Z czym kojarzy się miejscowość Wołowiec? Na początku szukałem tam rozpoznawalnego (dzięki nazwie miejscowości) na skalę ogólnopolską zakładu karnego. Ale więzienia tam nie ma. Więzienie jest w Wołowie. A co jest w Wołowcu? Polska literatura. Wydawnictwo Czarne, które rezyduje w Wołowcu właśnie, swoją rozpoznawalnością i kojarzeniem nazwy również znalazło sposób na ciekawy PR. Otoczona Tatrami malutka mieścina, zimą malownicza i lekko niedostępna, a w niej mieszkający (nawet zimą) Andrzej Stasiuk. W Wołowcu wydają także dwaj równie rozpoznawalni tenorzy rodzimego reportażu: Filip Springer oraz ten, który kiedyś w każdą niedzielę o godz. 22.00 lądował helikopterem na dachu siedziby Polsatu - Mariusz Szczygieł. Chęć na Miedziankę miałem od czasu, kiedy przeczytałem urodzinowy egzemplarz 13 pięter. Miałem już nawet pdf'a z "Miedzianką" na telefonie, bo w sumie nie można każdej książki mieć na własność w papierowym wydaniu. Domowa biblioteczka to przecież nie miejska biblioteka z kilkoma filiami. A metraż ogranicza nawet miejskie biblioteki.
Od naprawdę niepamiętnych czasów (co, o zgrozo, pamiętam) jednym z głównych kilkudniowych corocznych spotkań dotowanych przez Urząd Miasta było (i oczywiście ciągle jest) święto Kreskowiaków. Polacy wysiedleni z terenów Ukrainy, Litwy i Białorusi, a dziś ich dzieci, spotykają się, są bywalcami koncertów muzyki kresowej, mają prelekcje. Od kiedy pamiętam (a pamiętam od połowy lat 90.) zawsze w kalendarzu miejskich imprez były dni przeznaczone dla upamiętnienia repatriantów ze wschodu.
Rok 2011 przyniósł nam troszkę faktów z zachodniej granicy Polski. Od Smarzowskiego dostaliśmy w łeb Różą (kiedy dziewiczy raz odpaliłem sobie ten film, nie wiedziałem, co mam zrobić w trakcie pierwszej sceny - zapałzować i wyłączyć, czy zapałzować i walnąć pół szklanki burbonu), a od Springera liścia Miedzianką. W filmie - z północnych ziem wypędzani byli Mazurzy, w reportażu - z południowych - Niemcy. Dobra, może być, że przesiedlani... Ale najlepiej, jak na stacji w Jeleniej Górze wsiądą do pociągu, pojadą w pizdu do swojej faszystowskiej ojczyzny, i nigdy nie wrócą. Polska administracja robiła wiele, żeby tak właśnie było. Ale Niemcy wracali do Miedzianej Góry... do Miedzianki... właściwie do Kupferbergu.
Przechadzałem się w listopadzie po miejscowym Empiku. W dziale z książkami wpadło mi w oko nazwisko Springera wydrukowane na grzbiecie jego "nowej" książki. Świetna, przykuwająca wzrok czarna okładka z pomarańczowymi wstawkami robi robotę. Naprawdę brawa dla dizajnera - Przemka Dębkowskiego. Patrzę - "Miedzianka. Historia znikania". Aha. Wznowienie. I to piąte! Tym razem od krakowskiego wydawnictwa Karakter. A ja ciągle miałem przed oczami tę okładkę z koniem. A że tekst się przecież od czasów premiery nie zmienił, postanowiłem wypożyczyć stare (2011) wydanie z Wołowca.
Wznowienie "Miedzianki" - wydawnictwo Karakter (2022)
Autor opowieść tę zaczyna od butelki. Pustej butelki po piwie. I w mojej pamięci po reportażu zostanie piwo. Piwo z browaru w Kupferbergu, a po II światowej z Miedzianki - niedaleko Lwówka Śląskiego. A jeśli Lwówek Śląski, to oczywiście nadal prężnie warzy tam browar Lwówek. A Kupferberg Gold? A raczej Złoto Miedzianki? Co z nim? Bo tak nazywał się sławny na cały Dolny Śląsk jasny lager, warzony tam od lat 70. XIX wieku. Teraz można co najwyżej kupić wino musujące produkowane w Niemczech. Po piwie zostały jedynie puste zielone butelki i pojedyncze kapsle od tychże. Delikatnie (ale tylko delikatnie) przypomina to los wrocławskiego browaru Profesja. Po Profesji w roku 2022 zostały tanki i inny sprzęt warzelniczy wywieziony do browaru Jurand w Szczytnie. Właściciel Profesji (od końcówki 2021 roku jest nim Mazurska Manufaktura Alkoholi) poszli jednak na grubo: dostali unijne dofinansowanie na jeden koma dziewięć dużej bańki i po pięciu latach funkcjonowania sprzedają browar. Sprzęt do warzenia odkupiła Mazurska Manufaktura, a chłopaki z Profesji pieniądze zatrzymają, bo unijna karencja mija w 2023 roku; z nieopłaconymi pracownikami też nie muszą się użerać, bo zwolnień im nie podpisali (użerać się będzie za moment AR-Poltrans, a za następny moment Polsat z Interwencją i TVN z Uwagą). Tomek Kopyra w temacie piwnym to jest jednak fachowiec: część I, część II - polecam.
Browar w Miedziance przestał istnieć w roku 1974. Przysłani robotnicy wymontowali 20 blaszanych tanków i potoczyli drogą w kierunku Janowic. Była to pamiętna chwila - po 126 latach zakończyła się w Miedziance historia browarnictwa. Skończyła się dudniącym łoskotem blachy toczonej po mokrym asfalcie. Toczenie nie jest łatwe, pochyłość jest spora, nad ważącymi po kilkaset kilogramów kadziami nietrudno stracić kontrolę.. U góry robotnicy zapewniają, że tanki pojadą do browaru w Lwówku, na dole okazuje się, że takie pogniecione nadają się tylko na złom.
Aż się chce napisać: krajobraz zniszczenia z browaru Profesja. W tle budynek browaru Jurand (Szczytno). Stan na końcówkę października 2022 - fotografie nieaktualne.
Wracamy do Kupferbergu. Gdy ówczesny właściciel browaru, Georg Franzky, zainwestował w maszyny parowe wspomagające produkcję piwa bawarskiego, zrobił coś jeszcze: stworzył wiosenny festiwal piwa z miejscowym marcowym, rozlewanym prosto z beczek. Codziennie więc konne wozy wypełnione po brzegi beczkami i podzwaniające zielonymi butelkami wyruszają z Kupferbergu drogami w dół, by mieszkańcom okolicy dostarczyć najlepszego w Górach Olbrzymich piwa.
1957 rok jest ostatnim w którym Niemcy mogą wyjechać z Polski w ramach powojennych repatriacji. Ówczesny ruch w Polsce odbywa się wahadłowo - Niemcy spadają z Polski, do Polski wpadają... Polacy... Polacy, którym zakomunikowano, że za chwilę nie będą już Polakami, a Białorusinami, Litwinami i Ukraińcami. Przed takim wyborem stanęła w 1958 roku choćby rodzina Wydrzyckich, którym Polskę zamieniono na Białoruś. Ojciec, Antoni, wybrał wysiedlenie. Dzięki tej decyzji, głowy rodziny, dostaliśmy Niemena. W gruncie rzeczy Wydrzydcy wcale nie musieli opuszczać Starych Wasiliszek; Antoni Wydrzycki nie był gospodarzem, nie miał hektarów, nie musiał zapisywać się do kołchozu. Był złotą rączką - "pieniądze same leźli jemu do kieszeni. Lebiodka" - jak wspominają Antoniego mieszkańcy Starych Wasiliszek w reportażu radiowym - Jak ta rzeka. Ale jedni z bohaterów reportażu Springera - Irena Barwicka wraz z mężem - gospodarzyli. Gospodarzyli i też nie mieli ochoty oddawać plonów kołchozowi. Dlatego ruszyli na nowe zachodnie ziemie. Jest też Barbara Majka (z domu Kmiecik) - też tzw. lebiodka - pracuje w kopalni uranu, obsługuje windę.
Pół wieku temu, 13 maja 1972 roku, nastąpiło całkowite rozwiązanie kwestii Miedzianki: przeznaczono do likwidacji. Podpisano: naczelnik gminy z ramienia partii (taki dzisiejszy wójt), Irena Kamieńska-Siuta. Decyzją pani naczelnik mieszkańców przeniesiono do czteropiętrowców w Jeleniej Górze przy ul. Mieczysława Karłowicza (40-45). Dziś to typowa wielka płyta z odnowioną, kolorową i ocieploną elewacją. Przez karty reportażu przemyka też nazwisko Stanisława Cioska, który na szersze wody rozpoznawalności wypłynie dopiero podczas obrad w Magdalence ('89), a który pół wieku temu piastował stanowisko wojewody mojego rodzinnego województwa.
Sam tekst starego wydania nie zmienił się w nowej edycji wydawnictwa Karakter. Za korektę dziewiczego wydania z roku 2011 odpowiedzialne są Małgorzata Poźnik i Zuzanna Szatnik. Nie obyło się bez błędów (nawet ortograficznych!). Czytając o ważeniu piwa w kontekście warzenia, trochę szkliwo na zębach mi się rysowało... Ale tylko raz i w Karakterze błąd ten został wychwycony przez Paulinę Lenar. W reportażu występują postacie braci Sintenisów (Paul i Max). W 2011 korektorki puściły zwrot o tym, że coś się działo między obojgiem Sintenisów. I zastanawiam się, kto w tym braterskim tandemie robił za siostrę. A między oboma Sintenisami działo się sporo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz