PIOTR NAJSZTUB: I jaki jest prezydent Miedwiediew z bliska?
MACIEJ MALEŃCZUK: Dobrze odżywiony. Różowawy? Taki, jakby samą śmietankę spijał. Ma dobrze postawiony głos... Jest zdecydowany, pewny siebie. Poza tym ma normalną głowę, dwie ręce i nogi, wygląda jak człowiek.
Stoi na czele imperium zła?
Ja tak nie uważam.
Trochę się zdziwiłem, jak usłyszałem, że zaśpiewałeś w Pałacu Prezydenckim dla prezydentów Polski i Rosji. Ty. wieczny buntownik, kontestator...
Organizatorzy zadzwonili, a ja miałem akurat Wysockiego pod ręką, bo kończę płytę z jego piosenkami.
Ale śpiewać Wysockiego prezydentowi Rosji? Można by to uznać za prowokację, to nie jest bard jego młodości.
Mojej jest. Głównie mu tam śpiewano Wysockiego, najpierw Satanowski ze swoimi aktorami, dosyć koturnowo, a na koniec ja wyszedłem z gitarą, chyba nawet „ociepliłem" tę akademię.
A jak znajdowałeś podczas tej akademii naszego prezydenta?
Ja go znajduję jako takiego misia, który wreszcie zaczął się uczyć angielskiego.
Skąd to wiesz?
Gazety to napisały i sfotografowały jego nauczycielkę. Najwyższy czas, panie prezydencie!
Jakie budzi w tobie emocje?
A czy ten człowiek w ogóle budzi emocje? Prosty sarmata,
który obiecał, że nie będzie polował, stojący po prawidłowej stronie, nie
warchoł, człowiek światły. Nie budzi mojej niechęci, mimo tych gaf, o których
się mówi. Na razie jeszcze ma handicap. I nie spieprz tego, panie prezydencie!
Czytałem, że jesteś zwolennikiem pojednania polsko-rosyjskiego.
Pojednania? A czy myśmy się jakoś bardzo poróżnili? Wychowałem się na literaturze rosyjskiej, na rosyjskim poczuciu humoru, na Zoszczence, na Bablu, na Bułhakowie. Kiedy słyszę język rosyjski, to drży we mnie jakaś struna, kompletnie inna, niż kiedy słyszę język niemiecki. Mamy z Rosjanami podobny styl życia, podobnie przesadzamy z alkoholem i nie mamy inteligencji emocjonalnej. I dotykały nas w sumie te same reżimy.
Twój Wysocki ma przypomnieć Polakom, że Rosja to nie tylko Armia Czerwona?
Tego właśnie chciałbym.
Słuchałem twojego występu na Balu Dziennikarzy. Miałem wrażenie, że ze sceny dosyć brutalnie atakujesz uczestników balu. że wyśmiewasz się z tych biznesmenów, polityków, dziennikarzy wbitych w smokingi i kobiet wbitych w suknie księżniczek.
Być może, to była moja jedyna obrona przed ich demonstracyjną obojętnością.
Zimny, obojętny establishment?
Jestem zaprzyjaźniony z takim młodym dziennikarzem, który był na balu. Kiedy zszedłem ze sceny, zapytałem go: Czy na pewno chcesz być jednym z nich Odpowiedział: Nie, nie, Maciek, mam nadzieję, że są jakieś inne drogi...
Buntownik w sierpniu kończy 50 lat. Martwisz się swoim wiekiem?
Martwię się zwłaszcza rano przed lustrem.
Co w nim widzisz?
Tragiczne resztki mojej młodości, które każdego kolejnego dnia znikają z mojej twarzy...
Widzisz pognieciony karton?
Tak, i natychmiast pojawia się myśl: Lifting! Botoks! Skalpel! Ratunku!
I co cię powstrzymuje?
Na razie jeszcze próbuję stosować metody naturalne, czyli np. nie pić za wiele, nie tyle co dawniej...
A ile to jest „nie za wiele"?
Tyle, żeby nie budzić się z kacem. Dwa, trzy piwa krzywdy nie zrobią.
Karton widoczny w lustrze popchnął cię do poważniejszego repertuaru, czyli do Wysockiego?
Nie, nie, nie... To była potrzeba wewnętrzna, „chowałem się" na Wysockim, przybliżył mi go Młynarski swoimi przekładami w latach 70. To były głównie te piosenki „sportowe” i słuchając ich, pękałem ze śmiechu. Wydawał mi się wtedy jednym z najśmieszniejszych poetów, jego tragizm dotarł do mnie dużo później, jak poznałem kolejne piosenki. Zresztą napisał ich prawie 700, a umarł w wieku 40 lat. więc były lata, kiedy pisał po sto piosenek! Musiał pisać i poprawiać bez przerwy!
Kiedy się o tym dowiedziałeś, wpadłeś w kompleksy?
Zdecydowanie! Mam takie powiedzonko: "Nie jestem aż tak genialny, żeby umierać na suchoty". Po prostu któregoś dnia uznałem, że jestem tylko zdolny. I z tego powodu mam jut 50 lat i ciągle tyję. Bo gdybym był genialny, to powinienem już nie żyć. Wybrałem życie zamiast geniuszu.
Kiedy to do ciebie dotarło?
Świat ci uciekał.
Uciekał, a ja ciągle byłem w welurach, miałem zepsute zęby, rozglądałem się za „towarem”, liczyłem na ulicy drobne, a oni wchodzili do profesjonalnych studiów nagraniowych.
Zszedłeś z ulicy, koncertujesz, nagrywasz. A czy się jeszcze rozwijasz?
Chyba tak, poetycko, literacko.
Na pewno? A nie jest tak, że wódka, narkotyki wyżarły ci pół mózgu?
Nie odnoszę takiego wrażenia... Może aż tyle nie „grzałem”? Dawniej kace, zachwianie inteligencji emocjonalnej powodowały, że z błahego powodu wybuchałem, robiłem dzikie awantury. To się zdarza zwłaszcza w małżeństwie. Bo w małżeństwie problemem jest nie tylko brak miłości, ale prawdziwa nienawiść, dlatego ludzie się rozchodzą. Przecież mamy tyle wspólnych rzeczy, mamy domy, dzieci, samochody i jeżeli tylko się nie nienawidzimy, to można to pociągnąć.
Maleńczuk minimalista... Mówisz jak jakiś 50-latek!
Bo moim zdaniem próby poszukiwania miłości przez 50-latka wyglądają żałośnie, to nie ten czas. Miłość należy do młodych. Co jeszcze zrobiło z tobą te 50 lat? Straciłem wiarę w człowieka na przykład.
Wierzyłem, że człowiek będzie się rozwijał! Np. jedną z prawdziwych zdobyczy socjalizmu u nas było odebranie ludziom katolickiego Boga, wiary w to kościelne państwo. Nie wiary w „coś” w ogóle, bo ta jest niezniszczalna. I nagle okazuje się, że w XXI wieku klepiemy pacierze, o krzyż walczymy, grzęźniemy w jakimś średniowieczu! Kiedy czytam, czym zajmowali się artyści w latach 20., 30. poprzedniego wieku w Polsce, a czym zajmują się dzisiaj, to widzę głębokie cofnięcie umysłowe.
Co jeszcze straciłeś, 50-latku?
Wzrok, dlatego nie czytam, tylko słucham audiobooków w samochodzie, właśnie kończę Moby Dicka.
A szaleństwo straciłeś?
Nie straciłem, tylko sobie odebrałem. Mały przykład: co zrobiłbym 10 lat temu, gdyby w windzie podszedł do mnie podpity gostek i powiedział: Maleńczuk, Maleńczuk, chodź no tutaj, chodź do mnie...? Teraz tak miałem, tylko się roześmiałem i poszedłem sobie. 10 lat temu trzepnąłbym go i byłoby wszystko na mnie. Tę przyjemność sobie odebrałem.
A bunt?
A przeciwko czemu mam się buntować? I przede wszystkim chodzi o inteligencję emocjonalną, o panowanie nad swoimi odruchami...
Maleńczuk, co wy mi opowiadacie! Artysta ma panować nad swoimi odruchami?! Oczekujemy od takiego artysty jak wy, Maleńczuk, że będziecie nas zabawiali swoją nadekspresją.
Artysta powinien być „na zimno”, to widownia powinna szaleć.
A poza sceną?
Aleja, przepraszam bardzo, mam już 50 lat i już się wyszalałem, już narozrabiałem i niejednemu w mordę dałem! A skandal mogę zrobić jeszcze tylko jeden, krzyczeć: Zalegalizujcie marihuanę! Bo nie ukrywam, że palę trawkę, kiedy tylko mi się nadarza okazja.
Czyli jesteś przestępcą?
I obawiam się, że to wydrukujecie... Samo palenie chyba nie jest przestępstwem, również posiadanie niewielkich ilości...
To jest przestępstwem.
Tak, ale w świetle ostatnich wypowiedzi premiera jakby trochę mniej... Gdybyśmy mieli teraz na głowie Kaczyńskiego i trójki społeczne, to może bałbym się mówić takie rzeczy, a tak to...
Mamy Tuska. Jaki on jest?
Biedny. Myślę, że to dobry człowiek, który musi kłamać. Człowiek, który kłamstwa nienawidzi, a musi to robić. Bo być politykiem to znaczy dobrze łgać.
On ma wyborców, ty publiczność. Coś cię w niej uwiera?
Jest coś takiego. Zawsze się naśmiewałem z instytucji wojska, uważam, że to błazenada. Śpiewam np. przedwojenną piosenkę Niech żyje wojna! o tym, że za czyjąś kieszeń oddajesz swoje młode życie. I wtedy na widowni słyszę szmery niezadowolenia, a nie aprobaty. Tak jakby nagle mundur przestałbyś błazeńskim strojem, a zabijanie było nagle czymś fajnym. Pacyfistów znowu się utożsamia z anarchistami, a stąd już blisko do terrorystów.
Jesteśmy na wojnie z terroryzmem, śpiewasz do narodu, którego wojsko walczy w Afganistanie.
No i za czyją kieszeń giną tam Polacy? Bo benzyna od tych wojen nie staniała.
To ja się przeciwko temu zdecydowanie buntuję!
Tu się nie zmieniłeś, 20 lat temu spędziłeś półtora roku w więzieniu za odmowę służby wojskowej.
I teraz nagle znieśli pobór i nic się nie stało, świat się nie zawalił. Dlaczego nie mogli tego zrobić wcześniej?! Ale piosenka nadal jest aktualna i będę ją śpiewał na koncertach.
Jeszcze ją lubisz?
Ciągle tak, bardziej się tylko martwię kacem, który będzie rano, żeby się udało zagrać koncert na trzeźwo albo z minimalną dawką alkoholu... Zminimalizować straty zdrowotne. Ale w tej chwili reakcje na widowni są takie, że warto jeździć, nie ma koncertów bez standing ovation. Wracam z lekką sodową.
Wracasz z myślą, że może jesteś geniuszem?
Z tym geniuszem jest pewien problem...
Bo wolałbym jeszcze nie zdechnąć, a nawet niewątpliwy geniusz Brodski, umarł w wieku 50 lat. A ja bym chciał jeszcze trochę pożyć!
Po co?
Bo mam małe dzieci. To nie jest tak, że chcę żyć w nieskończoność, na pewno nie chcę obciążać społeczeństwa swoją emeryturą.
Wchodzisz mi na ambicję... no to dawaj żyletkę, pokażę ci! A tak naprawdę nie chcę jeszcze zostawić swoich dzieci na pastwę nie wiadomo kogo. Poza tym jestem w połowie swojego dzieła życia, bo postanowiłem zrymować Pieśń o Rolandzie. Więc nie dawaj mi żyletki. I nie wymagaj też ode mnie, żebym na koncercie rozrywał koszulę, raczej mam pod szyję zapięty garnitur.
Że jestem stary, że oszukuję widownię, grając te wszystkie składanki składanek w jednej piosence.
Więc robisz w konia widownię. Co jeszcze?
Że całkowicie wypaliłem się jako autor piosenek, ponieważ piszę jedną piosenkę na pół roku albo na rok.
Bo?
Piszę piosenki, że w moim życiu źle się dzieje, jak cierpię. A ja nie chcę cierpieć!
I nie wyglądasz na cierpiącego.
Właśnie. I daj mi spokój z tym cierpieniem! Mam go dość!
Nie chcesz już pisać piosenek?
Nie chcę. Piosenki pisałem w nieszczęściu, na kacu... Teraz obu tych rzeczy unikam, to o czym mam pisać? Zdarzyło mi się napisać piosenkę Kaczory, bo mnie coś zabolało. A teraz nie boli i nie chcę, żeby bolało!
Po to są artyści, żeby cierpieli w naszym imieniu i nadawali sens twórczy temu cierpieniu. Żeby cierpieli za nas. A ty się na to wypinasz.
Pokaż mi teraz cierpiącego artystę.
Jest z tym kłopot. Dlatego do ciebie przyjechałem z nadzieją...
Cierpi np. zespół Lao Che, który cierpi z powodu Powstania Warszawskiego i na tym cierpieniu trzepnął już chyba trzy płyty. Kasia Kowalska jeszcze czasem cierpi... Peja cierpi. Lech Janerka jakby przestał cierpieć. I ja się z cierpienia wypisuję. Dlatego sam daj mi temat,a j zrobię z tego arcydzieło! Bo o czym? Co polskiego słuchacza chwyci? Do kogo ja się teraz właściwie zwracam, bo do młodego słuchacza już chyba nie... Na koncertach są ludzie w moim wieku albo trochę starsi, zwłaszcza panie. Jestem teraz takim...
Fordanserem dla starszych pań.
Piękny koniec?
Trochę żałosny. To może jednak pójdę do łazienki, mam tam żyletkę... Albo nie, bo ja kocham dansing, poprzez dansing można sprzedać coś, co inaczej się sprzedać nie da. Dobrą poezję i trochę głębi. Trzeba to tylko dawkować, jak heroinę, bo nadmierna głębia może człowieka przygnębić.
Czy nie dorabiasz sobie ideologii? A może śpiewasz dla sytych i bezrefleksyjnych?
Może. Zwłaszcza końcówka koncertu jest tragiczna, bo tam się popisuję, pokazuję, że mogę śpiewać i w dur, i w moll, i wysoko i nisko...
Próbujesz mi powiedzieć, że nauczyłeś się w końcu śpiewać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz