Czasami zdarzają się czytelnikom papierowych książek takie tytuły: tytuły niedostępne ani w księgarni, ani w bibliotece; tytuły, które wyparowały z rynku po dwóch latach od wydania; tytuły, których próżno szukać w postaci pliku pdf... Podobny przypadek spotkał mnie w czasie, kiedy próbowałem zaopatrzyć się w pierwszą książę Grzegorza Głuszaka o Tomku Komendzie. Siłą rzeczy, kiedy już przeczytałem 25 lat niewinności, musiał w końcu nadejść moment zapoznania się z treścią wywiadu-rzeki z Teresą Klemańską. Została mi jedna możliwość poznania treści tej książki - audiobook czytany głosem Ewy Abart. W przypadku książek forma audio nie odpowiada mi wybitnie (nie przybiłbym piątki Winiemu), ale jak to mówi wieszcz: "chciał, nie chciał, musiał"...
No i wpakowałem się w siedem i pół godziny audiobooka. Nie jest to wywiad-rzeka sensu strocto, a muszę przyznać, że spodziewałem się takiej właśnie formy poprowadzenia tejże publikacji. Dość mocno byłem zaskoczony sposobem budowy kolejnych rozdziałów. Grzegorz Głuszak mimochodem zbudował coś na wzór pamiętnika budowania relacji z mamą Tomasza. To, że redaktor z TVN-u spisał się wyśmienicie w swoim fachu (dowodem tego seria fantastycznych reportaży z klamrą w postaci pierwszej książki), nie może ulegać wątpliwości - Tomasz Komenda po roku od pojawienia się w świecie rodziny Komendów i Klemańskich Grzegorza Głuszaka został najpierw uwolniony, a następnie uniewinniony w Sądzie Najwyższym. Uniewinniony od zarzutów, które ciążyły na nim przez osiemnaście lat!
To wcale nie tak, że autor starał się kuć żelazo póki gorące i wymyślił temat drugiej książki z postacią Tomasza Komendy. Spotkania z Teresą zakończyły się jakoś pół roku po opuszczeniu przez Tomka zakładu karnego w Strzelinie; miały być niejako sinusoidą życia Teresy, jej rodziny i wreszcie jej wolnego syna. Walka przez łzy miała być takim szczęśliwym zakończeniem historii zmagań Teresy Komendy... ups! Teresy Klemańskiej rzecz jasna...
Denerwuje mnie, że teraz dziennikarze często mylą moje nazwisko i piszą, że ja jestem Komenda. Jestem Klemańska - tak jak Krzysiek i Piotrek - bo mój mąż nazywa się Klemański. Tomek i Maciek (Gerard) faktycznie noszą nazwisko Komenda, bo nie chciałam zmieniać. Nie są winni, że mieli takiego ojca. Jak pierwszy raz zobaczyłam jak mnie podpisali Teresa Komenda, to myślałam, że mnie trafi. Proszę, żeby wszyscy zapamiętali - Teresa Klemańska, żona Mirosława Klemańskiego.
Pobrali się, kiedy mieli po 26 lat; gdy Grzegorz Głuszak kończył pisanie książki o Teresie i jej rodzinie, obchodzili czterdziestą rocznicę ślubu. Tomek był już wówczas wolnym człowiekiem.
Ja się bałam, że ja nie doczekam tych dwudziestu pięciu lat, zanim on wyjdzie. U nas jest taka genetyczna choroba... No i... chyba mnie trochę dopada. No i się bałam, że jak on wyjdzie, to ja go nie będę pamiętać. I to właśnie było najgorsze - że nie będę wiedziała, kim on jest, bo moja mama przed śmiercią już nas nie rozpoznawała. I właśnie tę chorobę chyba po mamusi odziedziczyłam.
Tomek to była moja przylepeczka. On bardzo chorował, jak był mały; urodził się wcześniakiem. Pierwszy mąż - Jerzy Komenda - bił żonę od dnia ślubu; bił ją, gdy rodziła Gerarda i bił, gdy miał się urodzić Tomasz. Uciekłam do mamy jak byłam z Tomkiem w ciąży. Ja już nie mieszkałam tam, bo on mnie strasznie tłukł. On mnie za wszystko tłukł.
Co dało pani siłę wtedy do tej ucieczki?
Dzieciaki.
Bo właściwie Tomek i Gerard mogą być pani wdzięczni, bo uciekła pani i uratowała ich dzieciństwo od przemocy.
Tak. Spokojne już później dzieciństwo.
Ona sama nie miała spokojnego dzieciństwa. Przeszła piekło z ojcem, który pił i bił jej matkę i siostry. Broniła je przed przemocą, tak jak później synów.
Stałam z tasakiem, że jak podejdzie, żeby mamy nie uderzył, lub którejkolwiek siostry...
Ale patrząc na pani życie i na życie pani matki, bo dotknęła was przemoc ze strony ojca i pierwszego męża, to jesteście bardzo silnymi kobietami. Przetrwała pani te osiemnaście lat...
Ja musiałam, będąc dzieckiem, musiałam bronić siostry i mamy.
Jak to było?
Tata pił, mama pracowała na trzecią zmianę. Tata przyszedł pijany, obudził nas... Zaczął nas wyzywać. Nie wytrzymałam już. Stanęłam na łóżku... Lewizną oddałam. Potem mnie zaczął ganiać.
Ile lat pani miała?
Dwanaście. Tata mnie zaczął ganiać, siostra zaczęła krzyczeć. Mówię: "Nie drzyj się! Tato jest pijany... Przecież na to łóżko nie wlezie". Dopiero on tak stanął, popatrzył na mnie, zaczął płakać i wyszedł.
Krótko po ucieczce do matki poznała obecnego męża - Mirosława Klemańskiego. Urodziła jeszcze dwóch synów - Krzysztofa i Piotra.
Od 18 kwietnia 2000 roku nic już nie było dla niej ważne - tylko Tomasz. Każdego dnia chodziła pod areszt, każdego dnia błagała prawników, prokuratorów i policjantów, by jej wysłuchali. Pisała listy i płakała. Liczyła, że sąd wyższej instancji uniewinni syna, jednak tylko zaostrzył karę z piętnastu na dwadzieścia pięć lat. Wtedy Tomasz postanowił popełnić samobójstwo. Napisał do matki gryps z pożegnaniem. On się ze mną w tym liście pożegnał - wspomina Teresa. Więc poszłam do domu, wzięłam tabletki i razem z nim chciałam odejść... Tylko, że Piotrek wrócił za szybko do domu... Brakowało godziny czasu... Też ich pożegnałam wszystkich, przeprosiłam, ale Piotruś wpadł i strasznego krzyku narobił. Drugi raz chciała popełnić samobójstwo po odmowie przyjęcia skargi przez Europejski Trybunał Praw Człowieka.
Co wtedy mówili, jak dowiedzieli się co pani chciała zrobić? O co mieli największy żal?
O to, że chciałam uciec i zostawić Piotrusia... Ten najmłodszy.
Ile lat miał wtedy Piotruś?
Dziewięć, dziesięć... Piotrek to pamięta, dlatego ma żal do całego świata, że ja takie rzeczy chciałam zrobić i przez osiemnaście lat nam nikt nie pomógł.
Piotrek nigdy nie zgodził się na kontakt z mediami i rozmowę o Tomaszu. Wciąż odczuwa gniew za lata samotności rodziny, której nikt nie pomógł; za utratę dzieciństwa i brak matki. Do wszystkich ma pretensje. Jego w tej mojej książce też nie ma. Jest zbuntowany. Mówię: "Synku, nie robisz tego dla książki. Robisz to dla mnie...
Przykro jest pani z tego powodu?
Bardzo przykro... Ale to jest jego wola i nie wolno mi od niego wymuszać. Po prostu nie chce. Trudno. Później jak zrozumie, może być już za późno. Ale to jest jego wybór.
Tylna okładka papierowej wersji książki: od lewej: Tomasz, Krzysiek, Gerard; siedzi: Mirosław. Piotrka brak...
Czy można tak powiedzieć, że na te osiemnaście lat ją straciliście na rzecz jednego z braci?
Gerard: Po części można tak powiedzieć. Po części tak. Bardzo się skoncentrowała na tym, żeby w jakiś sposób Tomkowi pomóc. Pomóc na tyle ile mogła i na tyle, jakie miała możliwości. Można powiedzieć, że się zatraciła w tym w pewnym momencie, no bo jak już sobie nie dawała z tym rady, no to tam były te próby, tak? To świadczy o tym, że jak gdyby zapomniała, odcięła się... Tomek był odcięty tam siłą, tak ona - jak gdyby samodzielnie, na własne życzenie - odcięła się... Być może nieświadomie.
Czy trochę optymizmu wróciło do pani życia jako matki?
Że się wygadałam, że się wyryczałam do tej książki, bo Grzesio musiał parę razy przerywać, bo ja nie płakałam, ja dostawałam spazmów... Nie mogłam mówić. To może mi ulżyło troszeczkę.
To taka książka napisana łzami...
Tak. Dlatego właśnie "Walka przez łzy". I popatrzcie: to jest już dziewiętnaście lat... A ja dalej ryczę. To są łzy szczęścia i niemocy. Żeby to się już skończyło, żeby się ten rozdział już dla nas zamknął. Żebyśmy mogli w końcu zostać normalną rodziną, a ja najzwyklejszą matką... I babcią... Tak jak to oni mówią, że "jesteś wredota"... Ale kocham ich nad życie.
-------
Grzegorz Głuszak ma świadomość faktu, że nie wykonał tylko roboty dziennikarskiej. Pamiętnik budowania relacji to zdecydowanie pokłosie tego, że modelowa dziennikarska relacja na linii pytający - odpowiadający zamieniła się w przypadku spotkań z Teresą w coś silniejszego, w coś nie bezstronnego. Świadomość przekroczenia granicy, której dziennikarz nie powinien przekraczać: Martwiłem się o kobietę, która mogłaby być moją matką. Czułem się za nią odpowiedzialny tak samo jak za Tomka i jego rodzinę. To nie ja przez ostatni rok stałem się częścią ich życia, to oni stali się częścią mojego. Zdecydowanie zaangażowałem się zbyt mocno. Przez cały ten czas martwiłem się o nich, nie uświadamiając sobie do końca, jak bardzo ta sprawa mnie pochłonęła. Jako dziennikarz powinienem być obserwatorem; pomagać, lecz nie angażować się bez reszty. Niewątpliwie sprawy zaszły za daleko - przyznał autor.
-------
Być może sprawa Tomasza Komendy i jego rodziny stała się dla autora trampoliną do rozpoznawalności, jeśli nawet nie po twarzy, to po nazwisku. Fakt pozostaje faktem: Grzegorz Głuszak odniósł zawodowy sukces. Ale nie na plecach rodziny Komendów i Klemańskich, a dzięki finale całej sprawy. Pan czwarta władza poruszył skostniałym państwowym systemem i cały czas patrzył na ręce sędziom. Prokuratorom na ręce patrzeć nie musiał, bo oni sami, wespół z Remigiuszem Korejwo, zaryzykowali swoje kariery zawodowe i skutki sprawy, która nieodwracalnie mogła zaważyć na ich życiu prywatnym.
Obie książki autorstwa Grzegorza Głuszaka można czytać w dowolnej kolejności. Powtórkami w obu są tylko obszerne fragmenty prokuratorskich pism, odczytywanych na salach sądowych. Być może w początkowej fazie czytania (słuchania) wydaje się, że obszerne fragmenty są po prostu przepisane z 25 lat niewinności, ale to tylko wstępne pozory. Później wszystko coraz bardziej się wyjaśnia: 25 lat niewinności to książka o Tomaszu Komendzie i jego gehennie (z badaniami we Wrocławiu i w Głogowie, których w rozmowie z mamą Tomka próżno szukać), a Walka przez łzy to w stu procentach pryzmat, przez który widziała wszystko Teresa Klemańska.
.
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz