Są dwie Julie, które Europejczycy kojarzą z klasyki literatury Starego Kontynentu: Szekspirowska Julia z Kapuletów ze swym Romeo przy boku oraz Balzacowska Julia d'Aiglemont, której kuzyn wzięty za męża, po czasie działa młodej mężatce na nerwy - ale, jak nakazuje konwenans - trwa przy mężu jako wierna żona. Kolejna więc klasyka literatury za mną, a wszystko przez (a może dzięki) Irenie Santor. Jest bowiem na przedostatniej studyjnej płycie nestorki polskiej piosenki utwór z tekstem Wojciecha Młynarskiego pt. Szanowny Panie Balzac. Piosenkę tę nagrała Santor już w 1991 roku, jednak na srebrnym krążku (i w strimingu) wylądowała dopiero w roku 2010. A kto ze słuchaczy śledził rzeczy wydawane przez panią Irenę, ten wie, że wersje przebojów znane z radia i telewizji, ni jak miały się do wydań płytowych. Po prostu wersje radiowe utworów Santor były (jak nazwa wskazuje) przeznaczone wyłącznie do radia i na długogrających czarnych krążkach nie były umieszczane. A skąd ja w ogóle znam ów list do Balzaca? A z najnowszego winylowego wydawnictwa, które na 90-te urodziny Ireny Santor przygotowało Polskie Radio.
Marcin Kusy na potrzeby Programu Pierwszego Polskiego Radia dodatkowo fajnie pogadał z Jubilatką i tym sposobem nie pozostało mi nic innego, jak odsłuchać ten jubileuszowy zbiór jedenastu wybranych piosenek. Pierwsza strona winylowej płyty to właśnie wybór przebojów w wersjach radiowych; druga natomiast to kompilacja "najlepszych" momentów z dwóch ostatnich studyjnych albumów Ireny Santor (wyd w 2010 oraz 2014 roku). I uzbrojony w taką zajawkę postanowiłem zapoznać się z klasycznym opowiadaniem francuskiego pisarstwa. I to w nie byle jakim przekładzie, bo samego Boya-Żeleńskiego. Okładka owego wydania (z 1992 roku) aż krzyczy, że książka została wypuszczona w powijakach polskiego kapitalizmu początku lat 90. - kolorowo, kiczowato; wówczas kolorowe okładki robiły furorę nawet nie w księgarniach a u obwoźnych sprzedawców, którzy po prostu krążyli od drzwi do drzwi, czy nawet od biura do biura i opychali pracownikom (i pracowniczkom) sektora budżetówki piękne, nowocześnie wydane obyczajówki i romanse.
Trafiłem w bibliotece, jak się okazało, na zbiór opowiadań Balzaca, bo Kobieta trzydziestoletnia opatrzona jest na grzbiecie cyfrą 4. Oprócz tytułowej historii, w zbiorze tym znajdują się dodatkowo trzy inne "powieści": Kobieta porzucona, Gobseck (tytułowany w pierwszych wydaniach jako Lichwiarz) oraz Bank Nucingena. Powieści w cudzysłowie, bo są to w gruncie rzeczy osiemdziesięcio, stustronicowe opowiadania bardziej niż powieści. Nawet perypetie Julii d'Aiglemont są tak poszatkowane w czasie, że trudno traktować Kobietę trzydziestoletnią jako powieść z ciągłością fabularną. I w sumie nic dziwnego, bo Honoriusz de Balzac pisał ową historię partiami, może nawet skrawkami, w latach 1828-1844. 230 stron wymęczone, wydręczone w szesnaście lat! A sama główna bohaterka ma na kartach tej powiastki i siedemnaście, i dwadzieścia sześć, i trzydzieści lat. Umiera, jako "stara kobieta" w wieku wiosen pięćdziesięciu. W sumie zapoznając się tylko z wpisem dot. Balzaca na Wikipedii, trudno nie zgadnąć, dlaczego jego powieści są tak bardzo poszatkowane... Otóż pan pisarz wiódł hulaszczy tryb życia, lubił robić wrażenie na kobietach po prostu. A taki tryb wymaga gotówki. Co więc robi uznany literat, gdy brakuje mu forsy? Tak! Oczywiście bierze zaliczki na powieści, których nawet jeszcze nie zaczął pisać. Jego zegarem, wyznacznikiem czasu jest deadline narzucony przez wydawcę. Ów pokornie założony na szyję sznur zmusza pisarza do ciągłego tworzenia. Siłą rzeczy z tak wielkiej ilości powziętych zobowiązań literackich nie dziwota, że gros tych powiastek zwyczajnie fabularnie "nie dowozi".
Po lekturze okazało się, że tym sposobem zaliczyłem cztery powieści z wielkiego cyklu francuskiego pisarza nazwanego Komedią ludzką. I największe wrażenie pozostawiła mi w pamięci Kobieta porzucona, a właściwie trzydziestoletni bohater tegoż opowiadania - baron Gaston de Nueil, który po niedotrzymaniu miłosnego słowa, strzelił sobie łeb. Miłością barona przez dziewięć lat była mężatka - Wicehrabina Klara de Beauseant. Gdy młody 22-letni de Neuil oszalał na punkcie wycofanej z życia towarzyskiego wicehrabiny, Klara miała wówczas 29 lat. Miłość skończyła się dziewięć lat później, baron poślubił bogatą, ale nijaką, prostą, nieciekawą dziewczynę w swoim wieku, podwajając tym samym swój majątek.
Komedii ludzkiej (jeśli ktoś się zdecyduje poznać te ok. 130 historii) nie trzeba czytać po kolei. Kolejność owego okładkowego wydania ni jak się nie zgadza. Po przeczytaniu tychże czterech opowiadań twierdzę, że wcale nie musi.
.
.
OCENA: 5/10 (przeciętna)
TYTUŁ: Kobieta trzydziestoletnia
AUTOR: Honoriusz Balzac
WYDAWNICTWO: WDW (Warszawski Dom Wydawniczy)
MIASTO:Warszawa
TŁUMACZENIE: Tadeusz Boy-Żeleński
ILOŚĆ STRON: 458
ROK WYDANIA: 1992
egzemplarz wypożyczony z biblioteki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz