piątek, 14 stycznia 2022

MERY SPOLSKY - JESTEM MARYSIA I CHYBA SIĘ ZABIJĘ DZISIAJ [wrażenia]

Maria Ewa Żak zaczęła umierać 14 listopada 1993 roku w Warszawie. Ups! Chciałem zacząć czymś z Ciechowskiego, a wyszedł mi Wojaczek. Ewa Żak umarła 11 listopada 2014 roku wieku lat 56. W tamtym czasie postać Mery Spolsky zaczęła się kreować dość śmiało, mimo, że zasilała jeszcze szeregi zespołu MAKIJAŻ. Był to rasowy, metalowy łomot, który zdobył serca, umysły i uszy jurorów głogowskiego Mayday Rock Festival w 2013 roku, a Makijaż z Mery na wokalu i gitarą w dłoniach, oraz chłopcy ubrani w białe robocze kombinezony pojawili się w Głogowie jeszcze rok później  - jako laureat właśnie - na III Głogowskiej Nocy Rockowej i wespół z Chmurą i Rośliną rozgrzali publikę przed występem TSA. W listopadzie 2014 na dobre pojawiła się ONA - na scenie Mery Spolsky; w domu Marysia, a dla rodziców - Maryńcia, co nie przystąpiła do komunii świętej, ma brązowe włosy i zielone oczy; kocha do grobowej deski. Taka jest właśnie Marysia i chyba się zabije dzisiaj. Jak zabić Marysię?


Jak zabijać tę smutną Maryńcię? Bo Marysia ma plan, by zabijać się codziennie... by jej nie było smutno z czarnymi myślami pod czarną grzywką. Bo czy jest coś gorszego niż ŚMIERĆ???  

Mnie też to czeka, na pewno mnie złapie, też będę bezradną obłością, stanę oko w oko z końcem... i pojawia się pewnego rodzaju ulga. Skoro ów koniec kiedyś nadejdzie, to po cóż się martwić tym, co teraz uwiera? Czy jest coś gorszego niż śmierć? Pożegnanie ze światem? Game over? Reinkarnacja w trupa? Gdy myślę o śmierci, to czuję spokój. Ona wszystkich dopadnie, więc nie muszę wcale gonić za tymi drogimi butami, nagrodami. Na nic mi statuetka, uśmiech uznania, uściśnięcie dłoni, czy dyplom w pokoju. Po co użalać się nad sobą, rozrywać sobie serce, że coś nie wyszło i pluć sobie w brodę nad porażką? Za kilkadziesiąt lat i tak to wszystko pryśnie jak bańka. Ktoś to wszystko popakuje do kartonów i będzie tylko zakurzonym problemem na strychu. Madonna też złoży kiedyś swoje piękne, wysportowane ciało do piachu, Salwador Dali już czeka, by powitać nowych sąsiadów. Wielcy i mali śpią sobie błogo pod ziemią, nikomu nie przeszkadzając, nikomu nie robiąc różnicy. Nad ziemią jest wylany gruby beton i gruboskórnie wszyscy po nim kroczą nie zważając na to, co było... Tam konto bankowe nie ma znaczenia; pochodzenie, kolor skóry - nic nie zmienia...

Mama Marysi, Ewa, prowadziła w latach '90 firmę odzieżową z kreacjami dla pań, co się nazywała Leo Lazzi i w sumie była na rynku kojarzona. Z rodzimej mody ostatniej dekady ubiegłego wieku to pamiętam bardziej Sunset - ale to dlatego, że robili garniaki dla facetów i wozili się w nich goście z kabaretu Bohdana Smolenia. Dzięki owej zajawce modą od najmłodszych lat, Maria dziś sama majstruje z ubiorem i wymyśliła własny styl - z paskami biało-czarnymi i czarno-białymi a'la Ciechowski.

Jeszcze MAKIJAŻ, a na dekolcie już MERY (2013)

Na Lao Che w Maydayu nie byłem, na Głogowską Noc Rockową '14 też nie dotarłem. Makijaż mnie więc z gracją ominął. Mery z różą w ustach (nie mylić z Chylińską, która podjebawszy ów pomysł rok później) również przemknęła jak samolot do Tokio. Postaci MatkiMeryBoskiej Dekalowkiej również nie było mi dane poznać w premierze bo: a) algortym na YouTube nie zadziałał; b) radio nie chciało puszczać bigotek, mountajnów i (odpowiednio zaakcentowanej) KA w najpopularniejszym polskim słowie. Nawet Maleńczuk na kanapie u Wojewódzkiego, puszczając wiązankę lanserskich zachwytów nad panną Mery kompletnie nie wpłynął mi tymi słowami do świadomości. Musiał, kurwa, w klipie dopiero zagrać i srogiego liścia wyłapać, żeby mój łeb otworzył się na elektro Spolsky. Ale to takie delikatne łaskotanie najpierw było, bo: "O, cię nie mogę - Idol zagrał w klipie jakiejś laski. Szkoda, że nie zaśpiewał...".

 


 

Łaziłem później po Empiku. Moim oczom ukazał się nagle ten wielki napis z zabijaniem... Machinalnie odwróciłem książkę, by przeczytać pierwsze zdanie z tylnej zajawki... I nagle takie JEB! w ŁEB! A więc stało się! Przepowiednia, którą wieszczył sam Maleńczuk, po kilkunastu latach się zmaterializowała! Maleńczuk, Kayah - to będą jaja... MM podpromował twórczość Spolsky:

 

Przekartkowałem. I nagle następne JEB! Przygotowanie graficzne tej książki jest, kurwa, mistrzowskie! Nie, nie są to przypadkowe gówno-chujo-obrazeczki ze stocka, które nadal lądują w "książkach" jebanych jutuberów - jak rapuje Fazi. Jak stałem, tak w te pędy poleciałem do kasy. Nie poleciałbym, gdyby przyszło mi zabulić cenę z okładki. Zapłaciłem pewnie mniej, niż kosztuje porcja krewetek w knajpie na Mazowieckiej. Były to jednak zakupy z dupy, bo nazwisko takiego jednego Krakusa ktoś z tyłu wydrukował i autentycznie mózg zrobił mi wielkiego pierdolca: Bierz, do chuja, bo Maleńczuk! No i mocna przecena to powód nr 2.

Dopadło mnie to wszystko w ubiegłorocznej, listopadowej premierze śpiewo-audiobooka z wysypem gości. Ludzie kruki - MM czyta mroczny tekst, mrocznym głosem na tle mrocznego ambientu. 15 minut "nowego" mrocznego Maleńczuka! Oszalałem. Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj śledziłem wzrokiem ze słuchawkami w uszach. Sześć i pół godziny nagrania podzieliłem chyba na cztery sesje i zostałem fanem. Fanem nie tyle Mery Spolsky, co fanem Marii Żak. 33 utwory z trzech albumów Spolsky leciały grubymi setkami w zapętleniu. W urodziny zapętlam Makijaż i tak sobie marzę, żeby jeszcze kiedyś, chociaż raz, pierdolnął z głośników świeży metal Spolsky. Albo nieświeży metal zaaranżowany na elektro Spolsky.

 

----------------------------------------

Mery w Makijażu:



i bez...



.

.
OCENA: 8/10 (rewelacyjna)

TYTUŁ: Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj
AUTORMery Spolsky / Tomek Kuczma (ilustracje)
WYDAWNICTWO:   Wielka Litera
ILOŚĆ STRON:   288
 ROK:   2021
CENA: 24 zł.
 
Egzemplarz kupiony w Empiku

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz