Niebezpieczny poeta jest drugim tytułem książkowym (na który
trafiłem), gdzie na tylnej okładce dla zachęcenia czytelnika wpisał się
inny sławny Krakus, Maciej Maleńczuk. Wpis jego autorstwa jest
jednak tak bardzo generyczny, że podłożyć tam tylko nazwisko
jakiegokolwiek innego gościa, a brzmieć to będzie nie tyle uniwersalnie,
co właśnie generycznie. Podobnym generyzmem są losowe mowy
pogrzebowe "układane" dla przypadkowych zmarłych...: "Uważaj na niego, dziewczyny kolego. Bo Gałczyński jest piękny. W każdym sensie". Jeszcze krócej M.M. wpisał się do książeczki krążka CD Zaklinanie - czarowanie Pawluśkiewicza, ale zrobił to brawurowo, z ewidentnym puszczeniem oka i do Jana Kantego i do słuchaczy: Jeśli Kanty, to na pewno Pawluśkiewicz! :) Sława
Gałczyńskiego? Ale sława!, a nie to, co spotkało Cypriana Norwida... O
sławę za życia mi chodzi. W sumie po przeczytaniu tej książki
odniosłem wrażenie, że takie sławy dot. autora Zaczarowanej dorożki są dwie:
obie związane z dwuletnim mieszkaniem w Krakowie. Najpierw przechadzki Mistrza K.I., a za nim sznur studentów śpiewających Liryka, liryka, tkliwa dynamika... (Grzegorz Turnau nie napisał tego tekstu - on go tylko zaśpiewał - jak ci studenci właśnie); po drugie wieczór autorski z maja 1948 roku, kiedy to na powietrzu kompleksu budynków Uniwersytetu Jagiellońskiego stanęły tłumami nieprzebrane połaci miłośników poezji Gałczyńskiego: Poeta stał na małym kamiennym ganku, oparty o balustradę. Jego kształtna, mocno szpakowata głowa zuchwale odcinała się od gęstej zieleni dzikiego wina. Dziedziniec i krużganki były tak nabite ludźmi, że poeta miał ich przed sobą, z góry i z dołu, z boków i z tyłu. Wszędzie. Takie tłumy na spotkaniu autorskim były dla innych nieosiągalne.
Świadomie Gałczyński pojawił się w moim świecie pierwszy raz w 2017 roku za sprawą Programu Pierwszego Polskiego Radia i audycji pt. Ludzie niepodległości. Wówczas do radiowego studia zaproszono Annę Arno, która cztery lata wcześniej wydała ową książkę. W audycji wykorzystano oprócz wypowiedzi autorki, fragmenty audycji z samym Gałczyńskim czytającym do mikrofonu Zaczarowaną dorożkę oraz z córką, Kirą Gałczyńską, która starała się zarysować losy ojca z czasów II Światowej i jego pobytu jako jeniec wojenny w Stalagu IV B w Muhlbergu. Ta audycja trwa jakieś 17 minut, a okazała się zapalnikiem, dzięki któremu postanowiłem zagłębić się w losy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. O Srebrnej Natalii, czy Zielonym Konstantym pojęcia wówczas nie miałem. Chodziło mi wtedy tylko o możliwość przeczytania książki pani Arno. Chciałem ją początkowo nawet kupić, ale po czasie stwierdziłem, że w sumie nie wiem, czego się spodziewać, więc ją wypożyczę, co też zrobiłem. W międzyczasie był jeden taki remont - na Oriona. A jak remont, to i zbędnych rzeczy się właścicielka wyzbywała. O ile ileś tomów Iwaszkiewicza wylądowało w niebieskim pojemniku na makulaturę, o tyle komplet pięciu tomów Dzieł zebranych wydanych w Warszawie przez "Czytelnika" ocaliłem przed utylizacją (z tego samego zbioru w dużej mierze korzystała autorka omawianej książki).
1) śmierć ojca - Konstantego seniora, kolejarza, przyspieszył nałóg alkoholowy. W 1927 roku dopadł go wylew krwi do mózgu;
2) matka - Wanda - zmarła tuż przed Bożym Narodzeniem 1938 roku;
Nacjonalizm, w górę ręce, kto jest z nami, jak drzewiej rapował Hans w 52 Dębiec. Rękę podniósł Gałczyński i wylądował u Bolesława Piaseckiego w tygodniku Prosto z mostu. Tyle, że faszyzm w wykonaniu K.I. był identyczny, jak komunizm w wykonaniu K.I. - to były tylko słowa; bardzo dobrze zrymowane, ale jedynie słowa. No i rzucał zielonym atramentem te słowa na kartki; obrywało się zawsze tym, co byli w opozycji: przed II Światową rządy sanacyjne "kazały" jechać po Bezpartyjnym Bloku Współpracy z Rządem (Lech Wałęsa pożyczył skrót i powołał swego czasu własny BBWR) i Gałczyński jechał po Tuwimie i innych osobistości Skamandra. Kiedy Lechoń zaczął wydawać Cyrulika Warszawskiego oczywiście i miejsce dla Konstantego się w nim znalazło. Po wojnie Mistrz Ildefons nie miał jak do Piaseckiego wrócić, bo naczelny leżał razem z Ratajem w Palmirach. Poeta wykorzystywał jak mógł swe filisterskie umiejętności i gdy nastał Bierut, K.I. znów chciał krzyczeć: Zostawcie mnie w spokoju i dajcie mi żyć po swojemu! Mój wewnętrzny komfort jest ważniejszy, niż wasze takie czy inne działanie mające na celu "dobro ogółu". Nic mnie ten ogół nie obchodzi! Dajcie mi żyć z moją Natalią, gdzie całe szczęście nasze to stół i na tym stole dzbanuszek z konwalią...
Ślubne obrączki, wyd. "Czytelnik", 1949
Najważniejszą sprawą dla K.I. było dotarcie do czytelnika i gotów był za to płacić każdą cenę; polityczny żargon, którym opisywany był konformizm poety niewiele obchodził Gałczyńskiego. Mogli sobie pisać, ile chcieli, że dziś może być taki, jutro zupełnie inny. Jerzy Waldorff celnie spuentował dość prozaiczny w sumie powód takiego lawirowania: Był gotów napisać dobrze o każdym, kto mu po prostu ułatwiał odzew, kontakt z publiką, popularność. Pracował, gdzie się da i dupie miał prasową reputację "sprzedajnego pety". I znów przed oczami staje mi M.M. Maleńczuk (tym razem z czasów Tęczowej swasty, kiedy Vladimir pierwszy raz podniósł rękę na Ukrainę) i jego "zagrywki artysty" mające na celu dotarcie do potencjalnego słuchacza każdej opcji politycznej:
M.M. na prawo - w maju 2014 u prawaka Lisickiego; na lewo - w grudniu u lewaka Lisa.
Kiedy czytałem wspomnienia Stanisława Swianiewicza, nazwisko Gałczyńskiego nie padło ani razu spod ręki wojskowego na kartach jego książki - nie padło, pomimo, że Swianiewicz wspominał o adresie do korespondencji z rodzinami z obozu w Kozielsku: Dom Wypoczynkowy imienia Gorkiego. Bo, uwaga! K.I. trafił po rozbrojeniu do owego obozu w Kozielsku! I przeżył:
Konstanty ocalenie zawdzięczał poniekąd swym wybrykom w wojsku, dzięki którym pozostał szeregowcem. Sowieci odseparowali zwykłych żołnierzy od oficerów: "Pewnego pięknego dnia Rosjanie powiedzieli, że wracamy do domu i wsadzili nas do pociągu. Co za radość! Aż dojechaliśmy na niemiecką stronę". Po dwóch dniach podróży, 28 października ('39) na "Moście przyjaźni" w Brześciu nastąpiła wymiana jeńców. Szeregowcy więc do domów, oficerowie do dołów w lesie katyńskim...
Po wojennej tułaczce ostał się zeszyt Gałczyńskiego, w którym poeta spisał obserwacje z jenieckiego obozu Altengrabow; ostał się też syn - Konstanty Ildefons jr - ur. w styczniu 1946 roku, którego matką była Lucyna Wolanowska (K.I. junior zmienił personalia na Steve Parker i do śmierci mieszkał w Australii). Wojenne wojaże Gałczyńskiego są o tyle tajemnicze, że bardzo skromnie naświetlone i jeszcze więcej w nich legendy... Poeta doczekał się syna z Wolanowską, a do Polski wrócił do Natalii ...pod rękę z Marią Stobiecką.
Po Piaseckim, nowym impresario poety został w 1946 roku Marian Eile - naczelny tygodnika Przekrój. I to w Przekroju Gałczyński znalazł swoją (w latach '50 chybotliwą, bo mało zlecającą) przystań. Jego depresyjno-alkoholowe ciągi z pewnością były w domu Gałczyńskich uciążliwe, ale jeśli ktokolwiek twierdzi, że niepotrzebne i poeta swoim zachowaniem wyłącznie niszczył zdrowie, to ktoś taki chyba nigdy nie stworzył, nie skomponował, nie napisał nic własnego... Jakkolwiek niepolitycznie to zabrzmi, jeśli ktoś twierdzi, że alkohol i narkotyki są w sztuce czymś zbędnym, równie dobrze może wyrzucić za okno domową kolekcję płyt, czy poezji, bo one w takim razie również są zbędne.
NARÓD: Ustroju, gdzie jesteś ????!!!!
USTRÓJ: ...
NARÓD: Ustrój nie odpowiada narodowi!
Poza tym warto pamiętać, że dorożkarzem z Zaczarowanej dorożki był Jan Kaczara, a Arturem, który odpowie na zapytanie - Artur Maria Swinarski... Nocna przejażdżka ulicami Krakowa po suto zakrapianej imprezie skończyła się bodaj najsłynniejszym utworem Gałczyńskiego. Była to swego rodzaju odpowiedź poety na "nową poezję" - tanią retorykę groszowych wizjonerów. No i 11 lutego 1950 roku na Zjeździe Związku Literatów Polskich z tyradą przeciw Poecie wystąpił Adam Ważyk, autor dość znanego Poematu dla dorosłych (1955). Skutek tego wystąpienia był taki, że Gałczyńskiego pozbawiono możliwości drukowania zarówno Teatrzyku "Zielona Gęś", jak i "Listów z fiołkiem". Sam Ważyk w 1986 roku przyznawał: Byłem wtedy ideologiem, i to bardzo zaciekłym.
U kresu życia K.I. Gałczyński po kolejnym epizodzie alkoholowo-depresyjnym trafił do Tworek - tamtejszego szpitala psychiatrycznego, co Natalia skrzętnie starała się ukrywać nawet przed córką.
6 grudnia 1953 roku młody lekarz pogotowia, Jerzy Grodziński, otrzymał wezwanie do pacjenta Konrada Pałczyńskiego. Na miejscu okazało się przyjechał do nieżywego Gałczyńskiego. Nie pomógł telefon od sąsiada, ministra kultury, Włodzimierza Sokorskiego (który pełniąc tę funkcję w latach 1952-1956 był de facto twórcą zasad polskiego socrealizmu w sztuce i który w 1967 roku wręczył Czesławowi Niemenowi nagrodę specjalną radiokomitetu za… „ideowe treści pieśni Dziwny jest ten świat), z prośbą o karetkę z kliniki rządowej. Do Gałczyńskiego nie chciano jej wysłać... Poetę pochowano 9 grudnia bez pompy; po cichu, skromnie, co prawda na Powązkach i na koszt państwa, ale nie w Alei Zasłużonych. Jak zachowanie władz ma się do faktu, że dzień przed pogrzebem, 8 grudnia 1953 roku uchwałą Rady Państwa K.I. został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi na polu literatury polskie?? Środa, 9 grudnia: przenikliwie zimny i wilgotny dzień; smutno, skromnie - jakby przypieczętowanie atmosfery nagonki, jaka towarzyszyła poecie w ostatnich latach.
Pozostało mrowie poezji Gałczyńskiego. Sam zestaw Dzieł zebranych w pięciu tomach to jakieś 3000 stron samej twórczości Mistrza K.I. (bez przypisów), kolejne 400 to zapiski więzienne, opracowane przez Kirę i zgodnie z wolą matki wydane 50 lat po śmierci ojca (po raz pierwszy w 2003 roku).
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz