Niektórym się wydaje, że czubkiem można zostać, ot tak, ni z gruchy, ni z pietruchy. Że na przykład najspokojniej w świecie spacerujesz sobie z rodziną, aż tu nagle doskakujesz do drzewa i zaczynasz je kopać, dopadasz wózeczka i plujesz dzidziusiowi w twarz, podnosisz nogę i obsikujesz kulę kaleki, jednym słowem (w zasadzie dwoma) - odbija ci. Albo inaczej, zwyczajnie szykujesz się do spania, ucałowałeś rodziców, przyjaciół, żonę, dzieci, meble, oszczędności, ubranka, bojler, umywalkę, podeszwy swoich butów, muszlę klozetową. Po prostu dostajesz hyzia. Otóż - nie, nie i jeszcze raz nie. Był (jest) Dziennik zapowiedzianej śmierci, ale jest też (a przynajmniej był) dziennik mówiony przez Tomasza Beksińskiego. Jeśli wierzyć słowom Zdzisława Beksińskiego, ojciec po śmierci syna pozbył się (spalił?), zniszczył mnóstwo taśm, na których Tomasz nagrywał swe spostrzeżenia. Dziennikowe mówienie Tomasza Beksińskiego ktoś kiedyś określił mianem dziennika panicznego.
Zdzisław: Obawiając się, że (...) potem będą tego słuchać rozmaici przypadkowi
ludzie i będzie ktoś w oparciu o to robić rozmaite prace
habilitacyjne prosił też, by po ewentualnym przesłuchaniu, zniszczyć jego dziennik, który prowadził na na minikasetach i była tego cała sterta. (...)
---
Zdzisław: Ty przywiązujesz straszną wagę do Sanoka i do dzieciństwa. Jakoś ci się stworzył świat raju utraconego w związku z Sanokiem i dzieciństwem i wszystkie rzeczy, które tam były, obojętnie jakie przeciętne, czy gówniane były, błyszczą jak diamenty.
Tomasz: Bo te rzeczy wywołują we mnie jeszcze jakieś normalne zdrowe emocje, odruchy, uczucia, które wtedy miałem jako człowiek normalny, jeszcze nie zniechęcony i nie doprowadzony do takiego wraku, jakim jestem w tej chwili. Jestem w tej chwili cynikiem do szpiku kości, a wtedy jeszcze nie byłem. Ja wtedy byłem jeszcze sobą. W tej chwili już nie jestem.
Zdzisław: Ja nie przypominam sobie, żebyś ty był wtedy tak znowu sobą. Przypominam sobie...
Tomasz: Ty se możesz przypominać.
Zdzisław: ... skłonności do zamykania się w sobie, do dramatyzowania. Skłonność rozbabrywania w sobie każdej rzeczy, która się natychmiast nie spełniała po twojej myśli, jako straszliwego dramatu, po którym żyć już nie warto.
Zofia: Nie wyobrażam sobie, że już nic na świecie nie ma takiego, co by ciebie pociągało, interesowało i co byś chciał.
Tomasz: Zrozum, że ja się budzę po nocach i nie śpię i tylko za każdym razem jak myślę, dochodzę do jednej konkluzji: "O Jezu, zabić się. Jak najszybciej. Uciec, uciec, kurwa, uciec w ciemno, zasnąć raz na zawsze, nie budzić się więcej". Skończyłem się. Jestem wrakiem. Nic. Już do niczego się nie nadaję. Nic mi się już nie chce. Ja nawet czuję coś na kształt wstrętu, zarówno do mężczyzn... Potworny! O! Już takie obrzydzenie, że się już dotknąć nie mogę, a do kobiet taki, że... Że właściwie to mi się nie bardzo chce. Powinienem się jednak zabić, coś mi się zdaje...
---
Stella i Trelkovsky
Zaczął jej rozpinać sukienkę. Gdy mu się nie udawało, pomagała mu. Jej twarz była bardziej łobuzerska niż zazwyczaj. Wiedziała, co będzie dalej, i cieszyła się z tego bezwstydnie. Mimo pożądania, Trelkovsky'emu nie udawało się podniecić. Może z powodu alkoholu, a może także dlatego, że ta kobieta w niewytłumaczalny sposób budziła w nim wstręt.
Dlaczego ogarnęło go nagle niezwykłe podniecenie, gdy przypomniał sobie szeroko otwarte usta leżącej na szpitalnym łóżku Simone Choule? Ujrzał dokładnie dziurę po górnym siekaczu, niczym wyłom w szańcu uzębienia przez który przeniknęła śmierć. Machinalnie turlając ząb w dłoni, zastanawiał się, dlaczego Simone Choule włożyła ząb do dziury w ścianie. Niejasno przypomniał sobie dziecinne wierzenie, według którego tak schowany ząb zamienia się w podarek. Czyżby poprzednia lokatorka do tego stopnia zachowała wierzenia małej dziewczynki? A może nie miała ochoty, i Trelkowsky rozumiał ją lepiej niż ktokolwiek inny, rozstać się z kawałkiem siebie samej?
-----
Chimeryczny lokator - postaci: Trelkovsky, Stella, panna Simone Choule - sprzedawczyni w paryskiej księgarni, sąsiedzi w kamienicy, gdzie główny bohater wynajął mieszkanie.
-----
Tomasz: Poszliśmy kiedyś z rodzicami na "Lokatora" Polańskiego, którego nie widzieliśmy wcześniej. Moja matka wyszła wstrząśnięta z tego filmu, natomiast ja wyszedłem z uśmiechem od ucha do ucha i kiedy moja matka powiedziała: "Jaki to okropny film", mówię: "Mamo, nareszcie powinnaś mnie zrozumieć, bo to jest film o mnie". Ja się dokładnie tak czuję jak ten facet. W tej cholernej Warszawie dokładnie tak się czuję. Wiele, wiele lat później, kiedy musiałem wyrwać sobie wreszcie jakiegoś zęba, bo taka sytuacja nastała, ząb ten został przywieziony do domu i został schowany w ścianie... Tutaj, za tą naklejką SPV tam, znajduje się mój ząb. On jest tak na wszelki wypadek tam wsadzony, tak że jak ktoś będzie mnie usiłował skłonić do samobójstwa, to zawsze powiem, że nie nazywam się Simone Choule i nie dam się zastraszyć, bowiem tutaj jest mój ząb.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz