Przodkowie Jamesa ze strony matki:
Richard Gleed, sr - ur. w Purton, Wiltshire, Anglia; zm. tamże w lipcu 1717 roku;
Ann Gleed (z d. Philmor) – ur. w Purton, Wiltshire, Anglia; zm. tamże w maju 1715 roku;
Richard Gleed, jr - ur. w Purton, Wiltshire, Anglia; zm. tamże w styczniu 1753 roku;
Elizabeth Gleed – zm. 17 maja 1759 roku. Pochowana w Purton, Wiltshire, Anglia;
Matthew Gleed – ur. w Purton, Wiltshire, Anglia; zm. tamże 22 sierpnia 1786 roku;
Jane Gleed (z d. Isles) – ur. w Purton, Wiltshire, Anglia; zm. tamże 5 stycznia 1785 roku;
John Gleed, sr – ur. 5 października 1745 roku w Purton, Wiltshire, Anglia; zm. tamże w październiku 1794 roku;
Mary Gleed (z d. Ockwell) – ur. w Cricklade, St. Sampson, Wilts, Anglia;
Abe Hatfield – ur. ok. 1720 roku w Russell County, Wirginia
Margaret Hatfield (z d. Winas) - ur. ok. 1720 roku w Russell County, Wirginia
Pierwsze większe napięcia na linii Ameryka – Anglia pojawiły się w związku z Indianami, zwłaszcza w czasie wojny (zwanej siedmioletnią - 1756-1763) o panowanie na terenach skolonizowanej Ameryki między kolonistami, Anglikami, Francuzami i Indianami właśnie. Konflikt ten przybył na ziemie amerykańskie oczywiście z Europy. Amerykanie nie godzili się na pokrywanie opłat za stacjonowanie u siebie angielskich wojsk. Anglia uznała, że podatki na utrzymanie brytyjskiej armii są jak najbardziej na miejscu, ponieważ ta wydatnie pomaga odpierać ataki indiańskie i francuskie. Protesty kolonistów w sprawie opodatkowania ich przez Parlament angielski staną się jedną z przyczyn wybuchu Rewolucji Amerykańskiej.
Indianie jeszcze próbowali zawalczyć o wolność i podtrzymanie własnej kultury. W 1676 roku niemal jednocześnie w Nowej Anglii i Wirginii rozgorzały dwie, brzemienne w skutki, wojny z Indianami. Były to dwie ostatnie na tych terenach tak wielkie podjęte przez Indian próby ratowania swej autonomii i integralności. Sam wybuch konfliktu na tych terenach spowodowany był serią zbrojnych incydentów między Anglikami a zaniepokojonymi ekspansją Wirginii i Marylandu Indianami zamieszkującymi okolice rzeki Potomac. Indianie w Wirginii i Marylandzie byli w tym okresie już znacznie osłabieni (w Wirginii w 1674 roku było mniej niż 1000 wojowników wobec ponad 13000 mężczyzn wśród kolonistów) i zależni od Anglików, co jednak nie osłabiało nienawiści białych, a wręcz przeciwnie, zachęcało do agresywnych działań. Koloniści, niezadowoleni z wysokich podatków na obronę oraz ostrożnej polityki wobec miejscowych Indian, poczęli atakować od dawna zaprzyjaźnione i zależne od Anglii plemiona Appomatox i Pumunkey, zamieszkujące tereny Wirginii w wydzielonych rezerwatach. Paniczny strach przed zjednoczeniem się wszystkich czerwonoskórych sprawił, że każdy Indianin wydawał się wrogiem.
Przebieg rebelii wskazywał niezbicie na kilka faktów: miejscowi Indianie, obecnie nieliczni i osłabieni, postrzegani byli powszechnie przez białych już tylko jako przeszkoda na drodze do nowego osadnictwa oraz źródło pewnego zagrożenia, utrudniającego rozwój kolonii. W konsekwencji takiej postawy, wyniszczanie ich nosiło pozytywną sankcję moralną, a ugodowa i ostrożna polityka władz okazała się wyjątkiem, uwypuklającym tylko wrogość i niechęć osadników wobec Indian. Po drugie, rebelia zredukowała rolę Indian w Wirginii niemal do zera. W samych walkach między białymi zginęło niewiele osób, natomiast głównymi ofiarami byli Indianie. Nieliczni pozostali przy życiu zmuszeni byli do osiedlania się na niewielkich, wydzielonych terenach, gdzie dezintegracja ich kultury i sposobu życia postępować miała bardzo szybko. Skutek wojny był podobny do tego w Nowej Anglii: Indianie zamieszkujący wybrzeże Atlantyku zostali wyniszczeni, a inni, żyjący poza zachodnimi granicami kolonii otrzymali ważną lekcję – niezależnie od tego czy dane plemię żyło w usankcjonowanym traktatami sojuszu czy też w stanie wojny z Anglikami, skazane było na powszechną wrogość białych, a w ostatecznym rachunku na zagładę.
Przenosimy się w naszej opowieści na stałe w wiek XVIII. Imigracja odgrywała już mniejszą rolę niż wiek wcześniej. Przyrost ludności w jej wyniku nie przekraczał obecnie 20 procent. Byli to jednak w większości ludzie młodzi, którzy względnie szybko zakładali rodziny. Zmienił się charakter emigracji, gdyż obecnie znacznie liczniej przybywali osadnicy z krajów innych niż Anglia. Do momentu Rewolucji Amerykańskiej przybyło kilkaset tysięcy takich kolonistów. W Nowym Jorku (daw. Nowy Amsterdam) osiedlały się duże grupy Niemców z Palatynatu; w Pensylwanii i Karolinach – Niemcy i niemieckojęzyczni Szwajcarzy. Najczęściej byli to kalwini i luteranie, ale nie brakowało też członków pomniejszych ugrupowań religijnych – np. baptyści. Ci, ze względu na hermetyczność swoich grup, asymilowali się bardzo wolno. Drugą znaczną grupą imigrantów byli Irlandczycy. Przybywali głównie Irlandzcy Szkoci – prezbiterianie. Przyczyny ich emigracji były przede wszystkim ekonomiczne, choć niemałą rolę odgrywała także niechęć do kościoła anglikańskiego i przymus płacenia nań podatków. W krótkim czasie doszło do gwałtownych incydentów między przybyszami z Irlandii a mieszkańcami Nowej Anglii, którzy niechętnym okiem patrzyli na przybyszów niepoddających się ortodoksji purytańskiej. Konflikt ten sprawił, że Szkoci irlandzcy przenieśli się na dalekie tereny nadgraniczne New Hampshire i na północ do Maine lub do bardziej tolerancyjnych Pensylwanii i Delaware.
Pokaźną grupę ówczesnych imigrantów stanowili też byli więźniowie. Rejestry londyńskie za lata 1719-1722 wymieniają 17 740 więźniów zwolnionych i przetransportowanych do kolonii, a wliczywszy inne miasta, liczba skazańców-kolonistów w tym okresie sięga 30 000. Zakupiony ze statku skazaniec był znacznie tańszy niż niewolnik, a już doskonałym interesem (przynajmniej z czysto finansowego punktu widzenia) było nabycie byłej przestępczyni kobiety, za którą płacono najniższe ceny (w przeciwieństwie do aktywnej kobiety przestępczyni, którą trzeba doprowadzić przed wymiar sprawiedliwości. W Nienawistnej ósemce John Ruth miał dokumenty na przytulenie znacznej sumy za dostarczenie pod sąd Daisy :) - przyp. Marios).
Odrębną grupę ludności stanowili niewolnicy afrykańscy. W XVIII wieku zastąpili oni białą służbę kontraktową jako główna siła robocza w koloniach południowych. Liczba ich również szybko wzrastała. Wg ocen w latach 1600-1780 do kolonii brytyjskich w Ameryce sprowadzono blisko 1,5 mln Afrykańczyków. O ile do końca XVII wieku sprowadzono ich do samych tylko kolonii na kontynencie amerykańskim ok. 10 000, to w latach 1701-1740 już 100 000, a w latach 1741-1780 aż 147 000. Szybki przyrost liczby ludności (poza niewolnikami) wymuszał zarówno ekspansję terenów rolniczych, jak i rozwój miast. Największym miastem w obecnym wieku będzie Boston, w którym skumulują się wszystkie siły niezadowolone z Angielskiej polityki podatkowej wobec Ameryki. Na razie osadnicy w celu zasiedlania nowych terenów posuwali się na zachód.
W połowie XVIII wieku znacznie wzrosło tempo zasiedlania Wirginii i
Marylandu leżących u podnóża Appalachów, zachodnich ziem obu Karolin,
środkowej Pensylwanii, zachodnich obszarów Massachusetts i Nowego Jorku
oraz New Hampshire i Maine. Na zachodzie osiedlali się nowi przybysze –
np. Niemcy i Szkoci w Pensylwanii, oraz koloniści, którzy nie znajdowali
dla siebie perspektyw na wschodnim wybrzeżu, gdzie najlepsze ziemie
były zajęte lub zbyt kosztowne. Ekspansja na zachód doprowadziła do
zaostrzenia rywalizacji z Francją, a w końcu w połowie XVIII wieku do
otwartej wojny na dużą skalę, która zakończyła się dla Francji utratą
Kanady, a Anglii otworzyła drogę na zachód. Wreszcie można mówić o
wpływie tegoż otwarcia na stosunki kolonii z metropolią. Spór, którego
kulminacją stała się Rewolucja Amerykańska wynikł, między innymi, z
konfliktu między kolonistami pragnącymi osiedlać się na zachodzie a
Londynem, który ograniczył taką ekspansję w obawie przed wojnami z
Indianami i utrzymywał armię w celu egzekwowania tej polityki.
Zasiedlanie terenów zachodnich doprowadziło do nowych podziałów
społecznych i zaostrzyło konflikty polityczne w poszczególnych
koloniach. Na ziemiach zachodnich szalało bezprawie; grupy bandytów
działały bezkarnie terroryzując osadników, a władze centralne nie
kwapiły się do udzielenia pomocy. Taki stan rzeczy utrzyma się na
ziemiach zachodnich jeszcze grubo ponad 100 lat, a kulminacją owego
braku zaangażowania centrali będą tereny kalifornijskie, nazwane Dzikim
Zachodem oraz powszechne prawo posiadania broni w celu formowania
obywatelskiej policji, która dbać miała o porządek na dalekich
zachodnich terenach, bardzo słabo połączonych jurysdykcją władz
centralnych. Jeśli dodamy do tego bardzo częste rozwiązywanie problemów
siłą (również w wyniku wojen z Francuzami), to otrzymamy obraz tego,
dlaczego nastąpiło tak znaczne prywatne zmilitaryzowanie amerykańskiego
społeczeństwa kolonialnego. Zarówno polaryzacja polityczna i etniczna
jak i militaryzacja miały odegrać ważną rolę w czasie Rewolucji oraz w
okresie sporów o kształt konstytucji stanowych.
Jak już było wspomniane, większość imigrantów przybywała do Ameryki w
celu poprawienia swojej sytuacji ekonomicznej. Jak widzieliśmy,
dotyczyło to w znacznej mierze także tych, którzy emigrowali z powodów
ideologicznych i religijnych. Poważna ilość towarów, których nabycie
stanowiło o poziomie życia (nie mówimy tu o minimalnym, poziomie
potrzebnym do przeżycia, ponieważ nie na to liczyli emigranci),
pochodzić mogła tylko z importu. Trzeba było znaleźć lokalne sposoby
tego importu. Wiązało się to przede wszystkim z uzyskaniem kredytów u
kupców angielskich; kredytów opartych nadal na wymianie handlowej, a nie
na pieniądzu, którego używania w koloniach zakazywała Korona angielska.
Oprócz bezpośredniego eksportu towarów kolonialnych do Anglii, formy
uzyskania takich kredytów była możliwa dzięki rozwijającemu się handlowi
wzdłuż wybrzeża atlantyckiego, między miastami portowymi. Wymieniano
głównie nadwyżki miejscowych towarów. Za czasem handel ten rozwinął się w
sieć pokrywającą nie tylko całe wybrzeże od Nowej Funlandii po Florydę,
ale także kolonie na wyspach karaibskich. Dla niektórych kolonii handel
taki był równie dochodowy jak wymiana przez ocean. Handel oceaniczny,
początkowo ograniczony do linii Anglia – kolonie amerykańskie,
rozszerzył się w późniejszym okresie kolonialnym na Afrykę, skąd
sprowadzano bezpośrednio niewolników. Pod koniec okresu kolonialnego
Ameryka stanowiła już konkurencję dla dotychczasowego monopolu Anglii w
handlu transoceanicznym.
Gospodarka angielska od XVII wieku utożsamiała bogactwo z pieniędzmi, a
co za tym idzie popieranie eksportu i ograniczanie importu dla uzyskania
korzystnego dla kraju bilansu i napływu doń pieniądza. Dla uzyskania
tychże korzyści, głównymi ustaleniami rządu londyńskiego względem
kolonii amerykańskich były (wspomniane już w część drugiej) Akty
Nawigacyjne uchwalane przez angielski parlament w latach 1651-1662. Ich
głównym celem było zahamowanie bezpośredniego handlu kolonii z
kontynentem europejskim. Stojące wówczas produkcją tytoniu kolonie nie
odczuły jednak znacznego spadku eksportu tytoniu, a to z tego względu,
że ten sam tytoń Anglicy i tak wysyłali do innych krajów Europy, w
których zapotrzebowanie stale rosło. Bujny rozwój międzynarodowego i
międzykontynentalnego handlu Ameryki brytyjskie w wieku XVIII podważył
angielskie idee gospodarcze, a zarazem uruchomił dążenia do autonomii
zarówno gospodarczej, jak i politycznej kolonii. Był to kolejny
przyczynek do Rewolucji i amerykańskiego odcięcia angielskiej pępowiny
od w pełni ukształtowanych społecznie kolonii.
Ostatni przodkowie Kirka ze strony ojca, zamieszkujący kolonię Wirginia:
- William Hammett, jr – ur. 14.07.1706 roku w Richmond, Wise County, Wirginia; zm. w kwietniu 1777 roku w Culpeper County, Virginia
- Catherine Elizabeth Hammett (z d. Jones) – ur. 1708 w Culpeper County, Wirginia; zm. 1746 w Culpeper County, Wirginia.
Mimo szybkiego rozwoju miast, nie nadążał on za ogólnym tempem przyrostu
ludności; w 1720 roku pięć największych miast (Boston, Newport,
Filadelfia, Nowy Jork i Charleston) liczyło ok. 36000 mieszkańców, co
stanowiło 7 procent ludności, a w 1760 roku miasta te zamieszkiwało
73000 osób, a więc dwa razy więcej, podczas gdy ludność całej Ameryki
brytyjskiej zwiększyła się w tym czasie czterokrotnie.
Najważniejszym produktem bogacenia się południowych kolonii pozostawał
tytoń. W jego przypadku rolę odgrywały nie tylko ceny płacone przez
kupców angielskich; sprzedawali oni bowiem ogromną większość (do 90
procent) sprowadzanego z kolonii tytoniu do innych krajów europejskich.
Dopiero w latach 20 i 30 XVIII wieku światowe ceny spadły, co odbiło się
natychmiast na imporcie Wirginii i Marylandu. Delikatny wzrost cen po
roku 1740 odwrócił nieco tę sytuację, ale ceny tytoniu podlegały
ciągłym, niedającym się przewidzieć wahaniom. Kolonialni plantatorzy na
taki stan rzeczy zabezpieczyli się uruchomieniem innego rodzaju upraw.
Wprowadzono na znacznie szerszą niż dotąd skalę konopie, kukurydzę, czy
pszenicę. Jednak nie tylko na eksporcie budowano wzrost gospodarczy
południa. Dochodzą do tego handel ziemią, udzielanie kredytów, sprzedaż
hurtową i detaliczną a nawet pośrednictwo w eksporcie z plantacji
mniejszych kolonii. Częstokroć dochody z tych, wydawałoby się pobocznych
działalności, znacznie przekraczały wpływy z eksportu tytoniu. W miarę
bogacenia się rodzin posiadaczy plantacji, a także coraz większej
ekspansji na ziemie zachodnie, otworzyły się perspektywy
zwielokrotniania majątków. W Wirginii Robert Carter wspólnie z sąsiadem
otrzymali prawa do 50 000 akrów ziemi w dolinie rzeki Shenandoah.
Podjęte działania umacniały kształtujące się coraz silniej bogate
dynastie rodzinne, które z biegiem czasu staną się osią konfliktu między
bogatymi rodami w amerykańskich miastach. Dla zdobycia poparcia owe
rodziny przekonywać będą pozostałą społeczność miast do poparcia
pomysłów wpływowych dżentelmenów.
W Bostonie wybuchł istotny spór między zwolennikami utworzenia Banku
Ziemskiego a elitą kupiecką. Bank przez wypuszczenie papierowego
pieniądza ułatwiłby operacje finansowe uboższym mieszkańcom –
szczególnie dłużnikom. Kupcy byli przeciwko papierowemu pieniądzu, jako
lekarstwa dla ratowania ubogich przez przyspieszenie inflacji. Spór
wygrali kupcy, ponieważ rzeczywiście dewaluacja miejscowej waluty
doprowadziła do dużej inflacji.
Wzrost świadomości i solidarności, a także radykalizacja polityczna
wśród większości mieszkańców miast kolonialnej Ameryki, odegrają
naprawdę poważną rolę w okresie walk o ustanowienie Deklaracji
Niepodległości. Żądania formułowane przez społeczność miejską wpłynęły
na kształtowanie się sceny politycznej w tym gorącym okresie; z jednej
strony formułowane były radykalne koncepcje polityczne, atakujące
przepych bogatych, z drugiej strony elity rządzące poczuły się zagrożone
i postulowały o konstytucyjne zabezpieczenia przeciwko większym wpływom
„pospólstwa” na rządy. Upowszechnienie się niewolnictwa w XVIII wieku
ułatwiło stabilizację społeczną wśród białych. Z racji coraz bardziej
zdecentralizowanego osadnictwa, plantatorzy przywykli działać
samodzielnie, bez bliskiej (jak np. w Nowej Anglii) kontroli władz
miejskich. Jednoczesny wzrost zamożności i coraz bardziej widoczna
polaryzacja społeczna ułatwiała rozwój białych rodzin. Na terenach
wiejskich, czy to na północy, czy południu wciąż w świadomości
społecznej było silne poczucie hierarchii. Wielebny Devereux Jarratt,
pastor anglikański w Wirginii, który wywodził się z rodziny drobnego
farmera tak wspominał swoje dzieciństwo przypadające na połowę XVIII
wieku:
Nie używaliśmy kawy ani herbaty na
śniadanie, ani o żadnej innej porze; nie znałem też nikogo, kto by to
czynił. Mięso, chleb i mleko stanowiły codzienną żywność wszystkich
moich znajomych. Przypuszczam, że możniejsi panowie korzystali z takich
luksusów, ale ja do takich osób nie miałem dostępu. Przyzwyczajeni
byliśmy podchodzić do osób nazywanych dżentelmenami jak do ludzi
wyższego rzędu. Jeśli chodzi o mnie, bałem się ich i trzymałem się w
skromnej odległości. W tych czasach peruka była wyróżniającym znakiem
dżentelmena i gdy dostrzegałem mężczyznę w peruce, jadącego konno drogą
ku naszemu domowi budziło to we mnie taką trwogę i nieprzyjemne uczucie,
że uciekałem, przyznaję, jakby memu życiu coś groziło. Takie pojmowanie
różnic między dżentelmenami a pospólstwem było, jak sądzę, powszechne
wśród osób mego stanu i wieku.
Społeczeństwo afrykańskich niewolników wieku XVIII dopiero się
kształtowało. Trudno nawet mówić o społeczeństwie skoro niewolnicy
sprowadzani byli z różnych okolic Afryki i dzieliły ich poważne różnice
kulturowe jeszcze przed przybyciem do Ameryki; łączył ich często jedynie
wspólny status niewolnika. Musieli przejść długą i trudną adaptację;
pokonać zarówno różnice między nimi, jak i przystosować się do kultury
białego właściciela. Trudność w tworzeniu własnej, bardziej jednolitej
kultury powiększał fakt, że stale napływały nowe, i to bardzo liczne,
partie niewolników. Z drugiej jednak strony oznaczało to, że pewne cechy
kultur afrykańskich były podtrzymywane przez przybyszów, którzy nie
ulegli jeszcze wpływom nowego otoczenia. Niemniej czarnoskórzy powoli
wytwarzali własne, specyficzne formy życia społecznego, rodzinnego,
religijnego, a także rozrywki – elementy tak ważne dla ludzkiej
egzystencji w ramach systemu niewolniczego. Niektórzy, z reguły ci
najbardziej zasymilowani, zatrudniani byli w charakterze służby domowej.
Mieli oni bliższy dostęp do środowiska białych, ale też mniej okazji do
kontaktów z innymi Afrykańczykami, cieszyli się lepszymi warunkami
życia, ale odrywali się od środowiska i kultury swoich współrodaków, a
jednocześnie podlegali ściślejszej kontroli właścicieli (dzięki, Quentin!).
Sam fakt szerokiego stosowania przymusu i drastycznych nieraz kar
świadczy o oporze czarnoskórych przeciwko niewolniczemu reżimowi. To, co
biali nazywali lenistwem, symulowaniem choroby, kradzieżą żywności,
było także formą oporu. Wśród białych kolonistów nigdy nie zanikła obawa
przed zbrojnym powstaniem niewolników, a dokumentacją tego są liczne
ustawy przeciwko czarnym buntownikom, a także podpalaczom i trucicielom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz