Oto druga na tym blogu pozycja wydana w czasach podziemnego, a raczej w czasach na poły legalnego karnawału "Solidarności". Nawet biblioteczne szczegóły informacyjne nie podają roku wydania tej broszurowej książeczki. Ba... Nazwiska autora w Dolnośląskim Zasobie Bibliotecznym też nie uświadczymy. Właśnie tak prezentowały się książki wypuszczane "pod egidą" "Solidarności" między wrześniem '80, a grudniem '81, kiedy to - miast znajomego kogutka - dzieci i młodzież przywitał w niedzielny poranek towarzysz w ciemnych brylach... W marcu br. Prof. Antoni Dudek na swoim kanale wypuścił w eter Internetu odcinek pt. Cenzura i w nim jakoś w połowie filmu podjął temat Czarnej księgi cenzury PRL. Po wysłuchaniu historii przedstawionej przez Dudka dotyczącej osoby Tomasza Strzyżewskiego, czem prędzej galopem ruszyłem po opisywaną właśnie książkę. O dziwo - pozycja ta znajduje się w mojej lokalnej bibliotece w ilości sztuk: 1 - pomimo czasów, w jakich została wydana.
Bo bywalcy bibliotek doskonale wiedzą, że książki wydawane w czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej są sukcesywnie wycofywane z miejskich wypożyczalni. Spróbujcie wypożyczyć dziś Samotność Ewy Szelburg-Zarembiny - zbiór opowiadań o starości... Często właśnie nie zostaje nawet jedna sztuka na, powiedzmy, pięć bibliotek w mieście... Trochę szkoda, że miejsce magazynowe biblioteki oszczędza się teraz pozbywając się absolutnie wszystkich egzemplarzy jakiegoś tam starego tytułu... Wracam do filmu Antoniego Dudka, bo od tegoż właśnie zaczęło się moje spotkanie z Czarną księgą cenzury. Książka ma w oryginale 250 stron... Wypożyczony z biblioteki egzemplarz zaczyna
się stroną... 129... Jest więc niesamowicie niekompletny... Mimo wszystko i tak czyta się go wybornie. Ze względu na charakter przedstawionych informacji jest to wydawnictwo rewelacyjne. Jak potężne wrażenie ta publikacja robiła na czytelnikach w czasach, gdy była nielegalnie wydawana, po kilkudziesięciu latach można się tylko domyślać. Na początku
zwątpiłem, czy w ogóle zabierać się za czytanie, jednak był (jest) to
jedyny dostępny od ręki egzemplarz tego wydania. Jakiegokolwiek wydania
tej książki... Tomasz Strzyżewski był młodym cenzorem oddziału cenzury w Krakowie, który w 1977 roku zdecydował się uciec za granicę, wymierzając tym samym najmocniejszy cios cenzurze w całym okresie PRL-u. Oto, jak zainteresowany opowiadał o swoim pomyśle ucieczki na zachód:
Gdy poszedłem pierwszy raz na dyżur (...) zobaczyłem, że przecież tu samemu można siedzieć. (...) Gdy zacząłem pierwszy raz przepisywać, to pamiętam, że to robiłem nie tylko z duszą na ramieniu ale i drżącymi rękami. Przecież byłbym idiotą, gdybym nie zdawał sobie sprawy z tego, co mi grozi, gdyby mnie przyłapano na czymś takim. Zawsze starałem się spisać jeden z działów tematycznych. Jak już skompletowałem, to ukrywałem w domu. Miałem tam taką skrytkę w dobrym bardzo miejscu w szafie, gdzie miałem dyktę, którą można było odgiąć lekko i tam wsuwałem... Wiedziałem, że muszę w końcu wyjechać na zachód. W następnym roku, we wrześniu, znowu mi odmówiono i wtedy przypomniałem sobie, że brat zna szefa wydziału paszportowego tam, komendanta jakiegoś... Poprosiłem go o pomoc, obiecał i rzeczywiście 10 marca dostałem paszport. Następnego dnia pojechałem. Miałem dyżur z środy na czwartek i pojechałem po dyżurze nocnym... czyli to było 11 marca 1977 roku na lotnisko w Balicach. (...) Nikt nie wiedział, co ja mam przy sobie i co mam zamiar zrobić... Brat myślał, że wrócę po urlopie i mi przypominał: "Tylko wracaj", bo to nie wolno było przedłużać pobytu. Potem to się na nim skupiło, bo to on mi pomagał w wydaniu paszportu, prawda? Po latach, mimo, że przecierpiał, to właściwie nie ma do mnie pretensji.
Chciałem jak najszybciej pojechać tam, bo wiedziałem, że w poniedziałek, jakieś już pewne ryzyko się wyłania, że mogliby dostrzec brak pewnych dokumentów, chociaż i tak wiedziałem, że długo przedtem, poprzednim razem, długo nic nie zauważyli, jak kiedyś wziąłem do domu. Ale żeby zminimalizować... Nawet to małe ryzyko chciałem jeszcze zminimalizować, to postanowiłem tak, żeby przed poniedziałkiem - przed nowym tygodniem pracy - przybyć najpóźniej w niedzielę do Szwecji i wtedy wybrałem taką trasę: do samolotu wsiadłem w Krakowie na Balicach, poleciałem do Warszawy i miałem tam połączenie prawie bezpośrednie pociągiem do Szczecina... Do Świnoujścia... Do samej przystani. Miałem przy sobie ten cały plik dokumentów, to dość grube było. Wsadziłem je z tyłu i poszedłem z tym wszystkim do kontroli paszportowej... Miałem płaszcz luzem zarzucony, znaczy... Tzn. nie zarzucony, tylko normalnie założony, ale ja zawsze miałem rozpięty z przodu. Także dzięki temu nie było widać z tyłu, że... Jeszcze tak wyprostowany szedłem, z duszą na ramieniu; masę różnych strasznych rzeczy się działo, ale nie widać było po mnie; byłem opanowany, szczerze mówiąc.
-----
Antoni Dudek: Tomasz Strzyżewski przez wiele miesięcy pracy w cenzurze pracowicie przepisywał fragmenty instrukcji cenzorskich, a następnie wywiózł je za granicę, gdzie nakładem emigracyjnego wydawnictwa Aneks ukazała się "Czarna księga cenzury", która później była publikowana także i we fragmentach w wydawnictwach konspiracyjnych już w Polsce, budząc oczywiście ogromne poruszenie społeczne. Dlaczego? Bo dopiero wtedy ludzie zorientowali się jak głęboka jest ingerencja cenzury.
Wypożyczony przeze mnie (w połowie niekompletny) egzemplarz nie posiada na okładce, ani stronie tytułowej personaliów autora tej broszury. Po pierwsze Tomasz Strzyżewski był jedynie nośnikiem informacji zamieszczonych w drugoobiegowych wydaniach; po drugie - autorami wytycznych dot. cenzurowania są pracownicy GUKPPiW (Głównego Urzędu Kontroli Prasy Publikacji i Widowisk). Warszawski Urząd znajdował się przy ul. Mysiej 5 i zatrudniał jakieś trzysta osób. Każda książka, która ukazywała się w czasach PRL miała swój symbol cenzorski. Można go z łatwością zlokalizować: wystarczy wziąć dowolną książkę wypuszczoną w czasach PRL i sprawdzić stopkę redakcyjną, a w niej rzeczy, których przy dzisiejszym rynku wydawniczym się nie dowiemy: ile czasu trwał proces wydawniczy, czy też w jakim nakładzie wydano dany tytuł. I na samym końcu owej stopki redakcyjnej pojawia się malutkie oznaczenie, którego większość ludzi w czasach Polski Ludowej nie rozumiała. Np. w przypadku ostatniej przeczytanej przeze mnie książki - Wspomnień Tatiany Suchotiny-Tołstoj, stemplem cenzorskim jest oznaczenie Z-103 - to jest właśnie symbol konkretnego cenzora; cenzora, który brał odpowiedzialność za publikację tej konkretnej książki. Niekiedy odpowiedzialność za dopuszczenie do wydania tytułu była dla cenzora sprawą wielkiej wagi: bo zdarzało się, że pomimo tych wysiłków cenzury w skutek nieuwagi, nieostrożności, pewnego bałaganu, niedopatrzenia, itp. - ukazywały się książki, które później budziły niezadowolenie najwyższych czynników w PZPR. Wówczas książki takie były usuwane z księgarń (jeśli władza zdążyła i cokolwiek w księgarniach zostawało oraz bibliotek.
----
Zdecydowanie najbardziej nośnym cenzurowanym tematem czasów PRL-u była sprawa oficjalnego przedstawiania "informacji" na temat zbrodni katyńskiej. Taka notka cenzorska znalazła się w omawianym, niekompletnym egzemplarzu tej książeczki:
Warszawa, dnia 14 stycznia 1975 roku
Poufne
Egz. nr 23
Notka informacyjna nr 2
W nawiązaniu do zapisu nr 21/ IX dot. materiałów na temat śmierci polskich oficerów w Katyniu prezentujemy podstawowe elementy oceny tej
sprawy zawartej w "Bolszoj Sowietskoj Encikłopedii” oraz w “Komunikacie
Komisji Specjalnej” powołanej przez władze radzieckie w 1943 r.
Internowani przez Armię Czerwoną
we wrześniu 1939 r. polscy oficerowie, zgrupowani w obozach na Smoleńszczyźnie,
wpadli w ręce Niemców, którzy w sierpniu 1941 r. zajęli te tereny. Oficerowie
ci zostali rozstrzelani przez hitlerowców jesienią 1941 r. i pochowani we
wspólnych mogiłach w lasach katyńskich.
Bezpośrednio po wyzwoleniu
Smoleńszczyzny przez Armię Radziecką we wrześniu 1943 r. rozpoczęła pracę
Komisja Specjalna, w skład której wchodzili m.in. członek Akademii Nauk Mikołaj
Burdenko (przewodniczący), członek Akademii Nauk Aleksy Tołstoj, metropolita
Mikołaj, członek A.N. W. Potiomkin i inni. Komisja ustaliła, że realizując
program fizycznego wyniszczenia narodów słowiańskich hitlerowcy wymordowali w
Katyniu około 11 tys. polskich oficerów. Rozstrzeliwań dokonywał specjalny
oddział wojskowy, skrywający się pod nazwą “Sztab 537 batalionu roboczego”.
Na początku 1943 r. w związku z
pogarszaniem się sytuacji wojennej Niemiec i wzrostem potęgi wojskowej Związku
Radzieckiego oraz postępującym konsolidowaniem koalicji antyniemieckiej,
hitlerowcy postanowili uciec się do prowokacji — własne zbrodnie przypisali
organom władzy radzieckiej. Chodziło Niemcom o zatarcie własnych zbrodni i
poróżnienie członków koalicji antyhitlerowskiej, a w szczególności Rosjan z
Polakami. Stwierdzić należy, iż w części swój cel hitlerowcy osiągnęli;
emigracyjny rząd polski odwołując się w sprawie masakry katyńskiej do
Międzynarodowego Czerwonego Krzyża do tego stopnia zaostrzył i tak napięte
stosunki z ZSRR, że rząd radziecki 25 kwietnia 1943 r. zerwał stosunki
dyplomatyczne z rządem Sikorskiego.
Sprawcy masakry katyńskiej
zostali ostatecznie zdemaskowani w opublikowanym 24 stycznia 1944 r.
Komunikacie Komisji Specjalnej powołanej na mocy postanowienia radzieckiej
Nadzwyczajnej Komisji Państwowej do ustalenia i zbadania zbrodni niemieckich
najeźdźców faszystowskich. Dotychczasowa praktyka cenzorska polegała na
eliminowaniu wszelkich informacji o Katyniu jako miejscu śmierci polskich
oficerów w czasie II wojny światowej. Obecnie wydany zapis ustala zakres
informacji i rodzaje materiałów, w których te informacje mogą być zwalniane. Jednocześnie
wyjaśniamy, że nie byłoby wskazane szersze podejmowanie sprawy katyńskiej tak w
opracowaniach historycznych, jak i w szczególności — w publicystyce. Toteż
każdy materiał wykraczający poza zakres spraw uregulowanych zapisem należy —
przed podjęciem decyzji cenzorskiej — sygnalizować kierownictwu GUKPPiW.
WICEPREZES (Tadeusz Ratajski)
---
Ciągłe zmiany dotyczące tego, co cenzurowane, a co już nie, po wielokroć stwarzały ogromne zamieszanie w samym aktywie Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk i notkach instruktażowych produkowanych przy ul. Mysiej. Oto fragment tej samej notki, w której wytyczne zdają się wzajemnie wykluczać, bo stoi napisane: W przypadku, gdy kierownictwo redakcji nie podziela cenzorskich zastrzeżeń i nie chce przyjąć naszych sugestii a różnica zdań dotyczy mniej istotnych zagadnień - publikację taką zwalnia się do druku pod warunkiem, że redaktor naczelny bierze na siebie osobistą odpowiedzialność za wydrukowanie w niezmienionej postaci kwestionowanych przez nas sformułowań czy fragmentów. I za chwilę grillowanie cenzora, który przepuścił artykuł, ale był to artykuł "dotyczący bardzo istotnych i bardzo trudnych problemów społeczno-gospodarczych, więc powinny były być ocenione z należytą rozwagą...". Ergo: Zgodnie z obowiązującym trybem [cenzor] nie powinien wyrazić zgody na druk, a o swych zastrzeżeniach poinformować swe kierownictwo służbowe, zapewniając w ten sposób wyegzekwowanie od redakcji koniecznych skreśleń i przeredagowań.
I na koniec fragment tekstu piosenki Kazika Staszewskiego, która to brzęczy w naszych uszach od niemal ćwierć wieku:
Pozdrowienia dla pana Konopki i jego wspólnika Gawdzika; o, losie słodki! Chodzi oczywiście o nazwiska dwóch cenzorów, z którymi lider Kultu miał do czynienia od połowy lat 80., i o niejako weryfikację, czy pracownicy GUKPPiW o nazwiskach Konopka i Gawdzik rzeczywiście pracowali na Mysiej, czy może to fikcyjne postaci pokroju
Natalii z Bruklinu...
Rafał Księżyk: Mówiłeś, że gdyby nie cenzura, wczesne płyty Kultu inaczej by wyglądały. Spotkania z cenzurą wspominasz jako opresyjne? Kazik: Przy pierwszej płycie (album
Kult z 1986 roku) do cenzury chodził z tekstami pan
Janek Chojnacki, szef Poltonu, który zaproponował nam nagranie. Wrócił z wiadomością, że nie puścili ani jednej piosenki z tych, które wybraliśmy. Daliśmy inne i miał jeszcze dwie wizyty, po których jakoś udało się uzbierać materiał na longplay, z tym że "Ostatnia wojna" poszła bez całej drugiej zwrotki. Chciałem, aby na płycie znalazły się nasze sztandarowe piosenki: "Polska", "Wódka", "Wolność", "Hej czy nie wiecie", ale żadna nie przeszła. Chociaż już na drugą płytę "Hej czy nie wiecie" weszła. Wtedy chodziłem z tekstami już osobiście. Kompletnie nie rozumiałem logiki cenzury, która jesienią 1986 roku nie puszcza "Hej czy nie wiecie", a po upływie pół roku już nie ma zastrzeżeń do tej piosenki. Czy tak szybko liberalizował się system? Raczej nie wtedy. Cenzura nie kierowała się żadną logiką, pozostawały możliwości ogromnego lawirowania, z tym, że ja się w to nie bawiłem. Tak, że nie będę przywdziewał szat cierpiącego, prześladowanego artysty. Spotkania z cenzurą wspominam humorystycznie. Gdyby nagrać tamte rozmowy, myślę, że atmosfera nie odbiegałaby zbyt daleko od
Misia.
Kazik: W komórce do spraw
muzyki młodzieżowej cenzorów było dwóch: Witold Gawdzik i Wiesław Konopka. Konopka był młody i grał rolę dobrego policjanta, mówił:
Słuchajcie chłopaki, musimy tu razem tak zrobić, żeby ci na górze nie kapnęli się, że my tu takie szpile wbijamy. Gawdzik był starszy i jakby nie kumał po co tam siedzi. On był autorem dwóch popularnych wówczas książek:
Ortografia na wesoło i
Gramatyka na wesoło napisanych jako Profesor Przecinek i kiedy się resetował zjeżdżał na kwestie gramatyki i stylu.
Co to w ogóle za teksty? - mówi mi -
Wszystko dosłownie, kawa na ławę. Tak się nie pisze poezji. W tym co tu przyniosłeś, jest jeden tekst, który się do czegoś nadaje. Pisany ezopowym językiem, takim, jakim poezja powinna być pisana. I pokazuje jedyny tekst Janka Grudzińskiego "Totalna stabilizacja". Wyciągnął "Wolność" i mówi:
Ja ci napiszę, jak to powinno wyglądać. Napisał tekst "Wolności" we własnej wersji. Bardzo ubolewam, że gdzieś zaginął, bo można by tę wersję teraz wskrzesić. "Polska" też odpadła, chociaż nawet nagraliśmy ten numer. Przewalczyłem jedną piosenkę, nie zmieniając niczego w tekście, a nadając jej nowy tytuł. Chodzi o "Wódkę". Upierali się, żeby dać sugestię, że to nie jest problem Polski, ale dotyczy całego świata. No to dałem tytuł "Na całym świecie źle się dzieje, koledzy".
Potem byłem w cenzurze tylko raz, przy płycie Spokojnie. Zakwestionowali jedno zdanie - "gryzie ciasto Jezusa Chrystusa". Konopka, zajęty czymś innym, rzucił od niechcenia: I co? Ma być ten Chrystus? - Ma być - mówię. - To niech będzie. Cała rozmowa.
...
W aneksie Czarnej księgi cenzury wyszczególniono 190 nazwisk związanych z GUPPiW. Wiesława Konopki brak (bo za młody wtedy był) ale Witold Gawdzik figuruje jako główny od telewizji!
.
.
.
OCENA: 8/10 (rewelacyjna)
TYTUŁ: Czarna księga cenzury PRL
AUTOR: Tomasz Strzyżewski
WYDAWNICTWO: Oficyna Niezależnego Związku Studentów (Uniwersytet Wrocławski)
ILOŚĆ STRON: 250
ROK WYDANIA: nie podano.
egzemplarz wypożyczony z biblioteki
PS: zdjęta przez cenzurę fraszka
Jerzy Leszczyński - fraszka o językoznawstwie:
Nie musisz zmieniać zdania
Wystarczy znak zapytania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz