przed nim światło, które sam przyniósł na ten świat. Na pytanie więc, czy jest królem, wyjawia w najbardziej zwięzły sposób istotę swojej nauki (Ewangelia św. Jana): „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha głosu mojego”.
Mordowcew w swojej krytyce z wystawy pieredwiżników napisał w jednej z pomniejszych gazet petersburskich: Obraz Gaya pt. "Co to jest prawda?" Wywarł na mnie wrażenie rzeczywiście tak potężne, że ja, w każdym razie, muszę się ustosunkować do dzieła Gaya jedynie jako do największego zjawiska nie tylko w dziedzinie sztuki, ale też w dziedzinie filozofii historii.
Przyjrzyjcie się uważnie temu, kto zadaje pytania, i temu, który na nie odpowiada. Pierwszy jest typowym, sytym, opasłym Rzymianinem z czasów Lukullusa. Czym dla niego może być prawda? Kiedy ten okryty łachmanami, pobity, wymęczony nędzarz, którego miał sądzić, zaczął mówić o prawdzie – Rzymianin, znający wszystkie gwałty tej prawdzie zadawane, mógł potraktować słowa żałosnego nędzarza nie inaczej jak nie zjadliwą ironią: „Cóż jest ta prawda? Co mnie obchodzi cała twoja prawda? Po co mi o niej mówisz? Ale nędzarz, któremu zadawał pytanie!... Nigdy nie zapomnę tej twarzy, wyrazu tych oczu!... Prześladują mnie dotąd i będą prześladować długo, jak straszliwa, wstrząsająca mara. Taką twarz i taki wyraz oczu może mieć tylko ktoś, o kim niewątpliwie malarz bardzo dużo myślał i kogo z pewnością do głębi zrozumiał. Pamiętajmy, że tego stojącego przed sędzią nędzarza prześladowcy całą noc dręczyli , torturowali, bili go po twarzy i po głowie, wyrywali mu włosy, wyszydzali. Całą noc nie spał, poddawany torturom, wyśmiewany, otoczony pogardą, opluty. Przecież pluli Mu w twarz!... Poprzedniego wieczoru przeżywał straszliwą przedśmiertną agonię ducha, modląc się, aby oddalony został - kielich goryczy, dla spełnienia którego przyszedł na ten świat. Czy mógł więc następnego ranka stanąć przed Piłatem nie takim, jakim Go przedstawił artysta?
… I
ten męczennik Boży, który przyjął na siebie tysiącletnie zbrodnie swojej
ziemskiej ojczyzny – Judei, a także zbrodnie dumnego, do głębi zepsutego Rzymu
– w decydującej swojej boskiej misji na ziemi – mówi o prawdzie. Mówi człowiek
niezwykły, pobity, opluty, w łachmanach, bosy, z końcami oberwanych sznurów,
którymi krępowano Mu ręce, a jednak nazywający siebie Królem. Cóż więc
dziwnego, że wówczas ten, który miał decydować o Jego życiu i śmierci, z
beztroską człowieka pozbawionego wiary w każdą ludzką prawdę, zapytał: Cóż to
jest prawda? - co mógł na to próżne
pytanie odpowiedzieć Człowiek idący za tę prawdę na śmierć? Spojrzał więc tylko
na pytającego takim wzrokiem, jaki widzimy na przejmującej swoim straszliwym
realizmem twarzy ze wspaniałego obrazu Gaya. A że pytanie nie miało żadnego
znaczenia dla tego, kto je zadał – widać wyraźnie. Odszedł, nawet nie czekając
na odpowiedź. Wydaje mi się, że artysta tak właśnie go przedstawił – w
półobrocie z twarzą niewyrażającą ani uwagi, ani oczekiwania, obojętną wobec
prawdy.
-----
Poncjusz Piłat żyje tylko sprawami metropolii i oczywiście lekceważąco, z odrazą traktuje różne zamieszki, a zwłaszcza zamieszki na tle religijnym w tym prymitywnym, zabobonnym narodzie, którym rządzi. Jak to jest w zwyczaju dostojników, wyrobił już sobie zdanie o tym, o co pyta, więc sam mówi pierwszy, nawet nie czekając na odpowiedzi, bo go to wcale nie interesuje. Z lekceważącym uśmiechem wciąż, jak sądzę, powtarza: Jesteś więc królem? Jezus jest wymęczony, rzuca więc tylko okiem na tę twarz wypielęgnowaną, pełną zarozumiałości, otępiałą przez zbytkowe życie i wystarcza Mu to, aby pojąć, jaka przepaść ich dzieli. Widzi, jak niemożliwe albo ogromnie trudne byłoby dla Piłata zrozumienie Jego nauki. Ale Jezus pamięta przecież, że Piłat to także człowiek i brat – zbłąkany, ale brat – i że nie ma prawa nie odkryć mu tej prawdy, którą odkrywa innym ludziom. Zaczyna więc mówić. Piłat jednak przerywa Mu już przy słowie „prawda” – cóż jemu, który brał udział w dysputach swoich rzymskich przyjaciół, poetów i filozofów, potrafi powiedzieć o prawdzie ten nędzarz w łachmanach, ten młodzik? Nie interesuje go, jakie bzdury może mu jeszcze powiedzieć ten młody Żydowin i nawet trochę mu przykro, że taki włóczęga wyobraża sobie, jakby mógł pouczać rzymskiego dostojnika. Stwierdza tylko, że o słowie i pojęciu „prawda” myśleli różni uczeni, ludzie mądrzejsi i inteligentniejsi niż On i Jego Żydzi, dawno też zdecydowano, że nie można się dowiedzieć, co jest prawdą, że prawda jest pustym słowem. Pyta więc: Cóż to jest ta prawda? i odwróciwszy się na pięcie odchodzi dobrotliwy, zadowolony z siebie. A Jezus lituje się nad człowiekiem, przeraża Go otchłań kłamstwa, która dzieli tego Rzymianina i podobnych mu ludzi od prawdy – i to właśnie wyraża twarz Chrystusa.
Największy walor obrazu polega na tym, że jest on prawdziwy – jak to się teraz nazywa – realistyczny – w najistotniejszym znaczeniu tego słowa. Epokę zaś w malarstwie chrześcijańskim stanowi dzięki temu, że ukazuje nowy stosunek do tematów chrześcijańskich. Nie traktuje tych tematów, jako wydarzeń historycznych, czego wiele razy próbowano i zawsze bez powodzenia. Abdykacja Napoleona bowiem czy śmierć Elżbiety przedstawiają sprawę ważną ze względu na znaczenie i wartość ukazanych postaci. A Chrystus, w czasie gdy działał, nie tylko nie był „ważny, ale nawet nie był zauważony, toteż obrazy z Jego życia nigdy nie będą obrazami historycznymi.
Opisy dotyczące Co to jest prawda? są naprawdę świetnie napisane przez tych, którzy pisali te listy, ale też równie świetnie przetłumaczone przez Martę Okołów-Podhorską. Po odpaleniu Internetu poczułem się niemal tak samo, jak Tatiana – opisy w sumie same w sobie okazały się ciekawsze od tego, co na obrazie zobaczyłem: Obraz wywarłby na mnie większe wrażenie, gdyby był mocniejszy od tego, jak go sobie wyobrażałam sądząc ze słów Gaya. To co zrodziło się w mojej głowie na podstawie jego opowiadań było i pod względem formy i pod względem siły wyrazu doskonalsze od tego, co zobaczyłam – napisała we Wspomnieniach córka Tołstoja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz