Jak bardzo srogi był był upadek ostatniego narodowego zrywu Polaków, który to zryw miał uwolnić naszych przodków od naprawdę nieludzkiego terroru, który przetaczał się przez byłe polskie ziemie ze strony rosyjskich zaborców, pokazują dobitnie oba te krótkie opowiadania autorstwa Stefana Żeromskiego. A który zaborca nie był wobec nas brutalny? - może ktoś zapyta. Odpowiem: Jak na warunki wcielenia w granice innego państwa, sytuacja Polaków w zaborze austriackim nie była może wymarzona, ale na pewno najbardziej ludzka. Świat przedstawiony przez Żeromskiego zabiera nas w jesienną pluchę 1864 roku. Styczniowa podnieta roku 1863 ustąpiła teraz zrezygnowaniu i przyjęciu z ciężkim sercem wielkich strat ludzkich. Stefan Żeromski rodził się w październiku 1864 roku, a akcja Rozdzióbią... dzieje się w typowo jesiennym wrześniu. Autor pamiętał więc owo powstanie wyłącznie z opowiadań w rodzinnym domu i przypuszczać należy, że należał do tej pierwszej, wychowanej na nostalgicznej pamięci do przeciwstawienia się moskalom grupy. Wszak Żeromski był którymś z kolei pokoleniem Polaków, którzy rodzili się w kajdanach podległości.
O jakiej grupie mowa? O dwóch funkcjonujących po upadku powstania styczniowego w polskim społeczeństwie grupach najmłodszych Polaków, którzy byli wychowywani w duchu pamięci o tymże powstaniu. Jak w każdym temacie, tak i również w temacie powstania styczniowego dominowały w Polakach dwie opinie dotyczące zbrojnego porywu na moskali w 1863 roku. Znakomicie owe dwie legendy wychowawcze opisał Józef Piłsudski w swoim odczycie pt. Rok 1863, który został zredagowany w Sulejówku 31 stycznia 1924 roku w 61 rocznicę upadku Powstania Styczniowego:
Mówiłem o legendach, w których chowaliśmy się wszyscy my, pogrobowcy ostatniego powstania naszego narodu. Wybrałem jako temat dwie główne legendy, te, które bodaj każdy człowiek musiał w siebie wchłaniać, tak bowiem były powszechne, działały tak sugestywnie , a zatem tak silnie skaziły przez swój fałsz nie tylko samą historię 1863 roku, lecz i dusze ludzkie następnych po powstaniu pokoleń. Fałsz bowiem był tak jaskrawy, tak rzucający się w oczy, że tylko trwożliwa niechęć do powtórzenia eksperymentu dziejowego powstania wytłumaczyć zdoła ten dziwoląg psychiczny i myślowy.
Dwie te bowiem legendy uczuciowo, psychicznie były sobie sprzeczne, natomiast skwapliwie były łączone ze sobą, jako czynnik moralnego wychowania tysięcy i tysięcy ludzi, którzy się urodzili po powstaniu 1863 roku. Z jednej strony więc prowadzono dziecko lub młodzieńca gdzieś w gęstwę lasu, by go wzruszyć zapomnianą mogiłą powstańca, by mu szeptem w ukryciu, nieraz z wyrzutem mówić, jak jest niepodobnym do swych ojców, gdy kłótnią przysparza domowi kłopotu, gdy nieopatrznym słowem zaczepia jakiś autorytet parafialny czy powiatowy. A obok tego głośno i nieustannie stwierdzano słowem, wzruszeniem ramion, pogardliwym lub niechętnym burknięciem wszystko, co było drugą legendą, legendą głupoty, szaleństwa, często wprost legendą zbrodni roku 1863 i jego ludzi w stosunku do nas, następnych pokoleń.
Pełny tekst odczytu Józefa Piłsudskiego można znaleźć w książce Bohdana Urbankowskiego - Piłsudski: Myśli - Mowy - Rozkazy. Fakt nieudanego powstania roku 1863 jest taki, że z rąk rosyjskich żołnierzy zginęło grubo ponad 30 000 polskich powstańców, a blisko 40 000 Polaków zostało wywiezionych wgłąb Syberii.
Rozdziobią nas kruki, wrony... - niespełna półgodzinny audiobook do odsłuchania całości opowiadania. Andrzej Borycki (w konspiracji znany pod pseudonimem Tomasz Winrych), przemycając broń dla polskiego ruchu oporu, spotyka w lesie grupkę moskali, którzy na chwilę oderwali się od swojej grupy wojska, które niszczyło ostanie podrygi polskiego buntu. Pierwodruk opowiadania ukazał się w roku 1894 na łamach Przeglądu Poznańskiego pod pseudonimem Maurycy Zych. Utwór nosi tam podtytuł Bajka, który później, z woli autora, usunięto.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W Echach leśnych bohaterowie rozprawiają o przydrożnym świeżym grobie, w którym pochowano Jana Rozłuckiego - polskiego dezertera z armii rosyjskiej, który przyłączył się do powstańców i kierował leśnymi operacjami polskiego ruchu oporu przeciw moskalom w powstaniu styczniowym.
Jest kwiecień 1951 roku:
O historii tego grobu pisze Kazimierz Wyka w rozprawie pt. Żeromski jako pisarz historyczny: Ciekawa jest historia grobu Jana Rozłuckiego. Otóż grób ten rzeczywiście istnieje. Mianowicie przy głównej szosie Warszawa-Kraków, 17 kilometrów na północ od Kielc, we wsi Gozd, na przestrzeni między stacjami kolejowymi Łączna i Zagnańsk, wznosi się krzyż i głaz z napisem: Powstańcowi 1863 roku, bohaterowi Ech leśnych S. Żeromskiego, obywatele wolnej Polski.
Pomnik ten został wzniesiony i odsłonięty 31 maja 1934 roku kosztem komitetu obywatelskiego zorganizowanego w pobliskim Suchedniowie, o czym zawiadamiała specjalna, zachowana w zbiorach Muzeum Świętokrzyskiego, ulotka. Na uroczystości odsłonięcia odtworzono między innymi dwie sceny z "Ech leśnych". Inicjatorzy tego rzadkiego zaiste faktu uczczenia literackiej postaci oparli się na miejscowej tradycji. Tradycja ta po dziś dzień w Goździe jest żywa. Informatorzy, ludzie starsi, pochodzący z rodzin stale zamieszkałych w tej wsi, opowiadają: "Wszyscy oni wiedzą jedno od swoich ojców czy wujów: że krzyż dzisiejszy stoi na miejscu dawnego, a tamten na miejscu jeszcze innego, pierwszego, który został postawiony przez kogoś nietutejszego, z daleka, na mogile powstańca. Powstaniec był rozstrzelany, bo uciekł z wojska rosyjskiego. Jedni mówią, że rozstrzelał go brat, inni że stryj, który służył u ruskich. Wszyscy pamiętają miejsce, gdzie stała stara karczma i gdzie się odbył sąd wojenny nad powstańcem".
Żeromski znalazł do opisu historii rodziny Rozłuckich fakty, w postaci podobnego jak w "Echach leśnych", czynu oficera rosyjskiego, Polaka z pochodzenia, generała Ostrowskiego. Historia Ostrowskiego, głośna podówczas, i wierne jej przeniesienie do literatury naraziło Żeromskiego na pewne przykrości. W tradycji ustnej historia Ostrowskiego znana jest po dziś dzień. Oto sprawa generała Ostrowskiego w świetle relacji panny Janiny Bem, siedemdziesięcioletniej córki Antoniego Gustawa Bema - nauczyciela Żeromskiego w gimnazjum kieleckim:
Generał Wojciech Ostrowski należał do komisjo złożonej z kilku osób, a rozstrzygającej sprawę dezercji z wojska rosyjskiego jego bratanka. Gen. Ostrowski został przegłosowany, wskutek czego nastąpiło rozstrzelanie bratanka. Po tym fakcie Wojciech Ostrowski podał się do dymisji. Jako emerytowany generał został pełnomocnikiem majoratu w Piórkowie koło Łagrowa. Umarł w Sandomierzu mając 104 lata. Był to człowiek szlachetny, wielki służbista-żołnierz.
Syn generała, Adam Ostrowski, miał pretensje do Żeromskiego, że przedstawił ojca w sposób ubliżający jego czci, i napisał do Żeromskiego list żądający satysfakcji. Wystarczył Adamowi Ostrowskiemu list Żeromskiego, w którym pisarz stwierdził, że autorowi-twórcy przysługuje zawsze prawo poczynienia pewnych zmian w opisywanych faktach. Niezbyt pewna jest kwestia stopnia wojskowego Ostrowskiego. W świetle innej relacji (Marii Zasuszyn, która z dzieciństwa pamiętała generała), w powstaniu styczniowym był on pułkownikiem, a generałem został później.
Owe dwa opowiadania znajdują się w jednym wydaniu książkowym. Książkę wydało wydawnictwo "Czytelnik" w 1958 roku. Niektóre informacje dołączone przez wydawcę są informacjami przedawnionymi. Wystarczy spojrzeć na powyższe, współczesne miejsce usytuowania obelisku wraz z krzyżem (2011 rok) i już wiemy, że mogiła jest już dziś wyłącznie symbolicznym miejscem pamięci. Żadnych zwłok powstańca styczniowego w tym kopcu być nie może, a to oczywiście ze względu na ekrany dźwiękochłonne obwodnicy kieleckiej. Ciężki sprzęt wjechał w miejsce grobu nie raz, i nie raz go gruntownie przekopał. Do nikogo raczej wielkich pretensji mieć nie można.
Popatrzcie, drodzy czytelnicy, na parki w waszych miastach i miasteczkach. Ile z nich wyrosło na nieekshumowanych cmentarzach niemiecko-żydowskich, które datowane są właśnie na połowę XIX wieku? No właśnie... Niby pięknie zagospodarowana miejska przestrzeń, a chodzimy po zwłokach ludzi. I naprawdę moralnie nic nie zmienia tego, że ci ludzie nie żyją od 150-200 lat. A zwyczajne miejsce pamięci z ekshumowanymi zwłokami na obrzeżu miasta by zupełnie wystarczyło. Po prostu dla najzwyklejszej czci i pamięci. Jak to się od niepamiętnych wieków wzdycha z przejęciem: memento mori.
.
OCENA: 9/10 (wybitna)
TYTUŁ: Rozdzióbią nas kruki, wrony / Echa leśne
AUTOR: Stefan Żeromski
WYDAWNICTWO: Czytelnik
ILOŚĆ STRON: 32
ROK: 1958
Egzemplarz ocalony przed biblioteczną utylizacją (czerwiec 2019)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz