środa, 21 czerwca 2023

JAREK SZUBRYCHT & MARYLA RODOWICZ - WARIATKA TAŃCZY [wrażenia]

Od kiedy pamiętam, tytuł ten widywałem w koszu z tanimi książkami w Carrefourze. Ile razy bym tam nie był na spacerze, czy innych zakupach, ów "wywiad rzeka" Szubrychta z Rodowicz zawsze w nim leżał. Wariatkę wypuszczono na rynek w 2013 roku, a ja jakoś od przynajmniej 2015 - 2016 widywałem ją w tym koszu w cenie 15 zł. Głównym nazwiskiem było w tym przypadku dla mnie nazwisko przepytującego: Jarek Szubrych - to jego personalia wzbudziły moje zainteresowanie rozmową z divą prl-owskiej piosenki pop - znany w światku polskiej muzyki metalowego podziemia jako Jaro.Slav - głos z czeluści piekieł udzielający się jako wokalista rodzimej blackowej kapeli Lux Occulta, wówczas (w owych latach '15-'16) redaktor, dziennikarz muzyczny, a nawet w którymś momencie naczelny Gazety Magnetofonowej. Portfolio pana redaktora kazało sugerować, że gość jest jednym z tych nielicznych muzycznych opowiadaczy, co to się na muzyce znają - jak śpiewał/rapował wieszcz, bo wcześniej przecież sam muzykował. 

 

W roku 2017 redaktor Szubrycht wziął udział w Złym Wieczorze Spółdzielni Ogniwo, gdzie rozprawiano o przedsiębiorstwie Metallica. Słuchałem tej rozmowy, i z czterech zaproszonych gości to właśnie Jaro.Slav walił takimi farmazonami, przekłamaniami, domysłami i innymi wydejemisiami, że to aż nieprawdopodobne mi się wydawało, żeby aż tak bardzo jakkolwiek nie przygotować się merytoryczne do tego rodzaju pogawędki. Po audycji naprawdę aż szkoda było mi słuchaczy, którzy brali wydajemisięizmy Jarka za merytoryczne, mające potwierdzenie w rzeczywistości fakty kreującego się na eksperta byłego wokalisty i całkiem kojarzonego dziennikarza muzycznego. Fasadowo pan Szubrycht wypadł nawet ok, ale wystarczyło zdrapać odrobinę lukru z owej fasady i niedoróbki widać było jak na dłoni. Średnio zorientowany słuchacz słyszy, że coś jest nie tak...

... Z Carrefoura kosz z książkami któregoś dnia zniknął na dobre, za to pojawił się jakoś w 2018 roku w Tesco. Był to czas, kiedy Tesco ostatecznie wyprzedawało się na potęgę, by przed pandemią zniknąć z Polski na dobre. Ale w tym 2018 roku, tym razem właśnie w Tesco, wywiad z Marylą Rodowicz znów zaczął przykuwać moją uwagę. Trochę żałowałem (w sumie więcej niż trochę), że nie kupiłem tej książki w Carrefourze, wiecie, metalowiec przeprowadza wywiad-rzekę z najbardziej rozpoznawalną wokalistką w kraju... Będąc w Tesco, już się nie wahałem - cena - podobna jak dwa lata wcześniej - 15 zł. Wziąłem. I czekała ta rozmowa aż do teraz... I już wiem, dlaczego tytuł wylądował w koszu z tanimi książkami. Że to gadanie jest sztampowe, to za mało powiedziane/napisane; że się pan Szubrycht nie przygotował do rozmowy z panią Marylą, to za mało napisane; że naprędce posłuchał (wówczas najnowszego studyjnego albumu wokalistki) Buty 2 twierdząc dwukrotnie, że to zajebisty, mroczny materiał, i że mnie się bardzo podoba...

Wariatka tańczy to jest najdłuższy windowy small-talk ever. Artur Górki u boku świadka koronnego Jarosława S. ps. "Masa" przy serii swoich pogawędek jechał na koszt wydawcy na dwa tygodnie za granicę leżeć w basenie, pić drinki z palemką i przy okazji sobie pogadać, by zamienić te rozmowy w kilka części serii Masa o... Przy gadaniu Szubrychta z Rodowicz mam wrażenie, że Jarek zrobił z Marylą kilkaset przejażdżek windą gdzieś w warszawskim apartamentowcu, jeździli tak tą windą godzinę dziennie w górę i w dół i na końcu redaktor spisał z dyktafonu całość rozmowy bez ładu i składu (na początku tylko trzymając się, jak Bóg przykazał, lat dzieciństwa na "Ziemiach Odzyskanych" w Zielonej Górze). Aby się czytelnik nie pogubił w chronologii (której przez 90 procent książki w ogóle nie ma), każdy z rozdziałów ma introdukcję w postaci opisu, który informuje o tematach, jakie w danym rozdziale będą poruszane, ale napisane są tak z dupy (miało być niby lekko dowcipnie) , że jeszcze bardziej gmatwają lekturę. 

Przykład: rozdział I - Dokąd wariatko chcesz wyruszyć (pisownia tytułu oryginalna, bez przecinków) - Rozmowa o wojnie i Ziemiach Odzyskanych, o sukcesach sportowych, dzięki którym Maryla nie została dinozaurem i liczeniu guzików, które opóźniło jej karierę. No... więc... tego... nie? A idzie o to, że z Wilna rodzina "przenosi się" na przejęte przez Polskę obszary Prus Wschodnich, a Maryla po kilku latach zaczyna z sukcesami biegać przez płotki. Żeby nie zawieść koleżanek ze sztafety, nasza przyszła diva rezygnuje z finału konkursu młodych talentów w roku 1962. Ląduje na bodaj dwa lata w ekipie od inwentaryzacji PSS "Społem", gdzie między innymi sprawdza w pasmanteriach, czy nie brakuje guzików, albo w piekarniach liczyła wory z mąką... Dzięki temu/Przez ową "karierę pracowniczą" karierę piosenkarki rozpoczyna z poślizgiem w 1968, '69 roku jako 23-24-latka i w bodaj 1985 roku Franciszek Walicki - ojciec polskiego rocka nie zaprasza jej do występu upamiętniającego dinozaury polskiego bigbitu... Kurwa mać... Już tutaj redaktor skacze po tematach jak szalony; łapie się stylu small-talk w każdym możliwym momencie; łapie pojedyncze zdanie wypowiedziane przez panią Rodowicz i usilnie zadaje pytanie z wplątanym właśnie wyłapanym fragmentem. To jest całkiem ciekawy sposób prowadzenia rozmowy, ale nie na książkę. Na trzy kwadranse audycji radiowej - tak, na półtoragodzinny podcast - tak, ale nie na 270 stron drukowanego testu... Katarzyna Stoparczyk robiła coś takiego w Trójce w programie Myśliwiecka 357, ale robiła to, wydaje mi się, celowo, bo miała dla interlokutora jakieś czterdzieści minut i takie skakanie z tematu na temat w tym przypadku jest jak najbardziej ok, bo im więcej się z rozmówcy wyciągnie w tak krótkim czasie, tym dla słuchacza lepiej. Ale do książki? Jeszcze wywiadu-rzeki? 

Gdzie autorowi spierdolił konspekt na rozmowę? Naprawdę przesłuchanie debiutanckiej płyty Maryli Rodowicz i dodanie do tego odsłuchu najnowszego studyjnego krążka to chyba trochę za mało, żeby jakoś sensownie zmierzyć się z życiem i twórczością  (wówczas) niemal siedemdziesięcioletniej najbardziej rozpoznawalnej piosenkarki w kraju... Powiedzmy/Napiszmy - Bajor. Michał Bajor. Mimo faktu, że muzyka Michała Bajora z każdego okresu jego kariery rozbrzmiewa u mnie już ze dwie dekady, nie sądzę, że byłbym w stanie usiąść z panem Michałem, by zrobić sensowną  rozmowę (o wywiadzie-rzece nie wspominając), bo jako taka znajomość repertuaru ni jak się ma do znajomości historii życia (choćby tylko gazetowej) tego uznanego wokalisty. A Michał Bajor jest przecież po pierwsze dyplomowanym aktorem! Aktorem, a dopiero później piosenkarzem, choć po trzech dekadach uprawiania wokalistyki z zacięciem aktorskim można by dość łatwo przeoczyć jego ekranową karierę. Po lekturze rozmowy z Marylą Rodowicz mam wrażenie, że Jarosław Szubrycht przeoczył dość sporo. Albo w ogóle nie dostrzegł. 

Autorze drogi, jeśli robiłeś (bo bardzo wygląda na robioną, a nie pisaną) tę książkę z musu dla Niemca za całkiem dobrą kaskę, mrugnij dwa razy... Kurdę, boję się trochę tej Nirvany bez tajemnic, bo to to samo wydawnictwo, a na dodatek jeszcze autor zagraniczny i jeśli pan Jabłoński nie przyłożył się do tłumaczenia, będzie ciężko. Chyba...


 .

.
OCENA: 5/10 (przeciętna) - ale tylko dlatego, że interlokutorka kilkakrotnie ratowała tę rozmowę, wtrącając ciekawostki dotyczące swojego repertuaru, szaty graficznej albumów, etc. Jednak nawet Maryla Rodowicz (która na scenie zeżarła przecież zęby) używa w tej książce trzech zupełnie różnych gatunków muzycznych (muzyka ludowa, folkowa i biesiadna) jako synonimów tego samego, czyli szmiry. Dość to dziwaczne, żeby wrzucać je wszystkie do jednego wora...


TYTUŁWariatka tańczy
AUTORJarosław Szubrycht / Maryla Rodowicz
WYDAWNICTWOGruner+Jahr (G+J)
ILOŚĆ STRON:  272
 ROK WYDANIA:  2013
CENA: 15 zł. 
 
 egzemplarz kupiony w Tesco


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz