sobota, 18 września 2021

VILLON / BOY / MALEŃCZUK - "piórem wojują, bo słowo zostaje"

Dziś trochę o tym jak w tytule stoi: o śladach Villona i Żeleńskiego w twórczości krakowskiego barda - M.M. Maleńczuka. A jeden i drugi w tychże aktach może nie od razu na wskroś widoczny, aczkolwiek dostrzegalnym jest. Postaram się (ledwie, co prawda) naszkicować dzieje obecności trzech dzieł literackich, które wciąż trwają w świadomości obecnego pokolenia Polaków (i mają szansę zaistnieć w umysłach przyszłych obywateli TEJ ziemi - dzięki ciągłej próbie ożywiania). A wszystko zaczyna się od gościa, paryżanina, jakieś 500 lat temu w schyłkowej epoce Średniowiecza. Francois Villon dymił, w burdach brał udział, w więzieniach lądował, wychodził, znów go łapali. Doigrał się chłop wyroku powieszenia. Niby to pewnym był nieuchronności kary, więc zapamiętale Wielki Testament tworzył, by słowem u króla łaskę wyprosić. Swego dopiął. Karę śmierci zamieniono mu na 10 lat banicji z Paryża. Nikt nie wie, co się z nim działo po opuszczeniu miasta. Identyfikacji dalszych losów brak.


Tadeusz BOY Żeleński o swoim przekładzie Wielkiego Testamentu:

Jesień roku 1916, zima, najciemniejszy okres wojny. Byłem wówczas jako „lekarz pospolitego ruszenia” przydzielony do tzw. Stacji Opatrunkowej i spędzałem co drugą dobę w baraku z desek skleconym między szynami kolejowymi. Raz po raz przychodziły z frontu transporty żołnierzy, zawszonych, brudnych, okrwawionych, z oczami błyszczącymi od gorączki i zmęczenia. Ale jeszcze przykrzejszy był widok tych, których pędzono na front. Żaden z austriackich „ludów” nie objawiał (zwłaszcza po dwóch latach) zapału wojennego, ta wojna była w Austrii okrutnym nonsensem. Toteż Stacja Opatrunkowa była ostatnią nadzieją wszystkich: zgłosić się tam jako chory i „zadekować” się bodaj na jakiś czas w szpitalu. Opierało się to o nas, lekarzy, wystawiając nasze uczucia ludzkości na ciężką próbę. A tu z góry zaciskano śrubę coraz mocniej. Jednego dnia przyszedł do lekarzy poufny rozkaz od dowodzącego generała, że gorączkę niżej 39 stopni ma się uważać za niebyłą… Oczywiście wzruszyliśmy ramionami na ten idiotyczny rozkaz, ale w ogóle było ciężko. I tak żyło się z dnia na dzień, z tą obawą, że samemu będzie się z dnia na dzień wyrwanym i rzuconym na któryś z dalekich terenów wojny.

Barak, w którym spędzałem wówczas więcej niż pół życia, był straszny. Tłum pluskiew, do których się z czasem przyzwyczaiłem, żar od żelaznego piecyka, ziąb od okna i szpar w ścianach, myszy, szczury, jęki i stękania chorych, zaduch… Może ta rama zbudziła we mnie tęsknotę za przełożeniem Villona. Zgromadziłem całą „wilonologię”, która na szczęście była w Bibliotece Jagiellońskiej dobrze reprezentowana; gdy wieczór uspokoiło się nieco, gdy ustawało warczenie telefonów i tylko od czasu do czasu przeciągłe sygnały pociągów przerywały ciszę, wydobywałem książki i zatapiałem się w ten świat. W owej izdebce, gdzie deszcz bił w cienki dach i wicher wył za oknem, w atmosferze śmierci i rozpaczy, dziwnie mocno czuło się te strofy. Żyłem w upojeniu. Jednej nocy, zatopiony w mojej pracy, usłyszałem chrobot: oglądam się, na półkę nad łóżkiem dostała się młoda myszka i widocznie nie umiała zejść. Patrzę na nią, ona na mnie, oboje ze strachem. Wreszcie podstawiłem jej poduszkę, zbiegła lekko i uciekła. Te chwile, które dawno zatarły się w pamięci jak przykry sen, stanęły mi nagle przed oczyma jak żywe w czasie robienia korekt. I może okoliczności, w jakich przekładałem tę książeczkę, sprawiły, iż pozostała mi ona szczególnie bliską.
 
------------------------- 

Pan Maleńczuk w swoim poemacie Chamstwo w Państwie nie omieszkał odnieść się do tego epizodu z życia Żeleńskiego. Mało tego - cały poemat MM zadedykował Krakusowi, co się zowie Tadeusz Boy-Żeleński.



MM w rozmowie z Rafałem Księżykiem dla magazynu BRUM (wrzesień 1997):

Jest tu jeszcze bardzo szczególna piosenka do wiersza Villona, tak samo zatytułowana...

To nowy utwór. Nie grałem go na ulicy. Powstał właściwie na zlecenie. Budzyński poprosił mnie o piosenkę do swojego filmu "Triodante". Opisał jego klimat i sądzę, że przez to przyczynił się do jej powstania. Akurat zbiegło się to z okresem mojej wzmożonej fascynacji Villonem, jego fantastycznym życiorysem. Był hersztem rzezimieszków w średniowiecznym Paryżu, skazanym na śmierć człowiekiem, który za pomocą pióra i swego talentu otrzymał ułaskawienie. To piękne. Jego "Wielki testament" krążący w odpisach - bo nie było jeszcze druku - dotarł do króla i tak go wzruszył, iż podpisał ułaskawienie. Przypomina mi to również historię czarnoskórego bluesmana Load Billy'ego. Napisał piosenkę "Sweet Mary" i znany ze swej surowości gubernator stanu, w którym odsiadywał wyrok, ułaskawił go. Za tę pieśń. To klasyczne zwycięstwo ducha nad materią. Tego samego dokonał Villon. Piękne są to przykłady.


Wielki Testament
(Ballada piękney płatnerki do dziewcząt letkiego obyczayu)

Pomniy ty, młoda Rozaliio,
Co rady żądasz w oney dobie,
Y ty, nadobna Cencyliio,
Teraz iest myśleć czas o sobie.
Bierz ieno chłopów, szaley z niemi,
Bierz pilno, by pirszego z brzegu:
Bo starzy są tu, na tey ziemi,
Iak grosz, co wyszedł iuż z obiegu. 
 
Y ty, szewczycho Wilhelmino
W tańcu wszelakim dobrze szczwana,
Też ty, rzeźniczko Katarzyno,
Nie chciey obrażać Stwórcy Pana:
Toć wszytkie, wszytkie, iakże wcześnie
Starość powoła do szeregu!
Tak lube, iako zgniłe trześnie
Lub grosz, co wyszedł iuż z obiegu…
 
Ioaśko, ty tam, młynarzowa,
Omotać się iednemu nie day;
Ty, Zośka, coś iak orzech zdrowa,
Gdzie możesz, krasę swoią przeday;
Minie uroda, gładkość luba
Stopi się w kształt brudnego śniegu:
Tyle wam będzie wasza chluba,
Co grosz, wypadły iuż z obiegu. 
 
 
Na rymowany polski wzór Wielkiego testamentu spod ręki Żeleńskiego, Maleńczuk wziął na tapet Pieśń o Rolandzie (autor nieznany) - również arcydzieło francuskiej kultury piśmiennictwa. Boy zajął się tłumaczeniem także i tego dzieła, tyle, że poprzestał na nierymowankach. I tak funkcjonował w Polsce ów tekst aż do roku 2016. Wówczas to w drugim wywiadzie-rzece - zatytułowanym podobnie jak poemat - Chamstwo w Państwie - premierowo pojawiły się fragmenty Pieśni o Rolandzie w przekładzie Maleńczuka. Na fragmentach jak na razie się skończyło, ale kto tam wie, co się w tych krakowskich szufladach u Maleńczuków kryje... Pożyjemy, może dożyjemy...

W 2010 roku w rozmowie z Joanną Bolas MM zdradzał arkana wytężonej pracy nad uporządkowaniem tego, co z Rolandem zrobił Żeleński:

... Pracuję też nad wielkim poematem starofrancuskim - "Pieśń o Rolandzie", "Chanson de Roland" - jest to mój przekład z francuskiego; podpieram się oczywiście Boyem-Żeleńskim, ale Boy-Żeleński, mam nadzieję, nie będzie mi miał tego za złe, bo sam nie raczył zrymować poematu, tylko przedstawił go w formie rozwodnionej, całkowicie prozatorskiej i wyglądało to jak, tak naprawdę, przygotowanie do tłumaczenia. Tak to wydał. W momencie, kiedy postanowiłem to zrobić, to ja w ogóle myślałem, że "Pieśń o Rolandzie" tak wygląda, ponieważ jestem amatorem w wielu sprawach. (...) Gdybym był odpowiednio tresowany za młodu, to wiedziałbym, że "Chanson de Roland" jest to dziesięciozgłoskowiec, odkryty w XI wieku, opisujący wydarzenia, które miały miejsce w VII wieku... i napisanie dziesięciozgłoskowca po polsku to w ogóle przerasta możliwości ludzkie, ponieważ w języku polskim zatraca się wtedy kto, kiedy i gdzie. Więc ja to robię na jedenaście, czasem na dwanaście, czasem na trzynaście. Niektóre fragmenty zrobiłem też na dziesięć, ale wtedy są już naprawdę prawdziwe jaja. Bardzo trudno jest pisać w dziesięciosylabowej stopie... Ale można... Ale wtedy nie wiadomo kto, kogo i kiedy... To jestem w połowie, kurwa... Dopiero mam 150 pieśni, a pieśni jest prawie 300. No... jest to w tej chwili jakieś 80 stron takiego gęstego wiersza. Co jakiś czas otwieram komputer, otwieram kolejne karty "Chanson de Roland" i jest nieźle.

W książkowej rozmowie z Barbarą Burdzy znalazło się tylko 41 pieśni. O reszcie do dziś cisza... M.M. pozwolił sobie na własne uzupełnienia owych fragmentów:

Nie wiem co Boy na to czemu szkic wydawał
toż - pieśń iak śpiewać gdy rym się nie składa
 
A o czymże Pieśń o Rolandzie - ów romans rycerski opowiada? Dzieje się to w wieku VIII. Bitwa w szczerym polu. Francuzi i Hiszpanie (chrześcijanie) bronią wrót Europy przed straszliwymi, pogańskimi islamistami (Saracenami):
 

CIV
Wszystko się kłebi bitwa wspaniała
Roland wali póki drzewce całe
Piętnaście ciosów kopia strzymała
Teraz uderza iuż Durendalem 



 
Pan Maleńczuk, lat 60, syn Edwarda - jego głowa to bomba a pięść to... wiadomo przecież. Artysta przez bez mała 30 lat na polskiej scenie szołbizu przeszedł ogromną ewolucję, poszerzył swój krąg sztuki i tymże kręgiem coraz bardziej szerokim pragnie zainteresować rodzimego zjadacza chleba. Sztuka Maleńczuka stale poszerza krąg swej problematyki, obejmuje coraz to nowe dziedziny życia i zjawiska społeczne. Sztuka Maleńczuka nie przeżyła się, nie zastygła w tej, czy innej konwencji, przeciwnie - wciąż  i wciąż się odnawia i zakwita coraz to nowymi twórczymi aktami, na które na szczęście zawsze znajduje się impresario i wydawca. Sztuka ta jednak przy wszystkich tych (fantastycznych) zmianach, pozostaje w swych zasadniczych dla twórczości Maleńczuka, charakterystycznych rysach.
 
 
Panegiryk dla Tworzącego
(Maleńczukowi, co twórczości swej losy z Boyem splótł)

Krakus o Warszawiaku  zapomnieć nie raczy

Wciąż piórem wojuje, bo słowo zostaje

Mają wszak teraz swój los bliźniaczy, 

gdyż i ten młodszy

tak w nowe się życie umierając wdaje.

Ćpał, chlał i przetrwał - wciąż tworzy,

Siódmy krzyż w życia drodze nieść zaczyna,

My do sztuki wielbienia wciąż skorzy,

On krąg swej twórczości co rusz i poszerza.

I wydają, wydają, wydają... 

Szczęście to wielkie

iż ów Krakusa rosłego 

sztuki nie wysłano na poniewierkę.

 

(18 września 2021)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz