Od plus minus dwóch dekad jara
mnie każdy aspekt związany z działalnością zespołu Metallica. Naprawdę każdy.
Jeśli dokopujesz się do drzewa genealogicznego założycieli ukochanej kapeli,
którego informacje rozciągnięte są na przestrzeni trzech wieków, to naprawdę
nie musisz być pierdolnięty. Jest to raczej pozytywna zajawka w temacie, niż
niedojebanie mózgowe (tu się wulgaryzmy kończą). I wiem, co piszę – moją
zajawką jest świat Metalliki. Inni jarają się historią II Światowej, jeszcze
inni przemianami ustrojowymi na terenach Polski ostatnich dwóch wieków, etc.
Tych innych (z reguły doktorów i profesorów) nazywa się historykami. A ja
jestem takim quasi-historykiem od Metalliki.
Z wielką radością przyjąłem ubiegłoroczną informację wydawnictwa IN ROCK o tym, że na wiosnę 2020 szykowana jest na polski rynek książkowy publikacja nr 32 dotycząca Metalliki.
Z wielką radością przyjąłem ubiegłoroczną informację wydawnictwa IN ROCK o tym, że na wiosnę 2020 szykowana jest na polski rynek książkowy publikacja nr 32 dotycząca Metalliki.
Wiosna 2020 właśnie na dobre się
rozkręca, a ja na mój ołtarzyk z książkami o zespole Larsa Ulricha dołożyłem
recenzencki egzemplarz tytułu Dla dobra metalu. Historia Metal BladeRecords. Na stronie oficjalnego polskiego fanklubu Metalliki –
Overkill.pl wylądowała już moja przedpremierowa recenzja książki Briana
Slagela. Teraz czas na troszkę luźniejsze podejście do tytułu. A gdzie to
zrobić, jeśli nie na prywatnym blogu o książkach…
Cóż to takiego znalazłem dla
siebie na kartach opowieści, którą w całość złożył Mark Eglinton? Po pierwsze
Ulrich. Dużo Ulricha. Bardzo dużo tego niskiego, łysawego, rozgadanego do
granic możliwości Duńczyka z piekielnie charakterystycznym akcentem. I na dzień
dobry dostajemy fantastyczny początek przedmowy, którą napisał Lars. Po czym
poznajemy arcydzieła literatury, które dziś zalicza się do klasyki? Oczywiście
po zdaniach rozpoczynających daną opowieść. Zdaję sobie jednakże sprawę z tego,
że świat autorów może do tegoż tematu początków podchodzić zupełnie inaczej,
niż krytycy i czytelnicy: Roman Bratny rozpoczynając pierwszą część rozważań
pt. Pamiętnik moich książek, zaczął całość w te słowa: Zawsze w każdej książce najtrudniejsze są pierwsze słowa. Żadne nie
jest godne, by napocząć Temat. A w końcu okaże się, że On, o ile jest gotowy,
przeżyty, przemyślany, czeka na pierwsze, nawet byle jakie i z każdym da sobie
radę. „Jaskółki latały wysoko”. W tej chwili sięgnąłem po książkę, by uświadomić
sobie, jak to zacząłem „Kolumbów”. I na drugim końcu owego sznura słów
tworzących zdanie są krytycy literatury, recenzenci i ci najważniejsi –
czytelnicy. To te grupy czytających sprawiają, że klasyczne dzieła z reguły
rozpoczyna jakaś piekielnie charakterystyczna sentencja: Jest prawdą powszechnie znaną, że samotnemu a bogatemu mężczyźnie brak
do szczęścia tylko żony – taki strzał dostajemy od Jane Austen w Dumie
i uprzedzeniu. Cóż tam, panie, w polityce? Chińcyki
trzymają się mocno!? – pyta na dzień dobry Czepiec Dziennikarza w Weselu.
Komplet tytułów o Metallice z katalogu wydawnictwa IN ROCK
A jak zaczął Lars? Jeśli zbierzesz zespół, dam ci miejsce na pierwszym albumie „Metal
Massacre”, składance, na której chcę umieścić nowe zespoły z Los Angeles. I tak
to się zaczęło. Od tego momentu oficjalnie poświęciłem się realizacji misji… w
czasach, kiedy całe muzyczne uniwersum koncentrowało się na próbach podpisania
umowy z wytwórnią, de facto wyciągnąłem zwycięski los na loterii. Widziałem to
w ten sposób, że Brian Slagel właśnie zaproponował mi umowę wydawniczą. Bez
żadnych „jeżeli” i „ale”. Czekajcie, czegoś mi jednak brakowało: zespołu!
Czy może być bardziej barwna
zachęta do przeniesienia się blisko 40 lat wstecz, na przedmieścia Los Angeles,
by z pierwszej ręki poczytać o zalążku amerykańskiej sceny naprawdę ciężkiego
grania? Oto jest właśnie współczesny wehikuł czasu: książka, dzięki której
możemy przenieść się w czasy rodzącej się potęgi amerykańskiego metalu.
Wiecie, czym jeździł Lars w 1981
roku przy realizacji misji powołania zespołu? Odwiedzając Briana Slagela, Johna
Kornarensa i Jamesa Hetfielda, pakował się do brązowego AMC Pacera swojej mamy!
AMC Pacer - na zdjęciach rocznik 1976. Takim wehikułem bujał się po LA Lars Ulrich
Opowieść snuta przez Slagela w
zachęcający, gawędziarski sposób prowadzi czytelnika przez 35 lat działalności
w sercu biznesu muzycznego – w
wydawnictwie płytowym. Poznajemy meandry walki o rozpromowanie kapel i ich
muzyki, jesteśmy świadkami sporych perturbacji muzycznego rynku rozrywki:
dekada namawiania wielkich, by zechcieli zainwestować w metal, weryfikacja
potrzeb słuchaczy u progu lat 90. XX wieku, gdy winyl – jedyny dotychczasowy
nośnik muzyki – został z dnia na dzień wyparty przez krążki CD, próba
przetrwania w czasie pięciu lat dominacji grunge, pojawienie się z początkiem
XXI wieku gatunku nu-metalu i jemu pokrewnych – patrz: metalcore, kolejna
zmiana sposobu słuchania muzyki: najpierw za pomocą plików mp3, a teraz
dominacji streamingu…
Slagel przetrwał wszystkie te
zwroty akcji na swoim biznesowym poletku. Nie rozpaczał, nie biadolił, a po
prostu dostosował się do rynku – o czym z dużą dozą dowcipu barwnie opowiada. Z
każdym kolejnym rozdziałem autor otwiera przed czytelnikiem kolejne drzwi do
pokoju galerii sław: mamy Metallicę, Slayera, Armored Saint, Flotsam &
Jetsam, GWAR, Cannibal Corpse, Lamb of God… Polskich akcentów w postaci Vader
oraz Behemoth także nie zabrakło. Mało? Nie jesteście jeszcze w pełni zachęceni
do sięgnięcia po Dla dobra metalu? Z pewnością szalę chęci przeważy sposób
wydania tej książki: gruba oprawa, tłoczone wzory na okładce… Wizualnie
prezentuje się ona zjawiskowo. Jeśli i to do Was jeszcze nie przemówiło, to
odpowiedzcie sobie sami na pytanie, czy warto. Jak to zrobić? Spójrzcie na
swoje domowe kolekcje płyt i policzcie krążki z logo firmy Briana Slagela.
Czas start! Dla dobra metalu do
kupienia od środy 15 kwietnia 2020 roku w internetowej księgarni Wydawnictwa In Rock - sprawdźcie tutaj.
.
OCENA: 8/10 (Rewelacyjna)
OCENA: 8/10 (Rewelacyjna)
AUTOR: Brian Slagel / Mark Eglinton
TYTUŁ: Dla dobra metalu. Historia Metal Blade Records
TŁUMACZENIE: Jakub Kozłowski
WYDAWNICTWO: In Rock
ILOŚĆ STRON: 324 + 8 stron wkładki ze zdjęciami
ROK: 2020
Egzemplarz recenzencki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz