Ja nie pojmuję tej farsy ni trochę
Ni konwenansu, ni kontekstu
Na pomniki wynosicie i czcicie
psychopatów i zwykłych morderców.
Nienawidzicie się nawzajem
i odbieracie sobie wszystko
w zbiorowej iluzji, nieustannej pogoni
za chlebem i igrzyskiem.
Cyrk Deriglasoff - Trzymaj mnie mocno (2019)
Wyciągając tę książkę swego czasu z wyprzedażowego koszyka w Tesco i czytając jej tylną zachętę, nastawiłem się na choćby pół rozdziału w temacie umęczonej, udręczonej w dziejach Polski - bo któż bardziej, jak nie nasi przodkowie, pałał tytułowym resentymentem najpierw do Ruskich, a chwilę później Niemców? Bo o Szwedach robiących na ziemiach Królestwa Polskiego "zimę Baroku" już nikt nie pamięta, a jeśli pamięta, to tylko w sposób dat z lekcji historii i daleko posuniętego na nich rewizjonizmu tematu i wydarzeń owego pięciolecia.
I oczywiście francuski historyk w podrozdziale zatytułowanym Polska - resentyment wciąż otwartą raną przedstawia naszych pradziadów, dziadów i ojców jako społeczeństwo, które po czterokroć "uratowało Europę" na przestrzeni wieków: 1) Odsiecz wiedeńska, 2) Bitwa Warszawska, 3) Bitwa o Anglię, 4) Solidarność. Marc Ferro jako, że Francuzem był, twierdzi (co jasne ze względu na narodowość), że czwartym rozbiorem Polski nie jest pakt Hitler-Stalin, a rozwiązanie Księstwa Warszawskiego... Sformułowania i opinie autora w tymże rozdziale, często mogą być zaskakujące dla polskich czytelników, ale świadczą o sposobie patrzenia przez historyka z zewnątrz na historię Polski i poziomie jej znajomości. Dla francuskiego historyka jasnym jest, że Napoleon Bonaparte (uświetniony przecież nawet w polskim Hymnie Narodowym, przywrócił w 1807 roku Polsce niepodległość, formując w końcu polskie wojsko i proklamując Księstwo Warszawskie.
Po wielkich zwycięstwach Napoleona, które przyniosły polityczne skutki w
całej Europie, francuski wódz zmienił swoje podejście do sprawowania
władzy. Zmienił polityczny front demokracji na dyktaturę, dzięki której
obwołał się cesarzem Francji. Dla Polaków tamtych czasów o orientacji
republikańskiej i demokratycznej, czyli w gruncie rzeczy
antynapoleońskiej - takich jak Tadeusz Kościuszko - którzy wybicie się
na niepodległość opierać chcieli wyłącznie na sile narodu i zachodzących
w nim przemianach, a nie doczepianiu się do silniejszego, który będzie
po wszystkim żądał zapłaty, ten zwrot - dał nam przykład Bonaparte
- będzie zawsze drażniący. Bo też czym różni się walka o niepodległość,
gdy po wszystkim rządzi nami Francja, tworząc dla Polski Księstwo Warszawskie
w 1807 roku, od walki z Niemcami u boku ZSRR w czasie II Wojny
Światowej w roku 1941? W jednym i drugim przypadku nie byliśmy narodem,
który rządził na własnych ziemiach. Niepodległość ziem zaznaczona na
mapach może i była, ale suwerenności w tym za grosz.
Resentyment - uraza, niechęć, czy nienawiść przechowywana w pamięci po doznanych krzywdach - nie musi ograniczać się do relacji pomiędzy jednostkami. Może też stanowić ważny czynnik sprawczy w historii, leżący u podstaw wielu wydarzeń, procesów i zachowań społecznych. Świadomość doznanych upokorzeń czy cierpień trwa bowiem często przez lata, a nawet stulecia, przechodzi z pokolenia na pokolenie i eksploduje przemocą w nowym kontekście historycznym. W ten sposób bezustannie nagromadza się ładunek wybuchowy w postaci resentymentu. Wielokrotnie na przestrzeni ostatniego stulecia omal nie rozsadził społeczeństwa. Za to z całą pewnością je odmienił. Niczym wirus, na pozór martwy, lecz tak naprawdę trwający w uśpieniu, resentyment ożywa nagle, ku zaskoczeniu tych, którzy nawet nie zdawali sobie sprawy z jego istnienia.
Michał Napiórkowski: ..."Trzymaj mnie mocno", tam najmocniej bijesz w wersie - "Na pomniki wynosicie psychopatów i zwykłych morderców". Czy to jest nawiązanie do żołnierzy wyklętych, na przykład?
Olaf Deriglasoff: Nie, to nie jest takie nawiązanie bezpośrednie. Ja też staram się, aby rzeczy, o których śpiewam były uniwersalne. "Na pomniki wynosicie i czcicie psychopatów i zwykłych morderców" odnosi się do tzw. historii narodowej. Każdy naród ma swoją historię i wielki generał, który jest u nas na pomniku - w innym kraju najnormalniej w świecie jest pogromcą, kimś, kto kiedyś ten naród zniszczył. W Niemczech na pewno są jeszcze pomniki Bismarca i tym podobnych Wilhelmów; ludzi, którzy dla nas nie są na pewno bohaterami, to są ludzie, którzy zrobili nam dużo krzywdy. W Rosji są pomniki Lenina, Stalin jest nadal wiecznie żywy w Rosji, partia komunistyczna ma się świetnie. T są wszystko ludzie, którzy dla nas, osobiście dla naszej historii są postaciami z horroru. I tak samo nasi niektórzy bohaterowie mogą być np. dla Litwinów czy innych ościennych krajów. Bardziej chodziło mi o ten absurd historyczny, jakim jest tworzenie mitów nt. bohaterów wojennych. Wojna jest zawsze potworną tragedią na wszystkich poziomach - oprócz ekonomicznego - bo wielkie konsorcja zarabiają wtedy najlepiej. Natomiast przeciętny człowiek traci na tym. Moja rodzina została dotknięta bardzo poważnie, jeżeli chodzi o wojnę i myślę, że nie ma w Polsce rodziny, która by do dzisiaj nie borykała się z pewnymi traumami, które gdzieś tam przekazywane z pokolenia na pokolenie - mój ojciec przeżył wejście Rosjan do Gdańska w roku '45 - ta trauma żyje cały czas w mojej rodzinie, żyje również we mnie - to jet mój ojciec, to nie jest mój pra-pra-pradziadek; to jet mój ojciec, który stał pod ścianą z pistoletem przy głowie mając kilkanaście lat. Budowanie pomników jakimkolwiek bohaterom - tzw. bohaterom wojennym jest dla mnie co najmniej podejrzane, ponieważ dla jednych jest to bohater, dla innych jest to po prostu morderca, a wojna, to jest głównie mordowanie.
-------
Rozkwit narodów zrodził więcej wojen niż kiedykolwiek wywołały ambicje królów - stwierdza we wstępie swej książki Marc Ferro. Ciemiężona Polska na kartach Resentymentu w historii występuje. Polski, która ciemięży Rusinów (pejoratywne określenie niepolskich mieszkańców Kresów Wschodnich) tutaj brak. W sumie duża szkoda, że nie ma na polskim rynku jednej książki, która przedstawiłaby nasze zapędy po ziemie sąsiadów w czasach międzywojnia - od Litwy, przez Białoruś i Ukrainę, aż po... Czechy.
Litwa od czasów podlinkowanej wyżej wojny z 1921 roku aż do roku 1938 nie utrzymywała z Polską stosunków dyplomatycznych, ponieważ uważała, że Polska w sposób bezprawny zajęła Wileńszczyznę i okupuje historyczną stolicę Litwy, czyli Wilno, tworząc m.in. kosztem litewskich terenów pseudo-mocarstwo (odezwa Piłsudskiego do Litwinów z 22 kwietnia 1919 r. podziałała na autochtonów jak płachta na byka, czego skutkiem był ów litewsko-polski konflikt). Mocarstwo w takich, a nie innych granicach było osobistym spełnieniem marzeń Józefa Piłsudskiego (matka z litewskiego rodu Billewiczów i ojciec - Polak Piłsudski - ucieleśniały w przyszłym Marszałku tę dwoistość z czasów Unii Polsko-Litewskiej). Wg. Józefa Piłsudskiego Litwa mogła przetrwać wyłącznie w ścisłym sojuszu z odradzającą się Polską. No i wyszło, jak wyszło - u nas na pomnikach Piłsudski - wyzwoliciel tych terenów; dla Litwinów okupant, który najechał ich Państwo i rządził się tam niemal dwie dekady.
Dziś Polska oczekuje od Wołodymyra Zełeńskiego przeprosin za ludobójstwo na Wołyniu. A Wołyń 1943 roku to niemal książkowe pokłosie resentymentu Ukraińców wobec Lachów (jak pejoratywnie określali Polaków Ukraińcy). Określenie Lach, była to oczywista ukraińska odpowiedź na umniejszanie człowieczeństwa Ukraińcom, których, jak wspominałem, Polacy nazywali Rusinami. Paweł Kukiz w programie Kuby Wojewódzkiego w 2004 roku mówił: Moja babcia zawsze powtarzała: Rusin to zawsze Rusin. Popatrzmy dokąd zawędrowała armia polska w czasie odzyskiwania niepodległości: wojska polskie uczestniczące w walkach przeciwko władzy bolszewickiej toczyły trudną rozgrywkę. Początkowo zajęły Mińsk i Białoruś, a następnie wkroczyły na Ukrainę, gdzie zmuszone były wyciągnąć pomocną dłoń do "białych" uwikłanych w walki z ukraińskimi nacjonalistami. Problem w tym, że "biali" nie darzyli sympatią ani Polaków, ani Ukraińców, a ci ostatni z całego zła od Polaków i "białych" woleli "czerwonych".
Wyobraźmy sobie, że, powiedzmy, ośmioletni Ukrainiec w 1920 roku widzi, jak na jego wieś "napada wojsko od Piłsudskiego". Walczą ze wszystkimi - zabijają i bolszewików, i Ukraińców (bo co to za różnica? Jeden i drugi wszak Rusin). Chłopiec traci rodziców z ręki lachowskiego wojska... Po zwycięstwie nad bolszewikami w Bitwie Warszawskiej, Polacy wcale nie mają ochoty "wracać do siebie". Zostają na ziemiach Galicji, czy Wołynia, osiedlają się tam i żyją. Tym samym Polska podbija Ukrainę, walczy z prawosławiem i z Cerkwią greckokatolicką. "Polscy panowie" kilka wieków wstecz zamienili Ukraińców w niewolników, a za czasów II RP w obywateli drugiej kategorii. Samo słowo "Ukrainiec" było zakazane, a Polacy wprowadzili do obiegu upokarzające określenie "Rusin". Pogarda kolonistów - osiedlających się na Wołyniu po I Wojnie - dla ukraińskich "chamów", czy ogólnie ukraińskiego "bydła", do dziś tkwi w pamięci wielu wołyńskich, czy galicyjskich rodzin.
Jest rok 1943 - resentyment dzieciństwa wjeżdża pełną parą; ukraiński ośmiolatek ma teraz 31 lat. Od kilku, w podobnie myślącej grupie kolegów (nazwanych ukraińskimi nacjonalistami) zastanawia się, w jaki sposób pozbyć się Lachów z jego ziemi, by utworzyć niepodległe państwo ukraińskie. Skoro Polaków nie można wygnać, a sami "wracać do siebie" nie mają zamiaru, trzeba ich pozabijać, by poczuć się wolnym na własnej ziemi, "by chociaż przez chwilę człowiek był, kurwa, wolny" - Polak z opowieści Bogusława Lindy niczym nie różni się od Ukraińca na Wołyniu w 1943 roku: Byliśmy tak wkurwieni na tych Polaków przez tyle lat, że nas rozjebywali po kątach, że byśmy i tak poszli, nawet żeby zginąć; żeby mieć choćby pięć minut tego, żeby człowiek był, kurwa, wolny... Chcieć przez chwilę pożyć, chcieć mieć szansę na chwilę normalności. Okej, o to warto się bić.
W filmie Wołyń jest świetna scena cerkiewna: widzimy w niej dwóch Batiuszków - jeden, starszej daty, przyjmuje postawę neutralną, krytykując wszelkie zbrodnie na niewinnych ludziach. Drugi - młodszy - powiedzmy, trzydziestoletni (taki ośmiolatek z mojej opowieści 1920 roku), peroruje: Bracia i siostry, trzeba oczyścić ukraińską ziemię - i święci narzędzia zabijania: piły, łańcuchy, sierpy, młotki, szpadle... Wszak "o to warto się bić, żeby człowiek był, kurwa, wolny"... W prawodawstwie rzeź wołyńska wyczerpuje wszelkie aspekty zbrodni w afekcie - przestępstwa
materialnego polegającego na pozbawieniu życia innego człowieka pod wpływem
silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami.
-------
Dziś bierność państw zachodniej Europy (dokładniej Anglii i Francji) wobec Polski we wrześniu 1939 roku część naszych historyków określa mianem "zdrady Zachodu". Cóż, łatwy do zapamiętania slogan, opierający się wyłącznie na słowach i dokumentach (a wiadomo przecież nie od dziś, że papier wszystko przyjmie) - nie zaś na czynach. Dzisiejsi polscy intelektualiści branży historycznej nieszczególnie patrzą w stronę tamtejszej Francji, która wszelkimi możliwymi sposobami (pamiętając rzeź na własnych obywatelach w czasie I WŚ) starała się uniknąć konfrontacji zbrojnej z Niemcami, mając jednocześnie nadzieję, że Adolf Hitler... zaatakuje Polskę i ruszy dalej na wschód, dając tym samym Francji spokój. W sumie postawmy się na miejscu francuskich historyków pokroju Marca Ferro właśnie: Wielka Brytania, udzielając Polsce gwarancji, wciągnęła Francję w wojnę, mimo że Polacy sami wykorzystali kryzys monachijski dla zagarnięcia Zaolzia i choćby dlatego nie powinni oczekiwać od Francji i Anglii wsparcia. Po dziewięćdziesięciu latach brzmi to dla nas niedorzecznie, nie? Polski minister obrony narodowej, chowając się za plecami Hitlera, wysuwa Czechom ultimatum w sprawie aneksji części polskojęzycznego Cieszyna... I strona polska w 2014 roku wyrażała oburzenie faktem, że Rosjanie zaanektowali Krym i część rosyjskojęzycznego Donbasu z Donieckiem na czele... Czym aneksja Zaolzia w 1938 roku różni się od aneksji Donbasu w 2014, przepraszam? W obu przypadkach resentyment wjechał na pełnej.
.
.
OCENA: 6/10 (dobra)
TYTUŁ: Resentyment w historii
AUTOR: Marc Ferro
WYDAWNICTWO: Czytelnik
MIASTO: Warszawa
TŁUMACZENIE: Wojciech Prażuch
ILOŚĆ STRON: 212
ROK WYDANIA: 2013
CENA: 3 zł.
egzemplarz kupiony w Tesco
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz