Kiedy Tamireo domagali się posiłku złożonego z Niwy i niemego mnicha, Koffe zdołał wmówić plemiennej radzie, że zbliża się nieszczęście. Tym samym uratował skazańców, z których pomocą zamierzał wydostać się z przeklętej B12. Niwa miał statek, mnich potrafił przetłumaczyć instrukcję, a on miał plan i przygotowaną furgonetkę.
Panował ogólny bajzel. Dziwki na stołach, wszechobecny porost, lecz nie tylko, bo gospodarz się postarał, aby niczego dziś nie zabrakło. Można było palić z fajki, można było podać w żyłę, można było się przelecieć, przejechać, i wszystko w towarzystwie takich samych świrów jak ty. Czy to nie urocze? Czy nie za tym tęskni dusza każdego obiboka, nieroba i erotomana? Goniącego za łatwym zarobkiem oportunisty, który nie waha się użyć siły?